Strona korzysta z plików cookies. Zamknięcie tego komunikatu oznacza zgodę na ich zapisywanie na Twoim komputerze. Dowiedz się więcej. Zamknij

Minimalizm – to temat przewodni pierwszego w 2008 roku wydania „ARTeonu”, któremu poświęcony jest obszerny tekst Michaela Frieda „Sztuka i przedmiotowość” oraz relacja Justyny Balisz z wystawy „Minimalism and Applied” w DaimlerChrysler Contemporary w Berlinie („Prosimy dotykać – minimalistyczne sztuki swobodnie stosowane”).

Sztuka i przedmiotowość
Kształt był także zjawiskiem centralnym dla niemal wszystkich najważniejszych malarzy ostatnich kilku lat. W moich ostatnich kilku esejach starałem się pokazać, jak w pracach Nollanda, Olitskiego i Stelli pojawiał się stopniowy konflikt pomiędzy kształtem jako fundamentalną własnością obiektu i kształtem jako formą przekazu dla obrazu. Mniej więcej wygląda to tak, że sukces czy porażka danego obrazu zaczęły zależeć od jego umiejętności bycia lub nie bycia postrzeganym jako kształt. Wczesne obrazu Olitskiego robione sprayem są najczystszymi przykładami obrazów, które jednocześnie utrzymują i nie udaje im się utrzymać kształtu; w późniejszych jego obrazach, podobnie jak w najlepszych ostatnich dziełach Nolanda i Stelli, żądanie, aby dany obraz stanowił kształt, jest unikane bądź pomijane na szereg sposobów. Istotą tego konfliktu jest to, czy dany obraz lub obiekt jest uznawany za obraz czy obiekt. Tym, co decyduje, czy dzieło identyfikuje się jako obraz, jest to, jak bardzo jest w ono stanie sprostać byciu kształtem. W innym wypadku staje się niczym innym jak obiektem. Można to podsumować stwierdzeniem, że malarstwo modernistyczne uznało za konieczne określenie, czy pokonuje, czy zawiesza swoją własną przedmiotowość. Kluczowym czynnikiem w tym przedsięwzięciu jest kształt, ale kształt, który musi należy do obrazu, musi być zobrazowany, a nie jedynie dosłowny. Sztuka dosłowna uważa kształt za własność obiektu, jeśli nawet nie za obiekt sam w sobie. To wiedzie nie do zawieszenia lub pokonania przedmiotowości, ale wręcz przeciwnie, właśnie ją odkrywa i projektuje.

Robert Morris, bez tytułu (Labyrinth), 1974, Solomon R. Guggenheim Museum, Nowy Jork, Panza Collection, fot. archiwum „ARTeonu”
Prosimy dotykać – minimalistyczne sztuki swobodnie stosowane
Niewielka wystawa w berlińskim Daimler Chrysler Contemporary okazuje się nagle, po podjęciu próby w miarę jednolitej interpretacji, molochem trudnym do ogarnięcia. Poszczególne obiekty są tu ze sobą złączone łatwymi do zerwania cienkimi nićmi powiązań z tytułowymi hasłami „minimalism” i „applied”, a chęć całościowego oglądu czy zrozumienia idei pokazu budzi początkowo wewnętrzny sprzeciw, gdyż grozi nie tyle lekkim „rozmyciem” (co nikogo już dziś nie dziwi i bywa wartością pożądaną), ile momentami niebezpieczną relatywizacją pojęć. Użyty w tytule wystawy termin minimalizm wymyka się wprawdzie już a priori jednoznacznym definicjom, lecz nadal przywołuje w większości z nas dość konkretne i podobne wyobrażenia. Lapidarnie rzecz ujmując, charakteryzują się one redukcją formy do minimum. Organizatorzy – opracowując koncepcję wystawy – na pewno nie mieli na myśli jedynie zdefiniowanego w 1965 roku przez Richarda Wollheima na łamach „Art Magazine” pojęcia minimal art (podając termin w tej wersji, broniono go przed zaszeregowaniem obok wszelkich innych „izmów”). Traktują terminologiczną etykietkę z nonszalancką swobodą, co jednak mieści się w tej definicji minimalizmu, która określa go raczej jako rodzaj tendencji w sztuce, a nie jako ograniczony ramami czasoprzestrzennymi kierunek.

Nic Hess, „E la nave va”, 2006, kolaż na pleksi, w tle Nic Hess „König Gerrit”, 2007, drewno, taśma klejąca, fot. materiały prasowe DaimlerChrysler Contemporary, Berlin
Phoenix Warszawiensis
„Panie Stasiu, jak pan myśli, dlaczego oni palmy nie lubią? – „Bo jest inna” – odpowiedział pan Stasiu. Jest coś symptomatycznego w tej krótkiej rozmowie między Joanną Rajkowską, pomysłodawczynią ustawienia sztucznej palmy w centrum Warszawy, a panem, który przeprowadzał jedną z wielu napraw egzotycznego drzewka. Można powiedzieć, że ta zdawkowa, niemal naiwna wymiana zdań dobrze ujmuje sens tego, co przez pięć lat istnienia „Palmy” o niej mówiono i pisano. Przeglądając archiwa prasowe, trudno wskazać jakieś konkrety w dyskusji o projekcie Rajkowskiej, wyznaczyć osie sporu, znaleźć analizy wydarzeń czy teksty krytyczne. Z dosyć licznych prasowych wzmianek dowiadujemy się tylko, że jest „Palma”, że od czasu do czasu wymaga dofinansowania i naprawy, że są jacyś „oni”, którzy z jakiś powodów Palmy nie lubią i „my”, którzy ją lubimy, i że za całym zamieszaniem stoi charyzmatyczna artystka Joanna Rajkowska.
Interpretacji i analiz brakuje nawet w fachowej krytyczno-artystycznej literaturze, a przecież „Palma” w krótkim czasie znacząco wpisała się w pejzaż Warszawy, zyskała sobie miano turystycznej atrakcji i jednego z symboli stolicy, została także włączona w polityczno-społeczne spory. Wydaje się więc, że mogłaby być idealnym pretekstem do dyskusji, chociażby ogólniejszych, na przykład o roli sztuki w przestrzeni publicznej w Polsce. Czyżby administracyjnie niejasny ontologiczny status „Palmy” – w dokumentach ZDM funkcjonuje nie jako dzieło artystyczne, a jako „obiekt niedrogowy” – sprawił, że krytycy wyłączyli drzewko z kręgu swoich zainteresowań?

Joanna Rajkowska, „Palma”, fot. Joanna Rajkowska
Światła wielkiego miasta
Neon wraca do łask. Szerokie zainteresowanie tym często zapomnianym elementem przestrzeni miejskiej, lekceważonym ze względu na skojarzenia z minioną epoką historii Polski i traktowanym jako jej niechciany relikt, rozbudziło się wiosną zeszłego roku. Wtedy właśnie Paulina Ołowska, artystka młodego pokolenia, która zwraca się chętnie w swojej twórczości ku różnym poetykom modernizmu, postanowiła za zyski ze sprzedaży malowanych przez siebie obrazów odnowić neon „Siatkarka”, znajdujący się na jednym z budynków przy placu Konstytucji w Warszawie, a umieszczony tam w 1961 roku jako reklama sklepu sportowego. (...) Ołowska postawiła na rewitalizację, podczas gdy inna artystka, Ilona Karwińska, postanowiła dokonać artystycznej archiwizacji. Fotografowała warszawskie neony – dokumentując je często w ostatnim momencie przed usunięciem z oryginalnej lokalizacji – a zdjęcia zaprezentowała na wystawie w londyńskiej galerii Capital Culture (maj 2007). Zainteresowanie neonami zaowocowało kolejną prezentacją w Londynie (podczas Poland Street Festival w październiku 2007 roku) oraz listopadową wystawą w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (...). Zainteresowanie tymi starymi iluminowanymi znakami reklamowymi nie jest bezpodstawne. Warszawskie neony to rzeczywiście arcydzieła swojego gatunku – projektowane w latach 50. i 60. przez działających wówczas artystów, zaskakują wyjątkową typografią i umiejętnym spleceniem walorów estetycznych z funkcją użytkową. W latach swojej świetlnej świetności dodawały stolicy prestiżu – jako że neony, począwszy od momentu swojej pierwszej prezentacji na Expo 1910 roku w Paryżu, niemal natychmiast stały się znakiem rozpoznawczym każdej liczącej się metropolii.
Ilona Karwińska, materiały prasowe „Gazety Wyborczej”

Ilona Karwińska, „Warszawskie neony”, Pałac Kultury i Nauki, Warszawa, 10-25.11.2007
Uwodzenie widza
Nigdy wcześniej nie widziałam w galerii tylu samotnych mężczyzn w średnim wieku. Nigdy wcześniej nie zaczynałam się zastanawiać nad wystawą od końca, to znaczy rozpoczynając od kwestii recepcji. Nie ma w tym jednak nic zaskakującego, bo to właśnie kwestia odbioru sztuki stanowi klucz do koncepcji wystawy „Seduced: Art and Sex from Antiquity to Now”, odbywającej się obecnie w londyńskiej Barbican Art Gallery.
Poprzez chronologiczne, choć selektywne zaprezentowanie sztuki, której tematem jest seks, autorzy wystawy przybliżyli widzom historię cenzury sztuki erotycznej w kulturze zachodniej. Ambicją kuratorów nie było jednak proste poinformowanie widza. Pozostali oni wrażliwi na specyficzny charakter sztuki erotycznej – na wpisany w nią wymóg prywatności odbioru. Przestrzeń ekspozycji została więc podzielona na niewielkie, precyzyjnie oświetlone gabinety, dające poczucie intymności pomiędzy widzem a obiektem. Zgodnie z tytułem wystawy, widz również został obiektem – obiektem uwodzenia.

k r buxey, „Requiem”, 2002, kadr z filmu wideo, Heather and Tony Podesta Collection, Washington, D.C., © the artist,fot. materiały prasowe Barbican Art Gallery, Londyn
W styczniowym „ARTeonie” ponadto m.in.: relacja Eulalii Domanowskiej z norwesko-polskiego wieczoru performance w Kunsthall w Bergen („Płoną pieniądze”), tekst Karoliny Majewskiej o wystawie „World as a Stage” w londyńskiej Tate Modern („Świat to scena”), artykuł Piotra Bernatowicza analizujący problem stanu wojny, pojawiający się we współczesnej sztuce izraelskiej („Sztuka w cieniu konfliktu”), recenzje Sabiny Czajkowskiej z wystawy Dominika Lejmana w poznańskiej Galerii AT („Ryza A4 w AT”), Katarzyny Jagodzińskiej z prezentacji Marty Deskur w Galerii Starmach („Towarzyskie Jeruzalem Marty Deskur”), Małgorzaty Szyk z retrospektywy Barbary Falender w CRP w Orońsku („Barbary Falender z(a)mysły kamienia”) i Natalii Kaliś z Supermarketu Sztuki („Akademicki off”), a także omówienie przez Dorotę Łuczak książki Marianny Michałowskiej „Obraz utajony. Szkice o fotografii i pamięci” oraz kolejny felieton Filipa Lipińskiego z cyklu „Notatnik nowojorski” („Williamsburg”).
Zgłoszenie chęci kupna obiektu
Zgłoszenia chęci kupna przyjmowane są od osób zalogowanych w Artinfo.pl
W przypadku braku konta prosimy o rejestrację.
Uwaga - osoby nie pamiętające nazwy użytkownika i hasla mogą otrzymać przypomnienie na adres mailowy, użyty przy pierwszej rejestracji konta.
Prosimy wybrać poniższy link „przypomnij hasło” i wypełnić tylko pole adres e-mail.
W przypadku pytań, prosimy o kontakt z naszym biurem:
22 818 94 68 (poniedziałek - piątek: 10:00 - 17:00)
email: aukcje@artinfo.pl