Strona korzysta z plików cookies. Zamknięcie tego komunikatu oznacza zgodę na ich zapisywanie na Twoim komputerze. Dowiedz się więcej. Zamknij

W lutowym wydaniu „Arteonu” o  kontestatorach polskiego świata sztuki piszą Sabina Czajkowska i Piotr Bernatowicz, poznańską ekspozycję Marka Chlandy recenzuje Michał Haake, londyńską wystawę Anisha Kapoora w Royal Academy of Arts omawia Monika Szmyt, a Adam Andrzej Fuss rozmawia w ramach działu „Sztuka młodych” z Anna Molską i i Truthem, czyli Krystianem Czaplickim.


Okładka: Marek Chlanda, „Marfa – progresja” [Donald Judd], fragment, obraz na płótnie, fot. Jacek Ustasiak, materiały prasowe Muzeum Narodowego w Poznaniu

Reakcja u bram
W tym roku obchodzimy okrągłą rocznicę, dwudziestolecie wolnych wyborów w 1989 roku. Trochę było świętowania, to także czas pewnego rodzaju podsumowań, pojawia się słowo bilans. Również w sztuce.
Od jakiegoś czasu można obserwować coraz silniej podnoszące się głosy, krytycznie oceniające to, co dziś dzieje się w polskim świecie artystycznym – dziś, kiedy dokonała się transformacja i dwadzieścia lat minęło. Co ciekawe, dwie dekady w sztuce podlegają z dzisiejszej perspektywy krytycznej ocenie niejako osobno – lata 90. XX wieku i pierwsza dekada wieku XXI. Chciałabym zwrócić uwagę zwłaszcza na głosy trzech krytyków: Jana Michalskiego, Krzysztofa Jureckiego i Moniki Małkowskiej, którzy – choć nie chórem, oczywiście – wydają się stać na podobnych pozycjach: reakcyjnych, zgodnie z zasadą dynamiki, że akcja rodzi reakcję, czy też może, biorąc pod uwagę apelacyjny charakter tych wypowiedzi – interwencyjnych.


Zdjęcie: Kosztowna akcja Althamera przewiezienia samolotem sąsiadów z Bródna nie podoba się Krzysztofowi Jureckiemu, który widzi w tym marnowanie publicznych pieniędzy – Pawel Althamer, z cyklu „Common task”, Bródno, 2009, fot. K. Kozanowski, dzięki uprzejmości artysty i Open Art Projects, materiały prasowe Modern Art Oxford
The Krasnals: dwa lata walki
Od narodzin grupy anonimowych The Krasnals minęły już prawie dwa lata. W ciągu tego czasu udało im się wywołać spory zamęt w polskim światku artystów, krytyków i kuratorów. Strategia, którą wybrali członkowie tej grupy (do dziś nie ujawnili swoich nazwisk), wywołująca tak krytyczną reakcję, jest dość prosta. Tworzą oni obrazy-pastisze, naśladując początkowo styl Wilhelma Sasnala, później tracąc ten wyraźny punkt odniesienia, nie tracąc jednak nigdy z oka krajowego świata sztuki. Publikują w internecie, rozsyłają reprodukcje do skrzynek mailowych zainteresowanych osób. Te obrazy, a ostatnio także filmy wideo mają odbijać niczym lustro – jak sami powiedzieli w jednym z telewizyjnych wywiadów – właśnie ten świat z najbardziej jaskrawymi przejawami absurdu w nim występującymi, jak owa niczym, zdaniem The Krasnals,  nieuzasadniona popularność malarstwa Wilhelma Sasnala. To w końcu z jego wystawy w Zachęcie pt. „Lata walki” wykluli się The Krasnals.


Zdjęcie: Whielki Krasnal, „Piramida zwierząt na podstawie pracy Katarzyny Kozyry”, 2008, olej na płótnie
Wyróżnienie i uobecnienie
Swoją kolejną pracą malarską Marek Chlanda przypomina postaci, które, jego zdaniem, wniosły w XX wieku szczególny wkład w rozwój duchowy Europy i świata. Na powstałe w latach 2006-2007 „Beatyfikacje” (łac. beatificare – wyróżniać) składa się 116 niewielkich płócien, zgrupowanych w jedenaście zespołów. Odbiór dzieła wydaje się najsilniej zdeterminowany przez fakt, że zostało ono poświęcone wybitnym, w dużej mierze dobrze znanym osobowościom twórczym (w kolejności alfabetycznej: Antonin Artaud, Wanda Boniszewska, Paul Cézanne, Émile Cioran, Donald Judd, Jerzy Grotowski, Katarzyna Kobro, Janusz Korczak, Thomas Merton, Stanisław Musiał, Mark Rothko, Nelly Sachs, Andrzej Szewczyk, Inoue Yuichi, Ludwig Wittgenstein). Polegać może on, na przykład, na sprawdzaniu, które z faktów biograficznych zostały uwzględnione, zilustrowane przez artystę. Obrazy odsyłają widza do życiorysu konkretnej osoby, w którego świetle zrozumiałe staje się użycie pewnych motywów dla zbudowania narracji o bohaterach poszczególnych cykli, takich jak pejzaż przypominający Górę Świętej Wiktorii na obrazach Paula Cézanne’a, modlitewna cela w cyklu o Thomasie Mertonie, kolumna romańska z kościoła św. Trójcy w Strzelnie w serii dotyczącej Andrzeja Szewczyka czy macewy w zespole poświęconym Nelly Sachs.
Konfrontując dzieła z biografiami osób, śledzimy jednak przede wszystkim proces koncepcyjny, który zaowocował wyborem przez Chlandę takich, a nie innych motywów.


Zdjęcie: Marek Chlanda, „Janusz Korczak”, obraz na kartonie, fot. Jacek Ustasiak, materiały prasowe Muzeum Narodowego w Poznaniu
Nazywam się czerwień *
Nie tak dawno, w 2002 roku, w ramach projektu Unilever i Tate Modern, Anish Kapoor, zdobywca Turner Prize, wypełnił całą przestrzeń Turbine Hall monumentalnym projektem „Marsyas”. Instalacja składająca się z dwóch metalowych okręgów, ustawionych wertykalnie na krańcach hali, oraz z dodatkowej obręczy, ułożonej wyżej, w poziomie na środku, połączona była rozciągniętą, ciemnoczerwoną, elastyczną powłoką z PCV. Podobna do tuby konstrukcja miała przywoływać, konotując zgodnie z intencją Kapoora skórę, los tytułowego bohatera mitologicznego. W tym roku natomiast na prezentowanej w Royal Academy of Arts w Londynie, pierwszej w historii (!) instytucji wystawie monograficznej, ten urodzony w Indiach, brytyjsko-hinduski rzeźbiarz, o korzeniach iracko-żydowskich, demonstruje empiryczną elastyczność sztuki współczesnej i otwartość na sensualny odbiór.
Prace Kapoora, dzięki unikaniu rozpoznawalnych hinduskich kulturowych znaków, dosłownie wchłaniają odbiorcę swoim niezdefiniowanym przy pierwszej konfrontacji, ale – jak się przekonamy – specyficznie wznoszonym hybrydycznym układem różnych przestrzeni. Śladem oryginalności źródła kultury, z którego wywodzi się twórczość artysty, pozostaje jednak wszechobecna czerwień, samodzielny protagonista mise-en-scène, rozpoznawalna hinduska sygnatura rzeźbiarza


Zdjęcie: Anish Kapoor, „Shooting into the corner”, 2008-2009, MAK, Wiedeń, Austrian Museum of Applied Arts/Contemporary Art, instalacja w Royal Academy of Art, Londyn, 2009, fot. Dave Morgan, materiały prasowe Royal Academy of Arts
Mocny głos artysty
Adam Andrzej Fuss: Jesteś zadowolona z werdyktu jury Spojrzeń 2009?
Anna Molska: Czy oczekujesz, że będę narzekała, krytykowała decyzje niezależnego jury albo dyskredytowała dokonania Wojtka? Komu jak komu, ale Wojtkowi nagroda się należała i chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Ja przyzwyczaiłam się do drugich miejsc. To wygodna pozycja. Bezpieczna sytuacja.
Ostatnie prace otwierają nowy etap, czy też są kontynuacją wcześniejszych poszukiwań?
Nie rozpatruję tego, co robię, w kategoriach etapów. Trochę za krótko działam, by próbować tworzyć linearne, chronologiczne narracje budowane z moich prac. Wolałabym zresztą, aby wpisywano je w szerzej zachodzące procesy, idee, postulaty. Na pewno jednak pewną zmianę przyniósł mój poprzedni film – „Tkacze”, w którym sięgnęłam po nowe dla siebie środki i bardziej sprecyzowaną tematykę. To praca, która odnosi się do konkretnej realności, dotyka mitu myśli lewicowej.
Czy starasz się wpisać swoją twórczość w konkretne ramy/poglądy polityczne, myślisz o takim ideologicznym zaangażowaniu, o przełożeniu tego na swoje prace?
Oczywiście, nie uniknę wpływu moich poglądów na to, co robię. Przed tym nie da się uciec i nie powinno się nawet próbować. Na pewno nie staram się wpisywać swoich prac w jakieś ramy. Ja po prostu nie maluję obrazów dla samego malarstwa, ani nie dłubię w glinie w imię tak zwanych artystycznych wartości czy artystycznych problemów. Interesuje mnie realne życie, a to, co rzeczywiste, musi być zaangażowane.


Zdjęcie: Anna Molska, „W=F*S (Work)”, 2008, kadr z filmu, fot. dzięki uprzejmości artystki
Interwencjonista
Adam Andrzej Fuss: Kim jest Truth?
Truth/Krystian Czaplicki: Artystą, który infekuje miejską tkankę rzeźbiarskimi interwencjami.
Interesuje mnie los Twoich prac. Czy dokumentacja jest ważna? To przecież dzięki niej będziesz mógł odtwarzać projekty już zrealizowane w innych przestrzeniach...
Dokumentacja jest ważna, ale nigdy nie odtwarzam projektów, zawsze powstają do jednego miejsca, to właśnie miejsce sprawia, że moje rzeźby zaczynają żyć. Wyjątkiem są półokrągłe huby i kolce – używam ich jako tagów, wirusów, które w zasadzie mogą powstać wszędzie i w każdym kontekście. Prace raz pozostawione na ulicy zawsze na niej zostają, są jej naturalnym elementem, nigdy ich nie zabieram z powrotem. Nie wiem, jak dokładniej to określić, zabrzmi to pewnie trochę patetycznie, ale jest to dla mnie rodzaj osobistego oczyszczenia.
Jak oceniasz, co jest twoim największym sukcesem?
Gdy materializuje się moja kolejna praca, w idealnym dla niej miejscu, jak w mojej wizji, to za każdym razem towarzyszy temu niezwykłe uczucie. Trudna do opisania dziecięca radość, dziwne spełnienie, wtedy za każdym razem czuję, że osiągnąłem sukces.


Zdjęcie: Truth, Wrocław 2008, fot. dzięki uprzejmości artysty
W lutowym „Arteonie” ponadto wystawę duetu KwieKulik w Galerii Awangarda we Wrocławiu relacjonuje Sabina Czajkowska, o festiwalu twórczości Tadeusza Kalinowskiego w Poznaniu pisze Ewelina Jarosz, Magdalena Zięba natomiast relacjonuje wrocławską prezentację Kamy Sokolnickiej, a zbieżność losów człowieka i manekina sklepowego w swym felietonie śledzi „Plastyk miejski”, czyli Maciej Wysocki.
Zgłoszenie chęci kupna obiektu
Zgłoszenia chęci kupna przyjmowane są od osób zalogowanych w Artinfo.pl
W przypadku braku konta prosimy o rejestrację.
Uwaga - osoby nie pamiętające nazwy użytkownika i hasla mogą otrzymać przypomnienie na adres mailowy, użyty przy pierwszej rejestracji konta.
Prosimy wybrać poniższy link „przypomnij hasło” i wypełnić tylko pole adres e-mail.
W przypadku pytań, prosimy o kontakt z naszym biurem:
22 818 94 68 (poniedziałek - piątek: 10:00 - 17:00)
email: aukcje@artinfo.pl