Strona korzysta z plików cookies. Zamknięcie tego komunikatu oznacza zgodę na ich zapisywanie na Twoim komputerze. Dowiedz się więcej. Zamknij

Rafał Jakubowicz – laureat Nagrody „Arteonu” za rok 2007
Piotr Bernatowicz

Jury Nagrody „Arteonu”, obradujące 3 marca 2008 roku w składzie: Jerzy Hanusek, Piotr C. Kowalski, Jarosław Kozakiewicz, Jarosław Suchan oraz niżej podpisany (bez prawa głosu), postanowiło jednogłośnie, po długiej dyskusji dotyczącej charakteru nagrody i wszystkich zgłoszonych nominacji, przyznać nagrodę za rok 2007 Rafałowi Jakubowiczowi.
Artysta ten zasłynął w roku 2002 kontrowersyjną pracą pt. „Arbeitsdisziplin”, w której objawił się jako wrażliwy tropiciel obecność historycznych traum związanych z II wojną światową, tkwiących wciąż we współczesnej rzeczywistości. Ta cecha charakteryzuje także jego późniejsze prace, takie jak „Pływalnia” (2003-2006) oraz „Piaskownica” (2006).
nagroda_jakubowicz_2004.jpg
Rafał Jakubowicz, fot. Mariusz Jodko, Entropia, 2004

Temat przewodni kwietniowego wydania „ARTeonu” to  Berlin i biennale. Tuż przed otwarciem tegorocznej, 5. edycji berlińskiego biennale o jego historii i perspektywach pisze Magdalena Moskalewicz. Berlin – miejsce przychylne sztuce i artystom przedstawiają natomiast Dorota Łuczak i Sabina Czajkowska.

Berlińskie biennale: historia i prognozy
Berlińskie biennale zostało oficjalnie powołane w 1996 roku – jak chcieli fundatorzy – „na wzór” weneckiego, jednakże formuła niemieckiej imprezy od początku znacznie odbiegała od pierwowzoru. Biennale w Berlinie z założenia prezentuje sztukę młodych, mniej znanych i niekoniecznie już docenionych artystów, nie ma także nic wspólnego z tradycyjnym dla Wenecji wystawianiem prac według narodowego klucza. Co więcej, pierwsze berlińskie biennale, które odbyło się w 1998 roku, pokazywało wyłącznie sztukę tworzoną w tym mieście – przez artystów różnych narodowości, ale koniecznie związanych w jakiś sposób ze stolicą Niemiec. Po wielkim sukcesie 4. edycji, która okazała się wystawą wielopoziomową, łączącą wątki historyczne i artystyczne z egzystencjalnymi, wymagania stawiane tegorocznej edycji berlińskiego biennale są spore i wyznaczonemu na głównego kuratora Adamowi Szymczykowi oraz dobranej przez niego na współkuratora Elenie Filipovic niewątpliwie trudno będzie im zadośćuczynić. W tym roku biennale będzie się odbywać pod hasłem „When things cast no shadow (Kiedy rzeczy nie rzucają cienia)” i zaplanowano je jako kilkutygodniowe, ogarniające cały Berlin, nieprzerwane święto sztuki. Nieprzerwane, gdyż otwarte w ciągu dnia ekspozycje będzie dopełniać program pod nazwą „Mes nuits sont plus belles que vos jours (Moje noce są piękniejsze od twoich dni)” – odbywające się po zmroku w 63 miejscach stolicy Niemiec koncerty, wykłady, pokazy filmów, performance i warsztaty – stanowiące dyskursywne i performatywne pendant do wystawianych prac. Kuratorzy biennale zapowiadają, że będzie ono miało formę otwartej struktury niepołączonej żadnym głównym wątkiem – stąd właśnie założenie, by wymykać się standardom wyznaczanym przez tego typu imprezy, zamazywać jasno wyznaczone kontury i „nie rzucać cienia”. „Śledzenie różnorodności praktyk artystycznych” ma zarazem „rewidować typowy układ i tymczasowość biennale”.

BB2, András Gálik & Bálint Havas [Little Warsaw], „Qualities”, 2001, S-Bahnbögen Jannowitzbrücke, © Jens Liebchen, 2001, fot. materiały prasowe KW Berlin
Berlińskie przestrzenie sztuki – krótki przewodnik
Podczas gościnnego wykładu René Blocka w poznańskiej Galerii Szyperska (grudzień 2007) padło stwierdzenie, że Berlin nie potrzebuje biennale sztuki współczesnej. Najważniejszym aspektem każdego biennale jest bowiem wymiana myśli oraz doświadczeń pomiędzy lokalnymi i międzynarodowymi artystami, pobudzenie do korelacji, tymczasem stolica Niemiec, permanentnie goszcząca twórców z całego świata, pozwala na takie konfrontacje każdego dnia. Obok czynników artystycznych, Block podkreślił także ekonomiczne znaczenie wydarzenia. To ostatnie z pewnością pozostaje jednym z najważniejszych zagadnień dla berlińskiego rynku. Siatka przestrzeni wystawienniczych oraz sprawnie działający rynek doprowadziły do „akumulacji” artystów. Warsztaty kuratorskie, wystawy, projekty realizowane wewnątrz i na zewnątrz Berlina, liczne publikacje oraz projekcje to efekty intensywnej międzynarodowej pracy. Wykłady, spotkania i konferencje towarzyszące wystawom stanowią część obligatoryjnego programu kilku największych instytucji związanych ze sztuką współczesną. Bez wątpienia to one wyznaczają główny nurt, nobilitują artystów, stają się punktem odniesienia dla galerii. Główną oś tworzą przede wszystkim Kunst Werke: Institute for Contemporary Art (KW) oraz Hamburger Bahnhof.

Hamburger Bahnhof, © Staatliche Museen zu Berlin, fot. F. Friedrich, Berlin
Berlin statystycznie
Według przybliżonych szacunków, w Berlinie mieszka w tej chwili ok. 10 tysięcy artystów, funkcjonuje niewyobrażalna liczba galerii, dochodząca nawet do 500. Według statystyk Związku Berlińskich Galerii (LVBG) z 2002 roku, kiedy w mieście było ok. 300 galerii, odwiedziło je 1,09 miliona widzów, z czego 436 tysięcy stanowili goście zamiejscowi.
Co właściwie sprawia, że Berlin jest dzisiaj przestrzenią dla sztuki tak odmienną, tak pociągającą? By odpowiedzieć na to pytanie, będziemy musieli wskazać kilka przyczyn, ale pierwsza z nich jest bardzo prosta: Berlin to najtańsza stolica w Europie. Zjeżdżają tu artyści z całego świata, bo mogą tu żyć, tworzyć i jeszcze się utrzymać. Istnieją programy miejskie, które pozwalają artystom na wynajęcie studia w budynkach, które miasto na to przeznacza (licząc, że miejsca te będą „żywe”, że cała dzielnica będzie zyskiwać), za 100-120 euro. W zamian artyści często zobowiązują się do robienia wystaw w takim budynku co dwa miesiące. Dla porównania, za wynajęcie atelier w Paryżu trzeba średnio zapłacić 600-800 euro. W Londynie podobnie, ok. 300-350 funtów. Niegdyś to Nowy Jork „ukradł” Europie sztukę nowoczesną, teraz trwa wręcz exodus artystów z miasta, które na sztuce postanowiło zarobić. Amerykanie mówią, że w Berlinie można się czuć jak w Nowym Jorku przed 20 laty – w atmosferze wolności, spontaniczności i pobudzających energię do działania nieskrępowanych możliwościach.

Neue Nationalgalerie, rzeźba na pierwszym planie: Henry Moore, „Łucznik”, 1964, © Staatliche Museen zu Berlin, fot. F. Friedrich, Berlin
Christian Boltanski w Warszawie
Boltanski mówi o pragnieniu kreowania w swoich (dużych) wystawach czegoś pomiędzy teatrem (bez tekstu i bez spektaklu) a instalacją, po to, by wyzwolić w widzu emocje podobne do tych, jakie towarzyszą dziełom wykorzystującym czas pojęty linearnie, np. w kinie, gdzie rozwój akcji przebiega od jakiegoś początku do jakiegoś końca i gdzie wybuchowi emocji towarzyszy pewnego rodzaju szok. Konstruując wystawy, często z wielu elementów użytych już wcześniej, działa jak orkiestrator, odgrywający na nowo partyturę (raz lepiej, raz gorzej). Nawet w małej wystawie, jaką zaaranżował w Galerii Foksal – a może dlatego właśnie – widać ten specyficzny teatr emocji, jaki tworzy Francuz. W ciemności stajemy przed falującą zasłoną – ekranem, na którym pojawia się duży wizerunek twarzy. Zmienia się, od dziecka przez młodzieńca do dojrzałego mężczyzny. To Boltanski. Za ekranem, w czarnym pomieszczeniu pulsuje żarówka, słychać bicie serca. Bardzo prosto (minimalnie – Boltanski przecież swój rodowód artystyczny wywodzi z lat 60.), intymnie – o przemijaniu, o życiu i zarazem jakimś niepokoju z nimi związanym.

Christian Boltanski, wystawa „Serce”, Galeria Foksal, 2008, fot. J. Gładykowski / Galeria Foksal
Pamięć Zagłady
Podczas alianckiego nalotu na Berlin 3 lutego 1945 roku jedna z bomb uderzyła w kamienicę przy 15/16 Grosse Hamburgerstrasse, doszczętnie niszcząc środkową część budynku. Ocalałe boczne klatki schodowe odnowiono po wojnie, ale już w ramach oddzielnych kamienic. Łączący je niegdyś fragment nigdy nie został odbudowany – pozostała luka, pustka ujęta z dwóch stron szczytowymi ścianami domów, ślepymi jak los, który zrządził o ich istnieniu.
Właśnie to miejsce, tę pustkę Christian Boltanski potraktował jako „materię” swojej pracy zatytułowanej „The Missing House”. Wraz z asystentami zrekonstruował na podstawie dokumentów listę lokatorów zburzonego fragmentu budynku. Następnie na przeciwległych, szczytowych ścianach zachowanych części kamienicy Boltanski umieścił tabliczki z nazwiskami mieszkańców, ich profesją oraz okresem pobytu, starając się przy tym, by tabliczki wisiały na wysokości odpowiadającej niegdysiejszemu miejscu zamieszkania danego lokatora.

Christian Boltanski, „The Missing House”, 1990, fot. archiwum „Arteonu”, internet
Jestem dzieckiem Cartoon Network
Patrzysz w lustro na swoje odbicie. Co widzisz?
Dzieciaka, który próbuje się odnaleźć w tym nieprzyjaznym kraju. Dosyć dużo podróżuję i wiem, że gdzie indziej pewne rzeczy przychodzą znacznie łatwiej. Nie mówię o pieniądzach, raczej o wolności artystycznej. W Polsce mnóstwo rzeczy jest absurdalnie skomplikowanych
Co dla Ciebie znaczy być artystą tworzącym w Polsce? Ważny jest dla Ciebie kontekst lokalny czy globalny?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę się wpierw mocno zastanowić, czy mogę o sobie mówić: artysta. Światek artystyczny jeszcze nie dorósł do uznania twórców ulicznych za artystów. Nadal są traktowani jako niedojrzali lub jako wybryk natury.

Zdjęcie: archiwum Sławka Czajkowskiego
W naturze nic nie ginie
Wolisz zastawiać na widza pułapki czy go uspokajać?
Na pewno nie ma tu miejsca na pułapki, ale odbiór sztuki różni się od oglądania telewizji i tego publiczność powinna być świadoma. Faktycznie, bywam „niebezpieczna” dla widza, nie wynika to jednak z przyjętej strategii, ale jest środkiem wyrazu, istotą komunikatu. Znamy z życia przykłady nagłych zagrożeń, nieprzewidzianych sytuacji, na które nie jesteśmy przygotowani, ale musimy się w nich odnaleźć, czasem myślę, że dobrze jest się w tym wyćwiczyć pod ciężarem uwieszonej na nas performerki w bądź co bądź bezpiecznych ramach sztuki (performance „Twoja”).
Czy dzieło, nad którym pracujesz, jest zawsze tym, co założyłaś na początku, czy też jakieś emocje, pomysły, pewne słabości lub jeszcze coś innego może je zmienić w trakcie tworzenia?
Performance ma szczególnie nieprzewidywalną naturę. Przez to, że ma charakter improwizacji i interakcji z publicznością. Dlatego nigdy nie nastawiam się na konkretny przebieg akcji, raczej wyostrzam zmysły, aby być czujną na różne opcje i gotową do reakcji. Zwłaszcza dotyczy to działań, które nie są indywidualne, a wykonywane w duecie lub w grupie.

Angelika Fojtuch, performance „...” w s’Hertogenbosch w Holandii, fot. archiwum Angeliki Fojtuch
W kwietniowym „Arteonie” ponadto: artykuł Piotra Bernatowicza o jerozolimskim Museum on the Seam, relacja Justyny Balisz z wystawy „History Will Repeat Itself” w Kunstwerke Berlin oraz recenzje: Natalii Kaliś z wystawy „Desenie” Zofii Kulik w warszawskiej Galerii Le Guern, Sabiny Czajkowskiej z wystaw Andrzeja Kurzawskiego w Muzeum Narodowym, Galerii Miejskiej Arsenał i Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, Katarzyny Jagodzińskiej z wystawy „Fluxus East. Fluxus w Europie Środkowo-Wschodniej” w krakowskim Bunkrze Sztuki oraz Michała Haakego z wystawy Marcina Berdyszaka w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu. W nowym „Arteonie” również kolejny felieton Filipa Lipińskiego z cyklu „Notatnik nowojorski”.
Zgłoszenie chęci kupna obiektu
Zgłoszenia chęci kupna przyjmowane są od osób zalogowanych w Artinfo.pl
W przypadku braku konta prosimy o rejestrację.
Uwaga - osoby nie pamiętające nazwy użytkownika i hasla mogą otrzymać przypomnienie na adres mailowy, użyty przy pierwszej rejestracji konta.
Prosimy wybrać poniższy link „przypomnij hasło” i wypełnić tylko pole adres e-mail.
W przypadku pytań, prosimy o kontakt z naszym biurem:
22 818 94 68 (poniedziałek - piątek: 10:00 - 17:00)
email: aukcje@artinfo.pl