Mówiąc: Zanikający Wałbrzych, myślę nie o przeobrażającym się po zmianach ustrojowych i restrukturyzacji i odzyskującym swój blask przyjazny mieszkańcom, moim rodzinnym mieście, tylko o tym odchodzącym, wyrosłym ze swojej przeszłości i związanym z przemysłem wydobywczym, z kopalniami, koksowniami, i innymi zakładami przemysłowymi, których dzisiaj już nie ma, jednak pozostały w moich dziecięcych i młodzieńczych wspomnieniach.
Decyzjami wielkich tego świata, tworzących nowy ład po II wojnie światowej, Wałbrzych znalazł się w granicach Polski. Wtedy to zaczęli do niego przyjeżdżać nasi rodzice zagospodarowując mienie pozostawione przez poprzednich mieszkańców, niejednokrotnie opuszczających te tereny w pośpiechu i tylko z bagażem podręcznym, zostawiających swoim następcom, wszystko, co przez całe pokolenia dotychczas zbudowali, osiągnęli, wypracowali.
Do tak opuszczonego i pozostawionego miasta, przybyli osadnicy – nasi rodzice, a my staliśmy się pierwszym polskim pokoleniem w tym mieście. I wzrastaliśmy wśród rówieśników, sąsiadów mówiących po polsku, ale otaczające nas przedmioty, wyposażenia mieszkań, strychów, piwnic były „poniemieckie”, również szyldy, napisy na murach były w języku niemieckim.
Urodziłem się w wałbrzyskiej dzielnicy Podgórze, nazywanej wcześniej Dittersbach, na krótkiej ulicy łączącej jakby dwa przeciwległe zbocza doliny wyżłobionej przez potok.
Na jednym zboczu wznosiła się monumentalna, ewangelicka świątynia zbudowana z czerwonej klinkierowej cegły, a po przeciwnej stronie stała koksownia.
Tak więc urodziłem się w cieniu ewangelickiej świątyni i blasku poniemieckiej koksowni.
Świątynia jeszcze jakiś czas spełniała swoje religijne przeznaczenie, jednak później zamieniono ją na magazyn, aż w końcu spłonęła i swoją ruiną straszy do dzisiaj.
Koksownia natomiast, to rozbłyskiwała swoimi piekielnymi ogniami, to spowijała dolinę w całkowitych ciemnościach, wypuszczając kłęby szaro – brunatnego dymu i popiołu, który osiadał na wszystkim dookoła. Lecz i dla koksowni los nie był łaskawy. Została zdemontowana, rozebrana i dzisiaj nie ma po niej żadnych śladów.
Na moim pierwszym zdjęciu, jestem ładnie ubranym, małym chłopczykiem, siedzącym w dziecięcym wózku. Zapewne wózek i ubranka należały kiedyś do mieszkańców, którzy to miejsce w pośpiechu musieli opuścić.
Kolejne zdjęcia zatrzymują dni, miesiące, całe lata mojej młodości w Wałbrzychu.
Te wszystkie wspomnienia chciałem uchwycić w moich pracach, ukazując przemysłowe akcenty miasta, w których właśnie dorastałem, a które dzisiaj już zniknęły z jego krajobrazu.
By w pełni się wyrazić, użyłem do tego specjalnej techniki, takiej rozmytej, rozwodnionej, podobnie jak rozmyta z czasem staje się pamięć.
Z tafli wody zbierałem rozpuszczoną na jej powierzchni farbę, używając odpowiednio wcześniej przygotowanych szablonów. Następnie, w pozostałych po szablonach pustych miejscach, wykonywałem nadruk, stosując różne techniki grafiki artystycznej, by ostatecznie osiągnąć pożądany efekt.
Wykonany tą techniką cykl zatytułowałem: „Fioletowe lato”, ze względu na dominujący w nim kolor.
Inne prace wykonane w różnych technikach graficznych lub jako obiekty artystyczne, są również związane z wałbrzyskim węglem. Pamiętajmy, że przez pokolenia, praca przy wydobywaniu węgla pozwalała górnikom i ich rodzinom na przysłowiowy „chleb powszedni” i na godne życie.
W pracy pt. „Bieda szyb – Zygmunt”, sarkastycznie i jednocześnie refleksyjnie umieściłem swoją podobiznę, nadając jej motto: „każdy ma w sobie swój szyb i wydobywa z niego tyle, na ile go stać”.
Ja wydobyłem ( i nadal wydobywam!), ze swojego „bieda szybu” to, co Państwu prezentuję, na tej wystawie.
I tak:
– Tryptyk wałbrzyski składa się z trzech prac, które wykonałem w technice druku wypukłego i frottage na drewnianych elementach z poniemieckiego kredensu.
– Dyptyk wałbrzyski ukazuje wałbrzyskie szyby kopalniane, z charakterystycznymi hałdami w tle oraz z tym co się dzieje w kopalnianych podziemiach. Dyptyk jest wykonany w technice linorytu.
– Seria małoformatowych monotypii i kolaży pokazuje wałbrzyskie kamienice, zaułki z odrapanymi i okaleczonymi elewacjami, które sukcesywnie zmieniają swój wygląd, lub ulegają rozbiórce.
– Obiekt pt. „Dittersbach” powstał ze znaleziska na opuszczonym, zdewastowanym cmentarzu ewangelickim na Podgórzu. Zawiera epitafium wyryte w piaskowcu z imieniem: Ernest Heinzel.
– W obiekcie pt. „Gwarek” widzimy, jak umorusany węglowym pyłem, ze zmierzwionymi od pracy włosami, rozświetlając sobie górniczą lampką podziemne wyrobiska idzie Gwarek, dźwigając dwie bryły właśnie wydobytego węgla.
– W obiekcie: „Węgla naszego wałbrzyskiego” nawiązuję do tego, że węgiel dawał ludziom ogrzewanie, pracę, a co za tym idzie i pożywienie, i lepszy byt, i możliwość awansu społecznego, realizacji swoich planów i rozwoju.
– Natomiast praca pt. „Waldenburger Koffer“ zawiera woreczki z nadrukiem herbu miasta, napełnione węglem i wsadzone w walizkę emigranta. Podobnie jak inni mieszkańcy różnych stron świata, opuszczając swoje rodzinne strony zabierali ze sobą woreczki z ziemią, tak ja, w symboliczny sposób pokazałem woreczki napełnione rodzimym, wałbrzyskim węglem.
Tytułową walizeczkę przyozdabia cynkowa patera z herbem i napisem: „Schützenverein Waldenburg – Altwasser in Schlesien 1894”.
Nikt z tych ludzi nie przypuszczał wtedy, że w Niemczech nastanie nazizm, który spowoduje wojnę, wskutek której, za jakieś 50 lat (licząc od daty wyrytej na paterze), będą zmuszeni opuścić swoje rodzinne strony.
Obecnie Wałbrzych, po ciężkich czasach restrukturyzacji, w bardzo dynamiczny sposób zmienia swoje oblicze, z kiedyś kopalniano – przemysłowego, zadymionego, pokazującego „zwęglone słońca”, na zielone, ukazujące swoje walory krajobrazowe i topograficzne, dobrze skomunikowane, z dużą bazą usługową, przyjazne mieszkańcom i coraz liczniej przybywającym turystom miasto.
W moim Wałbrzychu, w 1966 r. z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka ogłoszono Konkurs Plastyczny dla dzieci ze szkół podstawowych, pt. „Praca górnika”.
Organizatorami byli Prezydium Miasta Wałbrzycha, Wydział Oświaty i nowopowstałe BWA Wałbrzych.
W tamtym konkursie zająłem pierwsze miejsce i myślę, że tegoroczna wystawa w Wałbrzyskiej Galerii Sztuki BWA, również tematycznie związana z wałbrzyskim węglem, jest jakby kontynuacją, lub dokończeniem TAMTEJ, jeszcze dziecięcej pracy.
Z. St. Nasiółkowski
Wałbrzych 2024
Zygmunt St. Nasiółkowski
Urodzony w Wałbrzychu. Dyplom z grafiki artystycznej obronił u prof. dra Leona Jończyka w APA Monachium w 1998 r.
W latach 1996 do 2015 był stałym, wolnym wspólpracownikiem jako grafik i ilustrator, czasopism o profilu szachowym i muzycznym, które ukazywały się w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Włoszech. Zaprojektował także serię okładek książek szachowych, dla jednego z wydawców z USA.
W 2015 r. wziął udział w akcji artystycznej Arte in Diretta podczas Expo w Mediolanie, reprezentując polski pawilon wystawowy.
W latach 2016 i 2020, wykonał oprawę plastyczną do festiwalu szachowego im. Krystyny Hołuj – Radzikowskiej we Wrocławiu, a w latach 2005 – 2012 oprawę plastyczną polonijnych mistrzostw Niemiec w szachach w Haus Concordia.
W 2017 linoryt Maria i w 2023 drzeworyt Fryderyk Chopin, zostały zakwalifikowane do wystawy pokonkursowej międzynarodowego konkursu graficznego im. Józefa Gielniaka, organizowanego przez Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze.
Prowadził zajęcia plastyczne i dydaktyczne z dziećmi i młodzieżą w ośrodku PMK – Haus Concordia.
W latach 2011 – 2018, wykonał serię malowideł ściennych Święci XX wieku w Kościele Katolickim Maria Königin w Lüdenscheid.
Kuratorka: Ilona Sapka