Czerwony olbrzym to gwiazda, która jest na ostatnim etapie swojej ewolucji, zwiększa wtedy promień, a jej barwa zmienia się w odcieniach czerwieni. Jednocześnie emituje jasność 3 tysiące razy większą od innych gwiazd. Za około 5 miliardów lat Słońce wejdzie w fazę końcową i prawdopodobnie pochłonie najbliższe mu planety Układu Słonecznego – Merkurego, Wenus i Ziemię. Koniec planety, na której żyjemy, jest jedynie kwestią czasu.
Nieunikniona katastrofa kładzie się cieniem na przyszłości Ziemi. Do apokaliptycznej wizji przyzwyczaiły nas popkultura, literatura science fiction i gry komputerowe. Zanim jednak dojdzie do wielkiego wybuchu, czekają nas procesualne, ale dostrzegalne na co dzień zmiany klimatyczne i ich konsekwencje. Susza, pożary i brak wody spowodują zmiany w dostępności środków do życia i produkcji dóbr użytkowych. To z kolei doprowadzi do ponownego zdefiniowania relacji społecznych oraz bezpośrednio wpłynie na polityczne i ekonomiczne decyzje poszczególnych krajów. Pozorne oswojenie z perspektywą katastrofy skutecznie gasi próby zmiany sytuacji, która wymaga radykalnych kroków.
Jak przetrwać katastrofę? Przestać się rozmnażać? Zmienić nawyki? Przestać kupować? Magazynować wodę? Zrobić rewolucję? Zbudować schron? Każdy scenariusz powraca jak bumerang, każdy wydaje się nietrafiony. Schrony to pamiątki po konfliktach i wyścigach zbrojeń. Zimnowojenne inwestycje powstawały napędzane myślą o przyszłości świata po wybuchu bomby atomowej. Archaiczne budowle miały ratować wybranych przywódców i polityków, rzadziej zwykłych ludzi. Głęboko wpojony indywidualizm każe nam walczyć z kryzysem samotnie, a nie razem i solidarnie. Choć wiemy, że wojen nie wygrywa się w pojedynkę.
Czerwony olbrzym Zuzy Golińskiej nawiązuje do jej projektu Słońca, także mierzącego się z widmem katastrofy klimatycznej. Strategia pracy Zuzy opiera się na wykorzystywaniu odpadów z zakładów produkcyjnych, których przyszłość jest niepewna. Dni stoczni, kopalni i fabryk są policzone, automatyzacja produkcji wypiera manualną pracę robotników. To właśnie z nimi współpracuje artystka, wykorzystując wiedzę i fach ginących zawodów. Być może w niedalekiej przyszłości będą one na wagę złota.
Totemiczne formy stalowych prac Golińskiej przywodzą na myśl pogańskie bóstwa solarne. Podobnym biły pokłony plemiona sprzed rewolucji neolitycznej, która przyśpieszyła cywilizacyjny rozwój człowieka. Nie byłaby ona możliwa, podobnie jak wszelkie życie na Ziemi, gdyby nie energia słoneczna. Wraz z neolitem rozpoczęło się rolnictwo i hodowla, a więc produkcja i konsumpcja. Łacińskie consumere oznaczało zniszczyć, obrabować, podbić. Po latach rozkwitu kapitalizmu współczesna nadprodukcja i przymus nabywania odsyła nas do pierwotnego znaczenia tego słowa.
Kuratorka wystawy: Joanna Kobyłt