Ostatnia niedziela października jest dniem, w którym za sprawą przesunięcia wskazówki zegara o godzinę do tyłu czas letni przechodzi w czas zimowy. W celu uniknięcia komplikacji związanych z reorganizacją rozkładu jazdy, w momencie zmiany, tj. o godzinie 3 w nocy, PKP na godzinę wstrzymuje pociągi na stacjach. Pasażerowie wiercą się na swoich miejscach w przedziałach, podpierają ściany w poczekalniach, grają w Kuku, prują brzegi swetrów, doklejają kolejne pokolenia gum do żucia na spody siedzeń. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, gdzie podziała się twoja zresetowana, na zawsze wymazana z tarcz zegarów godzina, to wiedz, że utkwiła w pociągu na stacji Zduńska Wola Karsznice, chyłkiem wypaliła w kiblu kilka papierosów, a potem drzemała w przedziale, pochrapując. Śniła Twoje skradzione sny o szybkich pociągach, warstwach lodowca, lataniu na rowerze i wypadających zębach. Sny, dla których nie ma miejsca na osi czasu, które byłeś zmuszony zapomnieć na zawsze, które odjechały w siną dal wraz z Twoją nadliczbową godziną.
Zima to czas stagnacji, intelektualnego zamrożenia. Pozbawieni wieczornego słońca ludzie przechodzą w stan półsnu. Ołowiane niebo przygniata nas, rozleniwione zimowe słońce nie grzeje, nie ma aspiracji, by wspinać się wysoko. Kiedy przeszło sto lat temu pojawił się pomysł wprowadzenia zmian czasu, chodziło wówczas o jak najefektywniejsze wykorzystanie światła słonecznego w ciągu roku, a zatem, o oszczędność energii elektrycznej. Sto lat temu ludzie mówili o oszczędzaniu elektryczności. Ba! Nam Polakom szło to oszczędzanie znakomicie, bo powszechnej elektryfikacji wsi nie przeprowadzono u nas przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej, czasy się zmieniły, jesteśmy od elektryczności zależni, chorobliwie uzależnieni. Poza tym, w ogóle nie za bardzo chcemy oszczędzać, z żadnych zdobyczy cywilizacyjnych rezygnować nie zamierzamy. Dlatego rosną nam lodówki i telewizory, na miarę naszych ambicji, stosownie do rosnącego przekonania o własnej wielkości, inteligencji i dominującej pozycji na tej planecie. Wymieniamy meble i garderobę co sezon, nasze komputery i telefony jadą na wysypisko po jednym roku używania, bo brzydzi nas starość rzeczy. Nie chcemy myśleć o uciekającym czasie, nie wierzymy zegarom, nie wierzymy w istnienie śmierci ani zimy, a śnieg oglądamy na obrazkach w Internecie albo w programie o życiu codziennym Inuitów sprzed 50 lat. Kiedyś to były śniegi...
A jednak mimo rosnącego komfortu życia, mimo pełnej lodówki, mimo ciepłego kaloryfera przez całą dobę, jesteśmy jacyś smutni. Czy umiemy jeszcze, jak rodzina Eskimosów oglądanych na YouTube, cieszyć się ze znalezionej deski? Czy lepimy bałwany? Czy wiemy jak nazywać różne rodzaje i odcienie śniegu? Czy przed snem, zamiast patrzeć w ekran smartfonu, możemy jeszcze nasłuchiwać szumu wiatru, albo przemierzać wzrokiem tajemniczy świat nieznanych kształtów naszego zaciemnionego pokoju ? Czy mamy w sobie jeszcze coś z pierwotnego strachu, że tłusta plama słońca się wypali, a ołowiane niebo spadnie nam z hukiem na mały palec?
(materiały prasowe)