Przez kilka dekad niemal wszystkie swoje prace tytułował Pejzaż, zmieniając tylko daty i numery. Jedno jest pewne: dla Rajmunda Ziemskiego pejzaż to nie landszaft. Tan znakomity kolorysta, uczeń Artura Nachta-Samborskiego, jeden z pierwszych laureatów nagrody Cybisa, najbardziej prestiżowego wyróżnienia dla malarzy polskich, nie parał się odwzorowywaniem natury. Jego obrazy to konsekwentnie abstrakcyjne malarstwo i choć na przestrzeni lat cechowała je zmienność gestu, w jakiś magiczny sposób nie pozostawiają wątpliwości co do autorskiego stylu. Może tylko w serii prac przedstawiających jakby perforowane, postrzępione kształty, z gęstą, wyrazistą fakturą grubej warstwy farby czasem znać inspirację sztuką jednego z jego mistrzów: Jerzego Tchórzewskiego.
Dla artysty nawet portret jest pejzażem duszy – wiele obrazów Ziemskiego to abstrakcje antropomorficzne, struktury wertykalne, w których skłonni jesteśmy doszukiwać się sylwetki; pejzaż nam się kojarzy z układem horyzontalnym, panoramicznym. Zdarzają się też u malarza pejzaże zasłonięte – patrzmy na rozpięte w ramach płachty, kotary, kurtyny – jesteśmy więc niejako w operze/teatrze przed rozpoczęciem spektaklu, albo więcej nawet: oglądamy go przez kurtynę, której ktoś zapomniał podnieść. Trochę tak jest z całym malarstwem abstrakcyjnym, które nam więcej zasłania, odwołując się do wyobraźni – są to więc „pejzaże domyślne”.
Sam Ziemski tak mówił o pejzażu: Można smakować jego kolor, czy harmonię form, a można także myśleć o tym, że jest on kreacją naszych zmysłów, zastanawiać się nad przemijaniem naszych ludzkich spraw.