W drewnianym domu, zamieszkanym przez kilka pokoleń kobiet narodziła się maleńka dziewczynka wielu talentów, której nadano imię Smykałka. Dorastała w pokojach wypełnionych przetworami i turlającymi się po podłodze kulkami naftaliny. Jesienią i zimą zajadała się marynowanymi patisonami, a grzanki, które przypiekała w domowym piecu smarowała powidłami ze śliwek. Z kulek naftaliny układała słowa, a czasem pełne zdania przeczytane w ukochanych powieściach. Kiedy robiło się ciepło, lubiła spędzać wieczory przy drodze. Obserwowała ślimaki przemierzające asfaltową szosę to w jedną, to w drugą stronę. Czasem widziała tam bandy łobuzów – starszych od niej o kilka lat chłopców z okolicznych domów. Spotykali się, aby polować na ślimaki. Łapali je do słoików i zasypywali solą. Smykałka, widząc ich zachowanie, ze złości chwytała garście piachu i miotała nim w ich stronę. Wyobrażała sobie, że drobinki piasku wypalają im skórę. Pewnego wieczoru zawiązała pakt z niebem i kiedy chłopcy zbierali się w grupie, sklepienie zasnuwało się czarnymi chmurami. Spadający deszcz niweczył ich okrutne rozrywki i przynosił ulgę zwierzętom. Po nawałnicy Smykałka wychodziła na drogę i zbierała do kieszeni sukienki ocalałe mięczaki. Zanosiła je pod kompostownik na tyłach działki i tam przyrzekała, że opowie ludziom ich historie kreśląc farbą na papierze kształty, które zostawiały swoim śluzem przed jej domem.
Franciszek Smoręda