Paulina Włostowska. Zielona lata


12.04.2024 - 11.05.2024

Annie Ernaux w eksperymentalnej powieści „Lata” opisuje swoje życie, w sposób jednocześnie subiektywny i bezosobowy, prywatny i zbiorowy. W połowie lat 60’ pracuje jako nauczycielka, ma męża i właśnie urodziła dziecko. Notuje, że rodzinne chwile to te w których czuje, nie myśli. Czuje błogość, ale też nienawidzi rutyny i powtarzalności, nawet jeśli z nią też jest przecież związana. Czasem widzi się wtedy w czasach kiedy jeszcze była sama, na ulicach albo swoich dawnych mieszkaniach, w książkach, które wtedy czytała. Pisze: „wydaje mi się, że te wszystkie ja w dalszym ciągu tam są” Przywołuje też obraz Dorothea’y Tanning: kobieta z obnażonymi piersiami a za nią amfilada otwartych drzwi. Jej ja z 1965 roku widzi w niej siebie. I pewnie ja z 2008, czyli w momencie w którym kończy pisać tę powieść, też ją widzi.

Wystawa jest formą pozawerbalnej wymiany - rozmowy z samą sobą - z tą, której nie ma i tą którą się właśnie stałyśmy. Nawet jeśli ona też, bo to nieuniknione, odejdzie. Albo tylko się schowa – zupełnie tak jak gdybyśmy były matrioszkami albo chińską szkatułką. To opowieść o doświadczeniu macierzyństwa: rozszczepieniu i podwójności. To gadanie ze sobą o sobie, ale też wewnętrzny dialog artystki i matki, abstrakcji i figuracji, uczuć i przeczuć. Innymi słowy na wystawie mieszają się różne „ja”, ogrywane są nie tylko społeczne role, ale też malarskie konwencje.

Maria Jarema, bezkompromisowa artystka i rewolucjonistka abstrakcji, w ciąży malowała klasyczne martwe natury i mieszczańskie wazony z kwiatami. Sonia Delanuay jeszcze w połogu z resztek materiału zaczęła szyć dla syna abstrakcyjną kołderkę. Stała się ona pierwszym manifestem orfizmu. Hilma af Klint obok rozsadzających oficjalny kanon abstrakcji namalowała też niepozorny gwasz – „Macierzyństwo” - matkę i dziecko otoczone neonowym światłem i unoszące się w mistycznej przestrzeni. Sylvia Plath po urodzeniu córki w liście do matki pisała, że odrodziła się razem z nią i teraz będzie pisała naprawdę. Ale nie, nie pisała. Przynajmniej nie od razu. W jednym z wierszy utożsamia się z dwoma siostrami Persefony – bezpłodność jednej z nich jest metaforą twórczej niemocy. Virginia Woolf nigdy nie miała dzieci – w feministycznym eseju „Wspólny pokój” pisała że łączenie tradycyjnych ról matki i żony z rolą artystki jest trudne. Między słowami można wyczytać, że sama bała się utraty niezależności. Przekonanie o tym, że zajmowanie się sztuką wymaga rezygnacji z rodziny, ale też modernistyczna wiara w to, że sztuka wymaga poświęceń to patriarchalny mit wpisany w nasze społeczne dna. Na Woolf, ale też inne pisarki i artystki, w „Czarnym mleku” powołuje się zresztą Elif Shafak, która pisząc o lękach i niepokojach, tłumaczy dlaczego po urodzeniu nie pisała, a jeśli już, to robiła to inaczej.

Zielone lata to określenie opisujące dojrzewanie i młodość – czas który kształtuje naszą emocjonalną pamięć i jednocześnie wyrażenie kodujące transgresję. Rewolucji zawsze towarzyszy niepewność. Ernaux w „Latach” nie tyle zastanawia się, czy gdyby miała inne życie byłaby szczęśliwsza, co próbuje „uratować coś z czasu w którym już nigdy nie będzie”. Zamiast „ja” używa „my” i „się” bo teraz jest „jej” czas snucia opowieści. Na myśli ma „ja”, które w studenckim pokoju marzyło o wynalezieniu nowego języka, ale też „ja”, które właśnie odkrywa, że wciąż pisze wewnątrz tej samej struktury – języka, który należy do wszystkich.

Na wystawie Paulina Włostowska pokazuje obrazy i rysunki. 
Większość powstała ostatnio, niektóre kiedy artystka była w ciąży, inne w pierwszych miesiącach życia jej córki. Wówczas malowanie: rozedrgane kreskowania, rytmy, powtarzalne gesty i fluoroscencyjne kolory, stało się dla niej uspokajającym rytuałem. Ważnym elementem wystawy jest też gobelin - stara praca, do której artystka wróciła będąc w ciąży. Co nie bez znaczenia nie przerobiła jej, ale dodała jej nowy fragment. Może się ona kojarzyć ze sztuką Witkacego - tytułowa matka, by utrzymać siebie i syna, ale też dlatego, że tkanie trzyma ją przy życiu, bez końca robi na drutach. Robótka, co zdradzają didaskalia, jest jedynym barwnym akcentem w czarno-białym świecie, w każdej scenie zmieniającym kolory. Tu tkanina też działa jak tekst, rodzi się przez nieustanne splatanie, ale też zanurzenie w pajęczej sieci. Łączy nie tylko „ja” i „ja”, ale też dwa modele kobiecej ekspresji, emancypacyjne wytwarzanie obrazów i przędzenie kobiecego innego pozwalające się czytać w kontekście patriarchalnej i nieprzedstawialnej przemocy. W tym sensie nawiązując do kultowego już tekstu Nancy Miller, „Zielone lata” to jeszcze jedna wersja arachnologii, splot autobiografii, polityki i estetyki, ale też niekończąca się historia kolektywnej sieci. Wciąż ją przecież tkamy.

Tekst: Ania Batko

 

Fotografia u góry:  Paulina Włostowska, Bez tytułu z serii Zielone lata, 202

Polana Institute

Noakowskiego 16

00-666 Warszawa

12.04.2024 - 11.05.2024

wernisaż

12.04.2024

18:00