Muzyka: Tadeusz Sudnik
Kurator: Łukasz Kropiowski
Antoni Ferdynand Ossendowski w jednym ze swoich felietonów ukazujących życie na północy Rosji opisuje sektę oddającą cześć dziurze, przez którą pada snop księżycowych promieni. Momentem narodzin kultu jest kontakt ze światłem podczas kilkumiesięcznej nocy zimowej. Adoracja dziury w ścianie może jawić się jako przejaw „prymitywizmu”, jednak wydaje się pozostawać esencją intensywności odczuwania światła towarzyszącej ludzkości od jej początku, żeby wspomnieć tylko starotestamentalne: „Niechaj się stanie światłość!”, Brahmana, którego światłością „wszystek świat jaśnieje” (Mundaka Upaniszada), „światłość w ciemności świecącą” z początku Ewangelii Janowej, światło natury Buddy wypełniające „nieskończoną przestrzeń” z kazań Bodhidharmy czy Boga jako światło niebios i ziemi w Koranie.
W swoich instalacjach Mirosław Filonik nie ukrywa faktu, że światło dostaje się przez „dziurę”. Nie maskuje stateczników, kabli, systemu podwieszeń i całego instrumentarium niezbędnego, żeby ze świetlówki – która od trzydziestu lat stanowi materiał jego realizacji – wydobyć blask. Ze względu na fakt, że artysta na „materialny” budulec prac wybrał lampy jarzeniowe, jego twórczości towarzyszy modularność. Element nadający miary i służący do wyznaczania „proporcji” realizacji ma ustalony przemysłowy wymiar. Modułami artysta posługuje się różnorodnie: zarówno skrajnie oszczędnie – bazując na liniach i prostych figurach geometrycznych układanych w określone rytmy, jak i zwielokrotniając je, komplikując układy i formując bardziej rozbudowane struktury.
Instalacje Filonik ściśle wiąże z architekturą budynku, w którym powstają. Wprowadza do zastanych struktur „nowy” ład, formalną dyscyplinę stanowiącą odmienną „melodię” w architektonicznej formie lub wzmacnia zastane rytmy kompozycyjne i intensyfikuje je. Wiąże to jego prace z wizualnymi relacjami danego miejsca, a ich percepcji towarzyszy silne odczucie „lokalizacji” – bezpośredniości doznania przestrzennej sytuacji oraz realnego czasu, w których zaistniały.
Podkreślanej „fizyczności” instalacji towarzyszy jednak również zupełnie inny rodzaj doświadczenia, jaki niesie ze sobą „niematerialność” blasku tych struktur. Realizacje przywodzą na myśl wspomnianą na początku „dziurę”, przez którą pada promień – osadzone w konkretnej wizualnej strukturze stanowią jednocześnie wyłom w niej, gdyż na poziomie fizycznym światło umożliwia widzenie, ale na poziomie emocjonalnym zmienia sposób widzenia. Artysta stwierdza: „Poruszając się w uniwersum znaków danych nam, funkcjonujących od wieków w różnych religiach, często przerastających nasze doświadczenie, mamy poczucie tego nieuchwytnego dla nas, kryjącego się w nich wszystkiego. […] Nie wiem, na ile można cokolwiek przekroczyć i gdzie przebiegają granice między tym, co miałoby być rzeczywiste a nierzeczywiste albo przynależne do jakiejś innej rzeczywistości. Odnoszę się do swoich przeżyć; to, co jest dla mnie wiarygodne, to moje własne doświadczenie”.
W sztukę Mirosława Filonika wpisana jest, przynajmniej częściowa, nieprzekazywalność doznań. Porządkowi umysłu, który niesie w pracach geometryczna dyscyplina oraz poczucie prostoty i konkretu, wtóruje porządek innego rzędu, który z braku lepszego określenia nazwać można porządkiem ducha. Ten drugi porządek kieruje odbiór ku doznaniom wewnętrznym i niewerbalizowalnym, dowodząc prawdziwości słów Roberta Morrisa: „Prostota kształtu niekoniecznie równa się prostocie doświadczenia”.
Łukasz Kropiowski