Imieniny, komunie, wigilie, spotkania po latach, bliskie i dalsze wycieczki, codzienna krzątanina, usztywnione pozy, promienne uśmiechy, głupie miny. Typowe elementy bogatego repertuaru zdjęć rodzinnych, które przechowujemy – teraz częściej na dyskach smartfonów i komputerów, wcześniej w albumach i kartonowych pudełkach zdejmowanych z szafy przy okazji porządków. Rodzinne zdjęcia utrwalają fakty, miejsca, osoby, ale opowieści, które za nimi stoją, są w nas. Fotografie, poprzez swoją konkretność, pozwalają naszej pamięci się krystalizować, ale w jaki sposób tworzymy na ich podstawie historie nasze i naszych bliskich?
Prace Michała Siwaka, oparte na malarskim odtwarzaniu prywatnych zdjęć, zachęcają do namysłu nad rodzinnymi historiami oraz relacją pomiędzy pamięcią, a obrazem. Pozwalają dostrzec piękno epizodów życia codziennego i wielość znaczeń, które odszukać można w banalnych na pozór detalach.
Dla postronnego obserwatora wystawa jest rebusem bez jednego rozwiązania. Kim są bohaterowie obrazów-zdjęć? Czy możemy odgadnąć, które z nich są wizerunkami rodziców, dziadków, braci, kuzynów, dzieci, a które samego Autora? Rodzinny album bez podpisów i przewodnika daje możliwość tworzenia nieskończonej liczby narracji o ludziach i miejscach. Stańmy przed obrazem i zmrużmy oczy. Czy teraz widzimy tam nasze rodziny? Część prac Michała Siwaka nawiązuje do niewypowiedzianych, a przecież powszechnych i ponadczasowych konwencji amatorskiej fotografii. Ukośne ujęcia znad stołu, wakacyjne zdjęcia „na tle”, grupka zebranych w kupę osób patrzących prosto w obiektyw (czy wszyscy mają otwarte oczy?) to nieśmiertelne kompromisy pomiędzy potrzebami dokumentacji, estetyki i kompetencjami autorów. Znamy część tych obrazów, leżą na dnie naszych szuflad, są na nich ciocie i kuzyni. Artystyczne działania Michała Siwaka dowartościowują zarówno fotografię codzienności, jak również samą codzienność.
Z drugiej strony, upominają się o spojrzenie na stare zdjęcia z innej perspektywy. Obrazy obfitują bowiem w drobne niedopowiedzenia i przesunięcia rzeczywistości. Tła się rozmywają, twarze tracą ostrość rysów, niektóre elementy zaskakują, wytrącając z chwilowego rozmarzenia (czy ten uśmiechnięty pan to Ronald Reagan?!). To odsyła nas na poziom pamięci indywidualnej, która leżąc w centrum tożsamości jest jednocześnie narzędziem wyjątkowo kruchym i nietrwałym. Odtworzenie imion postaci ze szkolnych czy wakacyjnych zdjęć łatwo może nas przerosnąć, podobnie zacierają się w pamięci ich rysy twarzy, gesty, związane z nimi kolory i faktury. Z czasem zdjęcie może pozostać jedynie pustym obrazem, dowodem na to, że ktoś kiedyś przy nas był, ktoś wówczas dla nas ważny. Ale właściwie kto? Samo zdjęcie nie uchroni pamięci, może to uczynić praktyka przypominania poprzez oglądanie lub – w przypadku Michała Siwaka – malowanie. Można uświadomić to sobie przede wszystkim stając przed zgromadzonymi na wystawie portretami, które zdają się mówić „pamiętam Cię taką/takim”.
Obrazy Michała Siwaka przenoszą nas jednocześnie na poziom pamięci zbiorowej. Nostalgicy, retromaniaczki i antropologowie codzienności chętnie zawieszą oko na wypełniających obrazy detalach. Stroje, meble, faktury zasłon lub pościeli, jedzenie i picie gęsto ustawione na stołach podczas uroczystości rodzinnych wydają się bardzo znajome i autentyczne. Jeśli domyślamy się smaku tego tortu lub zawartości tamtej butelki, to znaczy, że Michał Siwak zaproponował nam coś w rodzaju proustowskiej magdalenki. Lecz nawet jeśli takich skojarzeń – chociażby ze względu na rok urodzenia – nie mamy, możemy domyślić się, że obcujemy z przeszłością, w której życie płynęło trochę wolniej, mieliśmy więcej czasu na rzeczywiste, niezapośredniczone technologią spotkania z innymi, a w rodzinnym gronie łatwiej było stawiać czoło przeciwnościom losu. Poszczególne obrazy odsyłają nas również do zbiorowej, zakorzenionej w wielu polskich rodzinach pamięci emigracji lub wyobrażeń amerykańskiego snu (tak, ten pan to na pewno Ronald Reagan, a czy tam w tle to wieże World Trade Center?). Czy to wszystko jest prawdą o przeszłości czy tylko jej wyidealizowanym obrazem? Trudno powiedzieć, ale na tym właśnie polega fenomen pamięci zbiorowej. Pamiętamy to, co jesteśmy w stanie sobie opowiedzieć.
Warto wspomnieć również o mocy nostalgii związanej z technologią – o naszej współczesnej słabości do charakterystycznych barw starych, kolorowych zdjęć robionych na taśmach ORWO lub estetyki Polaroidów. Zebrane na wystawie prace przypominają o nich, podobnie jak o miękkich konturach filmów oglądanych na kasetach VHS. Michał Siwak swoim malarstwem wychodzi znacznie dalej niż większość z nas. Nasze kompetencje zazwyczaj ograniczają się do kliknięcia w odpowiednio postarzający filtr na Instagramie. W praktykach tych można znaleźć jednak wspólny element. Żyjemy wszak w czasach, w których nostalgia i spojrzenie w przeszłość to jedne z najbardziej podstawowych motorów napędowych kultury popularnej.
Niebagatelną wartością zebranych na wystawie obrazów jest to, że nie są one wyłącznie prostym chwytem estetycznym, deptaniem po utartych ścieżkach retromanii, a raczej rzeczywistym wehikułem pamięci, zarówno indywidualnej jak i zbiorowej. Prace Michała Siwaka mogą też sprawić, że nasze osobiste, pochowane w zakamarkach szuflad i partycji zdjęcia ujawnią przed nami swój ukryty, estetyczny potencjał. Być może ułożone przez nas na stoliku stworzą jedyną w swoim rodzaju ekspozycję, przenosząc nas na kolejny poziom pamięci.
Michał Siwak - urodzony w 1980 r. w Białymstoku. Absolwent kulturoznawstwa, które rozpoczął na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a ukończył na Uniwersytecie Wrocławskim. Z zaangażowaniem i zainteresowaniem zajmuje się sztuką. Artysta samouk - kompozytor, producent muzyczny, fotograf, malarz. Od roku jego głównym zajęciem jest malowanie i rysowanie.
Maciej Białous, Uniwersytet w Białymstoku