Górnik Staszek Zięba wyjeżdża na powierzchnię po wielogodzinnej szychcie pod ziemią. Po oczyszczeniu ciała z kopalnianego pyłu naświetla je solarną lampą, by wynagrodzić i jednocześnie nadrobić wielogodzinny brak słonecznego światła.
O całym tym procederze dowiadujemy się z archiwalnego artykułu, zamieszczonego w połowie lat 50. ubiegłego stulecia w Śląskim Tygodniku Ilustrowanym „Panorama”. Nie wiadomo, czy to zamówiony tekst propagandowy, wybielający władze kopalni wyzyskującej pracujących w ciężkich warunkach górników, czy rzeczywiście na większą skalę podejmowano próby naświetlania. Podobne informacje można znaleźć w archiwach zza wschodniej granicy. Na rynku sprzedaży od lat dostępne są różne modele lampy antydepresyjnej, a od jednej ze śląskich rodzin Michał Patycki dowiaduje się, że początkowo miały być one przewidziane do leczenia oczu górników.
Artysta nie wchodzi jednak w reporterskie śledztwo. Zainspirowany wycinkiem prasowym, zaczyna fantazjować. O słońcu. O węglu. O łączącej ich energii. O tym, że przez ciemność może nas prowadzić światło. To samo światło, którego brak lub nadmiar powoduje śmiertelne zagrożenie. Zachwyt nad życiodajną energią łączy się tu z wizją mroku i apokalipsy klimatycznej. Analizując te zależności, artysta przygląda się laboratoryjnym obiektom oraz eksperymentom, które odbywały się w Kopalni Doświadczalnej „Barbara” w Mikołowie.
Artysta unika szablonów. Nie zobaczymy więc standardowego wizerunku kopalnianego szybu, a jedynie konstrukcyjną wariację na jego temat, zbudowaną na podstawie naukowego modelu. Na ekspozycji nie pojawi się również czarna bryła węgla w żadnej postaci. Jedynie mikroskopowe słońca, zapożyczone z archiwum Muzeum Geologii Złóż przy Politechnice Śląskiej, czyli powiększone mikroskopowo struktury węgla - głębokie echo znanego nam czarnego surowca. Ich kulistość, kulturowo przez wieki symbolizująca życie, może być jednocześnie kojącą dla oczu, idealną i prostą formą, z niewyczerpywalnym potencjałem interpretacyjnym.
Maga Ćwieluch (kuratorka wystawy)