Odkąd w 1826 roku Joseph Nicéphore Niépce utrwalił pierwszy obraz "malowany" światłem, ludzi fascynuje zjawisko fotografii. Możliwość zatrzymania chwili uwodzi, produkujemy miliony klatek, fotografując bez opamiętania i zastanowienia. Robimy to nie tylko dla nas samych. Często kreujemy rzeczywistość wokół, dzieląc się prywatnością na pokaz i oczekując aprobaty postronnych odbiorców.
"Zbierać fotografie - to zbierać świat." pisała Susan Sontag, analizując współczesność w esejach "O fotografii". Już wtedy mówiło się o nadprodukcji i masowości tego medium, ale choć wydaje się, że do dziś sfotografowane zostało naprawdę wszystko, wciąż można znaleźć kogoś, kto wskaże nowy punkt widzenia.
Marcin Gołąb, w cyklu fotograficznym "It’s only temporary" zabiera nas w podróż do bieszczadzkiej wioski. Surowe kadry pokazują, że do życia potrzebne jest tylko to, co niezbędne. Ascetyczny mikroświat, gdzie wielu z nas nie potrafiłoby się odnaleźć, choć jednocześnie bardzo, by tego pragnęło. Bo czy życie po środku lasu, w małym domu, bez prądu i bieżącej wody nie wydaje się tyle trudne, co pociągające? U kresu żywotności naszej planety autor prowokuje do refleksji, jak niewiele potrzeba, by przetrwać. Zwraca uwagę na tak ważną w fotografii tymczasowość, ale tu ma ona drugie dno. Oglądając poszczególne obrazy mamy wrażenie, że zaraz coś się w nich zmieni - owad ucieknie, podmuch wiatru przewróci butelkę, strzała trafi w tarczę. Jakbyśmy patrzyli na stopklatki z filmu, który zaraz ktoś puści dalej. Być może, gdyby nie pandemiczne realia nie byłoby dla Marcina Gołąba odpowiedniego momentu, by wcisnąć przycisk "stop".
"It’s only temporary" to także opowieść o nonkonformistycznym życiu, pochwała natury, niczym wizualizacja esejów Henry'ego Davida Thoreau sprzed niemal 200 lat. Obydwaj autorzy przeprowadzili się na dwa lata do zbudowanych przez siebie surowych domów, zostawiając za sobą dobra współczesnej im cywilizacji. To postawienie w centrum człowieka, który ulega naturze, jednocześnie stając się samowystarczalną jednostką, ograniczającą własne potrzeby do minimum. Główny bohater czujnie obserwuje nową rzeczywistość spoza kadru, oddając całą swoją uwagę przyrodzie. Zimowe krajobrazy dominują nad zastaną ludzką ingerencją, która staje się nieodpowiednia i drażniąca, a cisza i spokój bijące z wybranych ujęć zaczynają przejmować narrację. W tym mikroświecie natura znowu wychodzi zwycięsko, a człowiek?
Marcin Gołąb (1992) – urodzony w Rzeszowie, wychowany w Bieszczadach. W swojej pracy skupia się na emocjach i twórczości głęboko zakorzenionej w dziedzictwie legend polskiego dokumentu. Absolwent Wydziału Operatorskiego, Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi oraz student Wydziału Realizacji Obrazu Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach.