ARGONAUTKA
Szukam swoistego łącznika pomiędzy starożytnymi podbojami Argo- nautów, a współczesnym zdobywaniem nowych obszarów przez Astro-nautów. W tym roku mija 55 lat od lądowania człowieka na Księżycu- 20 lipca 1969 roku cały świat obserwował pierwszy krok Neila Armstronga postawiony w księżycowym pyle. Misja Apollo 11 zakończyła się spektakularnym sukcesem, chociaż niewiadomych było wiele, i nikt nie mógł mieć pewności co do szczęśliwego zakończenia tej wyprawy. Fascynuje mnie odwieczna potrzeba człowieka przekraczania swoich możliwości, stawiana wyzwań samemu sobie, ale też przeznaczeniu.
Równoległą z kosmicznymi podbojami inspiracją wystawy był mit o wyprawie Argonautów po Złote Runo. Zdetronizowany Ajzon, król Jolkos w Tesalii, prosi swego syna Jazona o pomoc. Zrzucony z tronu przez własnego brata Peliasa, próbuje odzyskać władzę, opierając się na niepewnej obietnicy uzurpatora- który przyrzekł oddać zagarnięty tron w zamian za otrzymanie magicznego Złotego Runa. Jazon zbiera załogę 50 śmiałków, i na statku Argos (stąd Argonauci) wyrusza po runo baranka znajdujące się w Kolchidzie na dębie w świętym gaju boga Aresa. W śród śmiałków znajduje się jedyna kobieta – Atalanta. Atalanta to starożytny prototyp walczącej (dosłownie) feministki, ulubienicy Artemidy, która sprawuje nad nią pieczę. Gdy wyrzeźbiłam figurę Atlanty (damskiej wersji Atlasa) na wystawę Gliptoteka w MOS w Gorzowie Wielkopolskim, nazwałam ją tym wymyślonym przeze mnie imieniem na cześć wszystkich świadomych swej mocy kobiet. Wypuszczając w przestrzeń, lub łapiąc do wyciągniętej w górę na ramieniu otwartej dłoni symboliczny złoty Glob (srebrno- złota kula zawieszona w pewnej odległości w powietrzu zdaje się lewitować, nie jest dla ręki ciężarem, jest to analogia do planet krążących po swoich orbitach w kosmosie) moja Atlanta o silnych barkach i wydrążonym abstrakcyjnym wnętrzu potrzebowała na kolejnej wystawie wyraziście kobiecego dopełnienia. Pracując nad frontem rzeźby – aktem stanowiącym pendant i zarazem rodzaj tarczy dla istniejących już pleców, zaczęłam sprawdzać ponownie imię, będące tytułem pierwotnej rzeźby. W ten sposób, ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na bardzo podobne imię Atalanta. Mało znana postać jedynej argonautki była dla mnie dopowiedzeniem idei, która od początku przyświecała pracy – zbudowanie symbolicznej figury silnej kobiety, reprezentantki archetypu bohaterki, równej mężczyznom, nie lękającej się ani życia, ani śmierci. W obu formach bazowałam na odcisku z własnego ciała, który wykonał, co ważne – mężczyzna. Harmonia współdziałania, pozornie zaprzeczająca feministycznym dążeniom jest dla mnie spełnieniem idei człowieczeństwa, gdzie wszyscy są sobie równi, ale to temat na osobną wystawę… Przekształciłam rzeźbiarsko te formy uciekając w ten sposób od dosłownego autoportretu.
Zawiła droga argonautów i argonautki, ale też współczesnych astronautów i astronautek pokonujących kolejne wyzwania, jest dla mnie symbolem z jednej strony nieodgadnionego losu, który można kształtować tylko do pewnego stopnia swoją wolną wolą, a z drugiej strony jest jak nić, która prowadzi w zawiły sposób do spełnienia predestynacji fortuny. W wielu kulturach stawia się na szali potęgę przeznaczenia jednostki, i na drugiej moc decyzji. Co jest naszą autonomią, a co nieuchronnym spełnieniem nadrzędnego planu? W kulturze muzułmańskiej niepoślednią rolę odgrywa termin kismet, oznaczający pełne, właściwie bezwarunkowe pogodzenie się z wolą Allacha, z losem który każdemu jest z góry pisany. W kulturze europejskiej fatum – czyli nieuchronny obrót spraw, bez względu na czynione wysiłki od starożytności ewoluował, nie chcemy się pogodzić z tym determinizmem, który w różnych formach i odsłonach powraca przez stulecia, walczymy o prymat wolnej woli. Chyba każdy choć raz w życiu zastanawiał się czy tak zwany przypadek, faktycznie jest niezaplanowanym wydarzeniem. Nie umiem zdecydować co jest silniejsze, czy wolna wola, czy nieuchronność (której symbolem jest grecka bogini Ananke, siostra Chronosa), jednak pociechę przynosi mi świadomość, że przypadek w sztuce nie jest przypadkiem. Wymieszanie wolnej woli twórcy z nieprzypadkowością powstałych form, może być wskazówką, chwilą wytchnienia w wahaniach odbiorcy. Ta mieszanka pozwala wybierać, odrzucać lub akceptować, we własny sposób interpretować – i nawet jeśli twórca jest „zniewolony” przez brak przypadku, to odbiorca ma wolną wolę by jego dzieło zaakceptować, lub odrzucić. Świadomość tego jest dla mnie motorem pchającym w drodze, czuje się jak argonautka, pokonując kolejne zadania, szukając, tak jak być może każdy, swojego złotego runa. Opowieścią o tych przystankach i ich owocach – kolejnych formach, cyklach, czasem abstrakcyjnych, czasem czytelnychn- jest obecna wystawa, która również jest przystankiem na wyspie, zebraniem sił do dalszej drogi.
Wystawę dedykuję Markowi, który jest wyborem i przeznaczeniem
Małgorzata Kopczyńska