Wystawa w Koneserze pozwala zobaczyć twórczość Sławomira Ratajskiego w zestawieniu i innym malarzem Tomaszem Milanowskim. Obaj funkcjonują ostatnio żywo w przestrzeni życia artystycznego, ten pierwszy prezentował ostatnio przekrój swojej twórczości w Lublinie, malarstwo drugiego omawiane było szeroko w kwartalniku Aspiracje. Poprzez fakt ich wspólnej wystawy uświadamiamy sobie istnienie pewnej zbieżności poszukiwań dwóch poważnych postaci polskiego świata sztuki. Czy z faktu, iż dość podobne założenia artystyczno/estetyczne towarzyszą twórczości dwóch dojrzałych artystów, można wysnuwać jakieś dalej idące konstatacje? Na przykład dywagować o pewnej tendencji? Trudno powiedzieć, ale niewątpliwie wydarzenie to ukazuje obecność pewnego myślenia i pewnych artystycznych praktyk reprezentowanych przez obu twórców w przestrzeni naszego życia artystycznego. Mam na myśli – wyłożony przez nich w autokomentarzu – „fizykalizm”. Piszą oni, że „(…) posługują się materią farby we własny sposób, wykorzystując jej konsystencję: płynność, gęstość, lepkość, a przede wszystkim badając możliwości zdarzeń kolorystycznych. Poszukują swoistego obrazu dynamiki materii. (…) grają z farbą i jej zmiennością, wykorzystując naturalne siły grawitacji”. (…) Prawa fizyki i chemii ukazują się nie tylko w prawie ciążenia, ale też poprzez ucieczkę niejako lawy farby poszukującej sąsiedztwa specyficznych kolorów uzyskanych dzięki różnym składom chemicznym”.
Malarstwo obu artystów też jest inne. Nie jest to eksploatacja siatkówkowych efektów widzenia światła (jak w impresjonizmie i zadłużonym u niego polskim koloryzmie). To nie jest uporczywe celebrowanie gestu (u taszystów) to także zupełnie coś innego niż aranżowane (przez „dzikich”), archetypiczne majaczenia o symbolicznych źródłach kultury. Nie ma w malarstwie Milanowskiego i Ratajskiego żadnych rozpoznawalnych znaków i symboli, raczej brak w nim pożywki dla teologa, kulturoznawcy czy polityka, szukającego symbolicznego wsparcia dla swojej propagandy lub uciesznej profanacji symboli wroga.
Artyści w swym autokomentarzu deklarują badanie możliwości zdarzeń kolorystycznych, co brzmi bardzo naukowo. Ja nazwałbym ich malarstwo „frykcyjnym”. To nazwa ruchów niegodnych filozofa, ale pod tym określeniem kryją się, oprócz prostych działań także najbardziej wyrafinowane techniki ars amandi. Bliższe są temu malarstwu takie określenia jak: bezpośrednie doznawanie, zanurzanie, interakcja…
Jest w praktykach obu artystów rozpoznawalna reakcja na otaczającą rzeczywistość społeczną. Wśród różnorodnych poszukiwań artystycznych postaw, wobec kryzysu współczesnego świata pojawia się materialno/zmysłowy eskapizm. Lub jak kto woli, próba powrotu do Raju, do Adama i Ewy, gdy jabłko zostało już zerwane, grzech popełniony a oboje już zbliżyli się do siebie, i gdy na świat nie przyszedł jeszcze Kain. A może jest to bardziej wyrachowana reakcja – tu doszukiwałbym się znamion, godnej świadomych twórców, polemicznej głęboko refleksyjnej reakcji - próba przywrócenie respektu dla natury (Natury), jako tego co „rośnie bez nas”, wraz z całym „naturalistycznym” kontekstem myślowym?
Łączy artystów realistyczny naturalizm i swoisty scjentyzm, gdy w autokomentarzu odwołują się do fizyki i chemii. A co ich różnicuje? Jak sami twierdzą w autokomentarzu mają nieco inny stosunek do podłoża własnych interakcji z farbą i do płótna jako terenu akcji. U Ratajskiego jest ono jeszcze jednym fizycznym elementem zdarzenia kolorystycznego. Nie zaskoczył by nas używając płótna horyzontalnie, czy to na podłodze, czy u sufitu lub gdyby malował wprost na elementach naturalnego otoczenia. Jego zmierzwione farby wysyłają widza w kosmos. Milanowski przy pomocy malarskiego blejtramu odgradza się od otoczenia, wyznaczając płótnem własne pole rzeczywistości. Efekt wywoływanych przez niego malarskich zdarzeń kieruje widza raczej – odwrotnie niż u Ratajskiego - ku wnętrzu Ziemi.
Zmienia się coraz wyraźniej optyka społecznego dyskursu, nic dziwnego zatem, że działania artystów przybierają radykalne postaci. Pewien charakterystyczny ruch ku fizyczności obrazu, mający radykalnie realistyczny (choć bez śladu figuracji), dorzeczny charakter, czytelnie rezonuje ogólniejsze klimaty kultury w czasie, w którym żyjemy. Do tych klimatów zaliczyć można przypływ realizmu w ogóle, co w kategoriach filozoficznych oznacza większy respekt dla rzeczy tak jak się one jawią w swym materialnym kształcie. Mniejszą natomiast fascynację budzą spekulacje na gruncie obrazowych i słownych, symbolicznych replik owych bytów, tak powszechną do niedawna. W perspektywie dyskursu nauk humanistycznych antropologia biologiczna znów melduje się obok, a nawet konkurencyjnie do antropologii kulturowej jako jej konieczny i niezbywalny partner. Nie miejsce by rozwijać te złożone kwestie, dość zauważyć, że od dłuższego już czasu w praktyce społecznej i praktyce życia artystycznego, krytyce podlegają wielkie projekty społeczne/kulturowe, będące produktem ideologicznej spekulacji a nie realistycznej oceny naturalnych możliwości i potrzeb ludzkich.
Żeby jednak nie przesadzić w jednostronnym opisie tych „klimatów”, dodajmy, że spekulatywny, projektowy i – by tak rzec – nominalistyczny duch w kulturze nie daje za wygraną. Czego symptomy wyraźnie widoczne są dziś na ulicach, a przede wszystkim w mediach. Zaostrzająca się ostatnio potyczka kulturowa (niektórzy mówią nawet o wojnie) ma swoje odbicie w radykalizacji praktyk artystycznych. Mianowski i Ratajski - realiści (nazywam ich tak mimo braku w ich malarstwie śladów figury ludzkiej) sięgają coraz głębiej w stronę ontologicznych podstaw malarstwa. W swym dążeniu do złapania gruntu w sztuce radykalnie – choć ze swadą i intelektualnym wyrachowaniem, co widoczne jest w ich autokomentarzu - sięgają ku psychosomatycznym i fizyko/chemicznym uwarunkowaniom artystycznego obrazowania. Orbitując cały czas w obszarze najlepszych tradycji sztuki nowoczesnej. A „spekulanci” – w ten sposób określam artystycznych aktywistów oderwanych od malarskiej substancji obrazu - coraz bardziej kompulsywnie, eksploatują kulturoznawcze narracje, rozkręcają uliczne spektakle, medialne fantazmaty i humanistyczne miraże.
Jan Stanisław Wojciechowski