Wyjechali, ale dlaczego, dokąd? Czemu chcieć wyjeżdżać z takiego miasteczka, czystego i pastelowego? A jeśli wyjechali, to zapewne dopiero przed chwilą, o czym świadczą zaparkowane auta, zapisane szkolne tablice, rzeczy pozostawione przed posesjami. Wszystko to ślady ludzkiej obecności, budujące na fotografiach Łukasz Zgrzebskiego napięcie, stawiające pytania o nieobecną obecność i jej przyczyny. Cechy widocznego na zdjęciach krajobrazu oraz architektury pozwalają z dużą pewnością przypuszczać, że cykl powstał w Skandynawii, o której zwykliśmy myśleć, jako o świecie wszelkiego dobrobytu, perfekcyjnej symbiozy ludzi i natury. Dlaczego więc na fotografiach jest on pusty? Gdzie podziali się mieszkańcy tego idealnego miejsca? Sam fotograf zresztą, po kilku latach spędzonych w Norwegii, zdecydował się ten kraj opuścić, wyjechał, czy kiedyś wróci?
Można też spróbować tę opowieść odczytać inaczej i na fotografie Zgrzebskiego spojrzeć jak na pusty filmowy plan, gotowy na przybycie aktorów/ bohaterów, mających dosłownie za chwilę go wypełnić. Paleta kolorów wybrana przez fotografa sprawia bowiem, że krajobrazy i obiekty na zdjęciach zdają się nie do końca prawdziwe, zbyt idealne, jakby wycięte z kartonu. Wrażenie to potęguje niezwykła przejrzystość kadrów, które zostały starannie skomponowane i urywają się zawsze we właściwym miejscu, by zbyt wiele nie ujawniać. Poszczególne ich elementy dają nieodparte złudzenie, jakby ułożone zostały ręką dbającego o każdy detal scenografa. Wszystko to buduje bardzo subiektywną i poetycką wizję skandynawskiego miasteczka, gdzie nawet fragmenty industrialnej infrastruktury stają się wizualnie atrakcyjnymi obiektami, wychodzącymi poza swoją użyteczną funkcję. Ten charakterystyczny sposób kadrowania i posługiwania się kolorem, świadomie przez Zgrzebskiego wybrany, odsyła do nienachalnych, lecz wyczuwalnych inspiracji twórczością klasyków fotografii barwnej, jak chociażby Stephen Shore.
Agata Ciastoń