Krystyna Wojtyna-Drouet odczuwa nieustanny wewnętrzny przymus tworzenia, odpowiadania na rzeczywistość i opowiadania jej. Nigdy nie interesował ją rozgłos. Sukcesy są dla niej dodatkiem do przyjemności płynącej z samego aktu kreacji. „Zaczyna się od bardzo mocnej chęci. Jedni marzą, żeby pojechać w góry, ja mam taką potrzebę, żeby się wypowiedzieć. Jeśli coś zaczynam robić, to w ogóle o tym nie myślę, że coś muszę, że jest obowiązkiem, bo ta przyjemność by wyparowała”.
Wyjątkowa otwartość artystki prowadziła do innowacyjnych rozwiązań formalnych. Krystyna Wojtyna-Drouet jako pierwsza wprowadziła do swych tkanin włókno sizalowe, wplatała w nie także rafię, elementy metalowe i ceramiczne. Od lat 60. eksperymentuje także z kształtem tkaniny, tworząc prace zrywające z tradycyjną, prostokątną formą. Artystka portretuje poznane osoby, odtwarza przeżyte sytuacje, zapamiętane krajobrazy z podróży, przedmioty codziennego użytku.
Tkaniny powstają w pojedynczych egzemplarzach, bez użycia podłożonego kartonu z namalowanym projektem. Rząd po rzędzie tkanina jest „malowana” bezpośrednio na warsztacie, nie oznacza to jednak, że prace powstają jako improwizacja. "Mam taką wyobraźnię, że siedzę przed warsztatem i już widzę tę tkaninę gotową. Główne założenia kompozycyjne, piony, poziomy, miękkie formy z ostrymi są już zestawione. Jak ja ją sobie widzę, jaka ona jest, staram się prędziutko ją wykonać. Jak już zacznę to mi nic nie ucieka, tylko mogę zmienić szczegóły, ale w ramach mojego planu. Tak, jakby kucharka gotowała coś skomplikowanego, to próbowałaby, czy za słone, za ostre albo trzeba dodać cytryny".
Droga artystyczna Krystyny Wojtyny-Drouet to historia o ludziach. O tym, jak spotkane osoby, mogą wpłynąć na nasze życie. Podstawą mojej twórczości było zetknięcie się z panią profesor Plutyńską, która niczego nie narzucała, ale bardzo mądrze kierowała. Prof. Eleonora Plutyńska z Katedry Tkaniny Artystycznej ASP obrała sobie za cel podniesienie tkaniny artystycznej do rangi dziedziny sztuki w pełni niezależnej od malarstwa, równoważnej z nim. Uczyła studentów, żeby „myśleli tkaniną” i wykorzystywali specyfikę tej techniki jako środek wyrazu, nie starając się naśladować malarstwa czy rysunku. To dzięki niej odebranie starannego akademickiego wykształcenia nie oznaczało dla Krystyny Wojtyny-Drouet konieczności dopasowania się do ogólnie panującej konwencji, lecz przeciwnie, rozwinięcie indywidualnego stylu.
Drugą niezmiernie ważną dla twórczości Krystyny Wojtyny-Drouet osobą była siostra prof. Plutyńskiej, prof. Wanda Szczepanowska, od której nauczyła się tradycyjnego farbiarstwa opartego na naturalnych, głównie roślinnych barwnikach. Do tej pory stosuje receptury prof. Szczepanowskiej, farbując żywą, niepozbawioną lanoliny, ręcznie skręcaną wełnę, tzw. góralską, w indygo, krapie, koszenili czy korze dębu. Samodzielnie farbowanie wełny pozwala artystce zachować pełną kontrolę nad stosowaną paletą barw. Charakterystyczne dla jej tkanin kolory nie są płaskimi jednolitymi plamami, ale żyją, mienią się, łapiąc światło nadają pracom głębię.
Talent Krystyny Wojtyny – Drouet mógł się swobodnie rozwijać także dzięki wsparciu J. L. Hurschlera, którego poznała biorąc udział w I Biennale Tkaniny w Lozannie w 1962 roku. Ten amerykański kolekcjoner sztuki, który wraz z żoną prowadził w Pasadenie Hurschler Gallery, przez ponad 20 lat kupował prace artystki, propagując jej twórczość w Ameryce i poza nią. Małżeństwo Hurschlerów z Krystyną Wojtyną -Drouet połączyła serdeczna znajomość, dzięki nim miała możliwość podróżowania po świecie. Kolekcjoner zaopatrywał ją także w niedostępne w Polsce barwniki roślinne. Finansowa niezależność pomagała artystce zachować niezależność artystyczną. "Jestem uwolniona od obowiązku i co w mojej wyobraźni zakwitnie, na co mam chęć, to to robię".
Tekst: Magdalena Pałyska