Klaudia Kacprowicz (1998), absolwentka studiów magisterskich kierunku malarstwo na Uniwersytecie Jana Długosza w Częstochowie. W lutym 2022 obroniła dyplom licencjacki z malarstwa pod kierunkiem dr hab. Włodzimierza Kuleja, a w 2023 – dyplom magisterski w pracowni dr hab. Janusz Rafała Głowackiego.
Jej twórczość charakteryzuje się pracą nad fakturą, wprowadzaniem wielowarstwowości form malarskich, łączeniem graficznych kreśleń w zestawieniu z wielobarwnymi, wielokształtnymi plamami. Jej abstrakcyjne obrazy pozbawione są jakiejkolwiek ilustracyjności, choć ich inspiracją bywają zjawiska przyrody, natomiast artystka skupia się na samej istocie malarstwa – geście malarskim, barwie, kształcie i linii graficznej połączonych w harmonijnie intensywną całość.
„W swoim malarstwie chcę pokazać swobodę i wolność wypływającą z pozornego abstrakcyjnego chaosu. (…) Tytułowy „Rytm wielolinii” oznacza bezpośrednią zależność między graficznie przedstawionymi liniami a całym zbiorem kolorystycznym z tła, czy też znajdującymi się pomiędzy tym wszystkim figurami. Poza łączeniem prawie-przeciwieństw kolorystycznych, zależało mi na zestawieniu form malarskich z tła, ze wspomnianymi „wieloliniami” graficznymi. Ten podany przeze mnie termin oznacza istotną mnogość graficznych wzorów, za to owa mnogość jest stałym elementem każdego z moich obrazów. Bez niej nie mogłabym uzyskać efektu pulsowania, czy też tytułowej rytmiczności.” (KK)
Eksperymentowanie z fakturą przynosi zaskakujące efekty – obrazy są „ciężkie” zarówno fizycznie, jaki i metaforycznie – pozytywnym nadmiarem barw, warstw malarskich; jest w nich niezaprzeczalna intensywność przekazu estetycznego i emocjonalnego. Trudno jednoznacznie określić wrażenia, jakie wywołują w odbiorcy, to raczej transowe poddanie się rytmowi wielolinii obrazów Klaudii Kacprowicz.
Więcej od Autorki:
Namalowane przeze mnie obrazy to próba pojednania barwy, kształtu i linii graficznej w jedną, harmonijną całość. To chęć wyrażenia poprzez abstrakcyjną ekspresyjność siebie, swoich wrażeń emocjonalnych i spostrzeżeń w przyrodzie. Jest to swoista zabawa fakturą, kreowaniem i wypełnianiem przestrzeni malarskiej. W swoim malarstwie chcę pokazać swobodę i wolność wypływającą z pozornego abstrakcyjnego chaosu. W ten sposób wyrażam siebie, ale także ukazuję innym interpretacyjną wolność. Nie mogę jednak mówić o wolności w malarstwie i rysunku bez wspomnienia o artyście, który stał się dla mnie wielką inspiracją do zagospodarowania tych płócien. Wolność i radość z życia, którą dostrzegłam w twórczości Keith’a Haringa, a także jego ogromna chęć pozytywnego wpływania na sytuacje społeczne, były wręcz kluczowe w kontekście mojego malarstwa, jak i samego procesu twórczego. Rozwinęłam swoją technikę malarską, ale nie byłaby ona tym, co można zaobserwować dziś, gdyby nie zupełnie przypadkowe odkrycie tegoż artysty na jednych z zajęć na uczelni. Czytanie o jego sztuce i inspirowanie się nią sprawiło, że tym chętniej siadałam do płótna i tym lepiej bawiłam się w trakcie procesu malarskiego. Myślałam, że do pewnego stopnia też czuję tę swobodę i wolność. I kto wie, że może kiedyś mnie też uda się przenieść swoje malowidła z płócien na większe ściany. Ciężko opisać, jak pozytywne byłoby to uczucie, móc pozwolić innym cieszyć się tym, co robię, na masową skalę. Podarować coś od siebie, razem z wolnością do własnych przemyśleń i interpretacji. Pozytywną jest myśl, że tak jak na mnie wpływa widok starannie wykonanego muralu, kiedy idę przez miasto, tak ktoś inny mógłby się poczuć, widząc w przyszłości moje przedstawienia w galeriach, czy na miejskich murach. Najzwyczajniej miłe jest wyobrażenie, że tym, co sama lubię robić, mogłabym przynieść radość innym. W swoich obrazach chciałam ukazać jak barwa, kształt i faktura mogą ze sobą współgrać mimo minimalnej przedstawialności na płótnach. Jak możemy odczuwać różne emocje, mimo że na obrazach nie ma postaci opowiadających historię, lub też ilustracji z napisami, tłumaczącymi, o co może chodzić. Chcę, by każdy, kto natrafi na moje płótna, mógł wyciągnąć z tego spotkania indywidualne interpretacje, przemyślenia, oraz płynące z tego szczere emocje. Chcę, by moje obrazy były interpretowane indywidualnie, by każdy wynosił ze sobą, po obejrzeniu płótna, inne przemyślenia. Każdy ma możliwość doświadczenia tych samych obrazów na swój własny, autentyczny sposób, bo tak właśnie powinien wyglądać ich odbiór.
„Harmonijnosć kształtu i barwy” odnosi się do efektu, poprzedzonego chęcią dopasowania przeze mnie barw i kolorów tak, by współtworzyły one spójną całość. Mimo bardzo częstego, choć nie wszechobecnego zabiegu zestawiania ze sobą kolorów prawie całkowicie oddalonych od siebie na kole barw, chciałam, by wywierały one na siebie wzajemny wpływ. Dalsze w tytule „prowadzenie rytmem wielolinii” zaznacza bezpośrednią zależność między graficznie przedstawionymi liniami a całym zbiorem kolorystycznym z tła, czy też znajdującymi się pomiędzy tym wszystkim figurami. Poza łączeniem prawie-przeciwieństw kolorystycznych, zależało mi na zestawieniu form malarskich z tła, ze wspomnianymi „wieloliniami” graficznymi. Ten podany przeze mnie termin oznacza istotną mnogość graficznych wzorów, za to owa mnogość jest stałym elementem każdego z moich obrazów. Bez niej nie mogłabym uzyskać efektu pulsowania, czy też tytułowej rytmiczności. A to przecież właśnie ta rytmiczność pomaga mi spoić wszystkie pozostałe elementy w wibrującą całość. Znajdujące się pomiędzy tym wszystkim kształty mają za zadanie pojednać ze sobą element graficzny mnogich kreśleń, ze zbiorem plam, tworzącym tło obrazu. W obrazach chciałam ukazać prostsze i bardziej podstawowe formy kształtne, na swój własny sposób. Przenikając się wzajemnie z barwą i linią, komponują moje prywatne spojrzenie na malarstwo. Widnieje w nich kontrast uproszczenia formy figur z drobiazgowością z tła i szczegółowymi, graficznymi kreśleniami. W kontekście moich obrazów rytmiczność odnosi się głównie do linii. Do tego, jak powtarzają się i płyną z własną regularnością. Linie zazwyczaj staram się kreślić w taki sposób, by kształtem nawiązywały do figur z tła. Jest to bardzo często wprowadzana przeze mnie na płótnach zasada, od której staram się nie odstępować. Jeśli jednak już to robię, to w dwóch przypadkach. Na obrazie rozpoczynającym, otwierającym wystawę – przedstawione na nim linie kompletnie nie nawiązują kolorem do kształtów, czy tła; są dla nich kontrastem. Ułożeniem nie przypominają żadnej z figur za nimi. Swoim wyglądem symbolizują integrację kształtów. Identyczna sytuacja przejawia się na obrazie zamykającym wystawę. Poza zunifikowaniem wszystkich kształtów pojawia się tu symbolika początku i końca, wyrażana przez położenie linii. Na pierwszym obrazie linie „nie zdążyły” się jeszcze uformować, kolejne w cyklu to te bardziej zdefiniowane. Z kolei ostatni, kończący zbiór, powraca do tego, co można było zaobserwować właśnie na pierwszym płótnie. Oznacza to płynność, to jak linie wciąż mogą zmieniać swój kształt i swoją drogę, nie zatracając przy tym swojej istoty. Jak przechodzą ze stanu „nijakiego” i „niepewnego” w konkretne formacje, by bez przeszkód wrócić do poprzedniego stanu.