Od 24 lipca, w warszawskim Instytucie Fotografii Fort, będzie można obejrzeć wystawę fotografii Kasi Bielskiej pt. „Ciała nieułożone”. Na wystawie zaprezentowanych zostanie 37 zdjęć z lat 2016-2020, jednak jej trzon stanowią zdjęcia, które fotografka zrealizowała w ciągu kilku pierwszych miesięcy 2020 roku. Spośród blisko 60. osób, które odpowiedziały na ogłoszenie opublikowane przez artystkę na Instagramie wybrała dziesięć i zaprosiła każdego oddzielnie na intymną, szczerą sesję zdjęciową.
"Mam na dłoni linię przerywaną, która przechodzi przez wszystkie czubki palców i zagłębienia między nimi. Jakby szlaki wędrówek na mapach gór. To szew, którym się skleiłam. Najpierw go zrobiłam, potem dopiero nadałam mu znaczenie. Gest nie był planowany. W pracy metodą Lowena moje ciało jest poddane ciągłej obserwacji. Kluczowe jest nie to, co mówię, lecz to, co robię ze swoim ciałem. Moje gesty i ukryte w nich emocje. Ufam ciału. Ono nie daje się oszukać. Uzmysłowiłam sobie niedawno tę paralelę między mną – fotografką, która obserwuje ciało fotografowane, a mną – poddaną terapii, w której sama jestem obserwowana, a zakodowane w moim ciele emocje są analizowane. Dałam ogłoszenie na Instagramie. Postawiłam w nim dwa warunki: po pierwsze, oczekiwałam surowej szczerości, a po drugie – wykluczyłam modeli i modelki. Bo to odbiera prawdziwość. W zdjęciach szukałam momentów, w których ciało jest zawieszone między gestami, nieułożone, bo już wyszło z jednej pozy, ale nie zdążyło jeszcze przybrać następnej. W takich momentach ciało jest piękne w swojej bezbronności. Zdjęcie z ręką ojca – to ostatnie zdjęcie, jakie mu zrobiłam. Nie mam pojęcia, czy jest dobre, czy złe, ale to nie ma znaczenia."
Kasia Bielska