“Nie przyjmuję, że w sztuce szuka się prawdy, być może poszukuje się w niej kłamstwa, jakiejś iluzji. Jeżeli sztuka nosi w sobie upojenie, jest w stanie rozbudzić wyobraźnię ludzką, to wystarczy. Jeżeli w jakimś momencie kontekst obrazu obudzi w odbiorcy wątpliwości, bądź zaciekawienie, jest to dla mnie wystarczający efekt prawdy”. (fragment wywiadu Zbigniewa Taranienki z Juliuszem Narzyńskim, 1987)
„Kawał dobrej roboty” - czyli co dobrego zmalowałeś
Tytuł wystawy jak i dwa kolejne podrozdziały są tytułami obrazów Juliusza Narzyńskiego. „Kawał dobrej roboty” odzwierciedla jego ogromne poczucie humoru ale i mistrzostwo w zawodzie. Celem tej wystawy jest przypomnienie wyjątkowo różnorodnego warsztatu twórczego artysty i zaprezentowanie go tym, którzy mogli go przeoczyć lub dawno nie mieli z nim kontaktu - oto jest, w pełnej rozmaitości. Rok 2024 również zdaje się nie być przypadkowy, to zarówno stulecie surrealizmu, jak i polskiego koloryzmu - kapistów, a z jednym i drugim Narzyński ma nieco wspólnego.
Sztukę Narzyńskiego powinno się nie tylko oglądać, ale i czytać. Poetyckie tytuły, które przytoczyłam, są więc nieprzypadkowe – stanowią nieodzowny element tej twórczości. W odpowiednim i odrębnym ułożeniu mogłyby składać się na manifest, lub wiersz surrealistyczny, który przecież idealnie wpasowałby się w konwencję twórczą tego malarza. Malarza, ale i rysownika, wizjonera, myśliciela, ale może przede wszystkim wielkiego pasjonata sztuki i życia - po prostu. To artysta totalny, wyjątkowy w swej różnorodności, ale i konsekwencji. Mimo artystycznych poszukiwań, które w przypadku wystawy zauważalne są w zróżnicowanych cyklach i technikach jego prace łączą się w oniryczną, unikalną całość.
Wystawa obejmuje dzieła z różnych okresów twórczości Narzyńskiego, począwszy od wczesnych lat 60., gdzie artysta eksperymentował z kubistyczną formą i monochromatycznymi kompozycjami, przez etap geometrycznych struktur, intensywnych pop-artowskich kontrastów lat 70., po późniejsze prace – symboliczne, figuratywne kompozycje olejne oraz zróżnicowany zbiór prac na papierze. Mięsiste sploty, płaszczyzny zestawione na zasadzie nieoczywistych kontrastów. Nic się tutaj nie zgadza - mawiał Narzyński - i o to w tej sztuce chodziło. To podróż przez lata intensywnego eksperymentowania i świadomego balansowania między formą a treścią, estetyką a filozofią, a także subtelnymi granicami między rzeczywistością a wyobraźnią. Przestrzeń galerii staje się swoistą mapą artystycznych zmian i poszukiwań Narzyńskiego, które widoczne są w każdym kolejnym etapie jego twórczości. Malarstwo, grafiki komputerowe, kolaże, książki artystyczne pokazują, jak bardzo odmienność stylistyczna współistnieje tu z konsekwencją jego wewnętrznego rozwoju artystycznego. Prace są nie tylko estetyczną ucztą, ale również wyzwaniem – prowokują do głębszego zaangażowania i kwestionowania pozornych oczywistości.
“Mam to gdzieś” - czyli o byciu indywidualistą w sztuce
Jego twórczość nie szukała w sztuce prawdy, lecz, jak sam mówił, była próbą wykreowania iluzji, uwolnienia się od logiki i odkrycia czegoś ukrytego pod powierzchnią rzeczywistości. Inspirował się symbolizmem, surrealizmem i ekspresją wielkich mistrzów, jak Bosch czy Bruegel, ale jego sztuka nigdy nie stała się ich naśladowaniem. Była wyraźnie jego własna – metaforyczna, pełna ludzkich rozterek, wzruszeń, a jednocześnie odcięta od wszelkich ram, które mogłyby ją zdefiniować. Sztuka stała się sensem życia, a życie przesiąknięte było sztuką – to połączenie, jak się wydaje, może być dla nas wszystkich lekcją zaangażowania i szczerości. Narzyński wymyślił swój własny język sztuki. Tak odrębny od wszelkich znanych tradycji i nurtów, że nie sposób go gdzieś umiejscowić. Myślę, że takie stwierdzenie by go ucieszyło, bo zawsze unikał wszelkiej klasyfikacji, jakby obawiał się, że mogłoby to sprawić, iż przestanie być sobą – a nigdy nie przestał. W tej retrospektywnej wystawie staramy się oddać głębię jego sztuki, wypełniając galerię nie tylko jego obrazami, ale też duchem zaangażowania i pasji, z którymi podchodził do sztuki, studentów, swoich przyjaciół i własnych, nieskończonych poszukiwań.
“Tam gdzie bywa pamięć” - czyli jak pamiętają Cię inni
Oprócz niezwykle indywidualnej sztuki, Narzyński pozostawił po sobie także wspomnienia jako wyjątkowy, charyzmatyczny wykładowca, ale także jako postać darzona ogromnym zaufaniem, szacunkiem i sympatią. Pełne oddanie studentom, zaangażowanie w proces nauczania, poczucie humoru, nieuznawanie drogi na skróty, dążenie do prawdy - to tylko nieliczne wspomnienia jakie dotarły do nas od studentów i bliskich Profesora. Poczucie misji i zaangażowanie w edukację sprawiło, że artysta za życia nie zabiegał o rozgłos na scenie artystycznej. Tworzył i malował przez cały czas, prezentował prace na wielu wystawach w kraju i za granicą, ale to praca dydaktyczna była jego główną misją.
W kontekście warszawskiego środowiska artystycznego, Juliusz Narzyński odegrał także kluczową rolę jako inicjator grupy Rekonesans w 1963 roku. Wspomnienia Barbary Szubińskiej, jednej z członkiń grupy, akcentują jego skromność i uczciwość. W rozmowie, którą przeprowadziłyśmy w 2023 powiedziała: “Narzyński był bardzo dyskretny, niewylewny i uczciwy, był człowiekiem, któremu można było zaufać i to słowo “zaufanie” bardzo dobrze go opisuje. Narzyński to był ktoś, kto jeśli coś obiecał, to zawsze dotrzymał słowa. Byłam przekonana, że jeżeli to Juliusz jest inicjatorem grupy Rekonesans to warto do tej grupy przystąpić, ponieważ to będzie grupa koleżeńska, uczciwa i bezkonfliktowa, a On był tego gwarantem”.
Wystawa Profesora, będąca podsumowaniem jego twórczej drogi, wyróżnia się intrygującym, symbolicznym obiektem: skraplaczem lodówki. Po lewej stronie artysta umieszczał „listę nieobecnych” – nazwiska swoich przyjaciół, którzy odeszli przed nim; po prawej widnieje jego samotny podpis. Niech ten element kontrastu obecności i pustki będzie symbolicznym spoiwem pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością tej sztuki i hołdem w stronę minionych relacji, które zbudowały artystyczną i osobistą tożsamość Narzyńskiego.
Daria Niedzielak