Autorska przestrzeń wystawiennicza artysty jest miejscem, w którym wypowiada się on za pomocą swojej sztuki na tematy uniwersalne, ściśle związane z przeżyciami osobistymi, własną interpretacją wydarzeń codziennych i historycznych wynikających z napięć wpisanych w kondycję ludzką. Tym razem artysta prowadzi nas przez wymiary osobistej czasoprzestrzeni, wyznacza ramy czasowe swojej twórczości i prowokuje do refleksji na temat początków i końców, granic, także tych ostatecznych, które definiują czasoprzestrzeń osobista każdego człowieka. Obok obrazów w samego początku twórczości, takich jak „Pale” z 1974 roku znajdują się obrazy późniejsze, najnowsze oraz instalacja przestrzenna korespondująca z przesłaniem wystawy.
Ekspozycję można oglądać wyłącznie z oprowadzeniem kuratorskim do końca września, po uprzednim umówieniu spotkania poprzez maila: Monikaturczynska@oracgallery.pl. A tak o wystawie napisała
„Odcinanie czasoprzestrzeni. Tytuł prowokujący i niejednoznaczny. Bo czasoprzestrzeń to kosmos. To wszechogarniające kontinuum, które szczelnie wypełnia teatr bytu. Jak powietrze, którym oddychamy, jak woda, w której jesteśmy zanurzeni, nie mając szans na doświadczenie tego, co poza nią. Bo czy czasoprzestrzeń można w ogóle odciąć? Bo to właśnie czasoprzestrzeń wyznacza nam rytm istnienia, tworzy ramy, osie wymiarów, w których możemy się obracać. Bo jest totalna i dominująca.
Józef Krzysztof Oraczewski rzucił mi wyzwanie, sugerując tytuł wystawy. Odcinanie czasoprzestrzeni. Zaniemówiłam. Intelekt natychmiast zaprotestował: jak ja mam to opisać. Karkołomna konstrukcja pojęciowa, oksymoroniczny związek niemożliwości, wobec której rozum poczuł się bezsilny. Ale po chwili wahania odpowiedziałam „tak”- wciągnęła mnie siła tego tytułu. Jego metaforyczna głębia i ukryte czasoprzestrzenie znaczeń.
I wtedy właśnie artysta postawił przede mną obraz, który zobaczyłam pierwszy raz w życiu. Zanim rozwinął go z folii do końca, już wiedziałam, że jest bardzo podobny do innego, większego, który od dawna wisi w pracowni i nie zanosi się na to, żeby wystawić go na sprzedaż. To jest obraz, który sprawił, że zostałem malarzem - powiedział.
W tym punkcie czasu artysta zadecydował o kierunku swoich działań, nadal cel reszcie życia. Wyznaczył miejsce odcięcia, granicę. Wydzielił dla siebie czasoprzestrzeń. I to takim dziełem. Podwójnie symbolicznym. Bo obraz przestawia pale na morzu. Wertykalny pionowy konstrukt na płaszczyźnie czasoprzestrzeni. To było właśnie to, co poczułam słysząc o tytule wystawy: niewyraźną pewność, że odcięcie czasoprzestrzeni musi mieć jeszcze jeden wymiar. I właśnie zobaczyłam ten wymiar. Wymiar osobisty. Odcinanie czasoprzestrzeni. Tak, jest możliwe, ale być może tylko artysta może się na to porwać po to, by ten odważny akt wyrazić sztuką, zaniechując próby logicznego opisu. Na przeciwko morza czasoprzestrzeni stanie z pędzlem i własną zuchwałością i jak magiczną różdżką wykroi z niej własne arcydzieło.
Czy jednak my mamy narzędzia, żeby odcinać nasze czasoprzestrzenie? Czy możemy wyrwać falę z morza. Czy jeśli - gołymi rękami- sięgniemy po czasoprzestrzeń - to czy przecieknie nam przez palce? Czy wręcz przeciwnie, stworzymy własny wymiar, swój kosmos, swój ogródek? Czy możemy chociaż te fale okiełznać, przeciąć i wykorzystać dążąc do własnych celów?
Tych pytań było więcej. Umysł chciał objąć całość tematu, porządkować, definiować granice. Już błądził w labiryntach słów przez różne fale, wymiary znaczeń. Dalej i głębiej. Przez ciszę, pytania, odpowiedzi i brak odpowiedzi.
I wtedy Oraczewski pokazał jeszcze coś. Pale starego drewna. Pole, rzecz jasna, odcięte. A w miejscu odcięcia obwiązane bandażem i pomalowane niebieską farbą. - Dlaczego niebieską - zapytałam?
Nie odpowiedział. Albo, co bardziej możliwe, odpowiedział mi ciszą. Wtedy zrozumiałam, że odcięcie czasoprzestrzeni jest banalnie możliwe. Co więcej, jest przerażająco konieczne i nieuniknione. Czasoprzestrzeń osobista zostanie nam zabrana. Zobaczyłam drugi koniec odcięcia. Ten bolesny, bo ostateczny.
Odcięta czasoprzestrzeń krwawi. Ale krwawi na niebiesko. Rana jest wieczna w podwójnym sensie. Wieczna - bo na zawsze. Ale wieczna, bo naznaczona sensem eschatologicznym, wyzwolona z pęt materii. Krew nieba pozwala zabliźnić czasoprzestrzeń nadając jej wymiar absolutny.
A więc koniec, ale koniec z happy endem? Oraczewski nie byłby sobą, gdyby do swojej artystycznej wizji nie dołączył elementu duchowej niezmiennej wartości, wiary i nadziei. Wystawa ma więc swoją historię, osobistą narracje, czas i miejsce, ale też bramę poza rzeczywistość objawioną. Tą bramę widać dosłownie - choć jedynie w zarysie - na obrazie z cyklu „Poziomy” przekraczającym formę i skalę ludzką. Bo brama nie jest celem, mimo, że - lekko uchylona - staje się nadzieją na kontynuację istnienia. Ważniejsze jest doświadczenie własnej niepowtarzalnej wyjątkowości. Bo choć elementy wystawy pokazują ruch do czegoś większego, czegoś, co znajduje się poza ramami naszych pojęć, to akcentują aspekty życia tu i teraz. Teraźniejszość jest pełna wątków, które dopełniają się po to, by ukazać polifoniczność i wielowymiarowość absolutnej czasoprzestrzeni naznaczonej wymiarem osobistego przeżycia. Wszystko płynie. Obraz z morzem. Most. Statek na fali. Ludzie biegnący do jakiegoś celu. Własna czasoprzestrzeń nałożona na kontinuum fizycznych wymiarów czasu i przestrzeni.
Odcinanie czasoprzestrzeni dzieje się nieustannie. Pędzlem, aktem woli, słowem. Poprzez świadomość, pragnienia, determinację. Możemy odciąć dla siebie to wszystko, co nas definiuje, wyróżnia, wzmacnia. Zintegrować w sobie to wszystko, czym nie jesteśmy, co odrzucamy, czego nie chcemy. Mamy narzędzie - życie. I używajmy go, póki możemy. Póki jesteśmy na fali.
Kuratorka wystawy: Monika Turczyńska