Fotograf widzi w otaczającym go świecie więcej niż inni – mówi Janusz Fogler - i to dostrzeżenie czegoś „więcej” może oznaczać zarówno odkrywanie miejsc, ludzi, znaczeń, jak również nieznanego czy nierozpoznanego, które trwa tuż obok, we własnym ogrodzie. Uzbrojony w kamerę artysta idzie zatem i patrzy, fotografuje kwiat, na którym światło układa się w sposób wydobywający zaskakujące, nieoczekiwane kolory. Kolory te, uchwycone w obiektywie, tworzą obraz jeszcze inny, niż zauważony gołym okiem.
Uzyskane w rezultacie zdjęcia – fotograficzne obrazy, przypominają studium koloru, niejako wchodzenie w głąb prześwietlonej barwy. I nie są to żadne eksperymenty, barwy poddane laboratoryjnej obróbce. Zdjęcia kwiatów oglądanych w różnych porach dnia, w różnym świetle, pod różnym kątem, nieostre – prowadzą go do kolorystycznych odkryć, nad którymi przecież fotograf, przeciwnie niż malarz, nie ma pełnej kontroli. Nie wie, jaką barwę uzyska, odkrywa ją za pośrednictwem uważnej obserwacji rejestrowanej następnie przez aparat.
Związki fotografii i malarstwa interesowały Janusza Foglera od dawna. Podróżnik, dokumentalista, autor zdjęć o tematyce publicystycznej, a także politycznej, odkrywał zarazem piękno miejsc odległych i egzotycznych. Przyjaciel wielu malarzy i baczny obserwator świata sztuki, komponował swoje fotografie w sposób bliski obiektom artystycznym. Opowieści o ludziach i miejscach układały się w ich kadrach wielowarstwowo, ukazując to, co najważniejsze za pośrednictwem szczegółu. Obok szczegółu w dążeniu do prawdy ujęcia, uderza w jego zdjęciach dbałość o kompozycyjne, kolorystyczne i w rezultacie malarskie walory. Rację ma Ryszard Horowitz pisząc o pracach Foglera, że „terminy z zakresu malarstwa: romantyczny, symboliczny, impresjonistyczny, surrealistyczny mogą być odpowiednim komentarzem do jego fotografii pejzażu czy martwych natur”. Terminy te jednak mieszczą się ciągle w granicach realistycznego obrazowania – a najnowsze fotografie artysty zmierzają w stronę abstrakcji, fascynacji nie tylko naturą, ale również malarstwem Wojciecha Fangora, Jana Tarasina czy Tadeusza Dominika. Fotografia zresztą, w miarę swego rozwoju uzyskując coraz wyższy status środka artystycznego, konkurowała w jakimś sensie z malarstwem, obie te dziedziny czerpały nawzajem ze swoich osiągnięć – technicznych i kreatywnych, fotograficznego dokumentowania rzeczywistości z jednej oraz malarskiej kreacji światów możliwych z drugiej strony. Prowokując coraz częściej refleksję nad tym, czym w istocie jest, ze swoimi ograniczeniami i iluzjami, dokumentacja rzeczywistości? Czy najważniejsze nie pozostaje to, kto patrzy i co dostrzega, widzenie, jako proces uświadamiania nieświadomego, odkrywania jego kolejnych warstw?
Spojrzenie prosto w oko rzeczywistości – przez intymne spotkanie ze światem bliskim, ale w gruncie rzeczy nieznanym, Janusz Fogler zaczyna od kolejnych olśnień. Takich jak to, że kolor załamuje się na krawędzi płatków, albo to, jak krople wody rozświetlają wnętrze kielicha kwiatu.
Jednocześnie, jak pisze, Susan Sontag, w esejach, które, obok książki „Przygody plastyczne fotografii” Urszuli Czartoryskiej, stanowiły jedną z najważniejszych lektur Janusza Foglera, „ malarstwo jedynie przedstawia lub odsyła. Zdjęcie natomiast nie tylko przypomina przedstawiony przedmiot, nie tylko jest hołdem złożonym przedmiotowi. To część, przedłużenie tego przedmiotu i potężny środek zdobycia go, uzyskania nad nim kontroli.” Tylko, czy to możliwe?
Janusz Fogler zatacza w swoich fotograficznych podróżach krąg – od społecznego i publicystycznego zaangażowania wraca do podstawowej, najbliższej relacji człowieka z naturą, do błogosławionej krainy ogrodu, miejsca wytchnienia i zachwytu. Wielość artystycznych i symbolicznych treści związanych z ogrodem pozostaje wciąż otwarta. Zmieniały się formy i podejście do ogrodów, od rajskiego, utraconego, przez teatralizowane, naturalne, racjonalne i romantyczne, inspirowane egzotycznymi formami po te, zamieniane w tereny zieleni. Towarzyszyły artystom i poetom, tak odmienne, jak różnią się ogrody Mehoffera, Wojtkiewicza, czy Korolkiewicza. Ale wybór tego tematu, jak każdego innego wcześniej, stanowi dla fotografa przede wszystkim konkretny fakt wizualny, fragment rzeczywistości zatrzymany na zdjęciu. Wychodząc od tego faktu pokazuje, że chociaż tworzony przez precyzyjną pracę malarza kolor farby oraz ten, uzyskany przez kamerę, różnią się, to jednak można nim tak operować, że powstaje zdjęcie na pograniczu abstrakcji. Powstaje fotografia, która stanowi zjawisko kolorystyczne bliskie op-artowi, albo może bardziej powidokom, zapatrzeniu w światło zacierającemu granice oglądanego widoku, obraz wewnętrzny odbity na siatkówce oka, budujący dalekie skojarzenia barwne.
Najnowsze fotografie Janusza Foglera, jak ogród, w którym powstały, pozostają poza czasem, poza aktualnością. Stanowią materializację stanu kontemplacji, wyraz fascynacji fenomenem widzenia i stale ponawianym pytaniem, dlaczego tak to widzimy i co wynika z inspiracji tak widzianą, zapośredniczoną przez kamerę, materią?
Zofia Jabłonowska-Ratajska
Wystawa ta przygotowana została z okazji 50-lecia wykonywanej przeze mnie pracy twórczej. Jubileusz ten zbiegł się w czasie z moimi 70-tymi urodzinami. Powstawała przez kilka miesięcy. Nie ma na niej zdjęcia wykonanego wcześniej niż przed rokiem.
Przygoda plastyczna fotografii intrygowała mnie przez całe niemalże życie. Udało mi się nią zająć na poważnie dopiero po zaniechaniu podróżowania z kamerą po świecie i podjęciu decyzji o powrocie do rodzinnego ogrodu. Zaglądałem do niego od wielu lat, ale nigdy nie było dość czasu, by te wcześniejsze powroty pozwoliły mi na przeniknięcie w głąb otaczającego mnie świata, a tak naprawdę - na przeniknięcie w głąb materii. Nie da się ukryć, że związki fotografii i malarstwa interesowały mnie od dawna.
Janusz Fogler