Geomeros — powiedział Mietek przejrzawszy gwasze rozłożone na tapczanie. — Co takiego? — zdziwiła się Hania. — Geometria i eros — odparł. — Wymyśliłeś to na poczekaniu? — zapytała. — Kiwnął głową i uśmiechnął się. — Geometria była moim ulubionym przedmiotem w gimnazjum — wyrwało mi się. — A eros tym bardziej — zażartowała Hania — to może nazwiemy ten cykl Geomeros?
Ten epizod z wczesnej wiosny 1969 roku odtworzyłam około czterdzieści lat później, na podstawie starej notatki pracując nad Frascati (2009) - drugą częścią rodzinnej trylogii poświęconej mamie. Jednak z wersji do druku usunęłam rozdział „Geomeros” i inne podobne, by nie przesłaniać swoimi sprawami postaci mamy. To na jej prośbę poszłam z teczką gwaszy do Porębskich po radę, czy warto „tę starą serię” (z pierwszych lat ASP) pokazać w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Mama, będąc pianistką amatorką, cieszyła się, że moja pierwsza wystawa indywidualna odbędzie się na Okólniku w „ramach wymiany doświadczeń malarskich i muzycznych”, jak nam to szumnie przedstawił Edek Dwurnik. Miał tam wystawę przede mną i zaprotegował „Ewcię po koleżeńsku do naszej nowej galerii”, nie dodając, że to hol z odrapanymi ścianami. Dla Edka nie miało to znaczenia, bo je zawiesił od sufitu do podłogi ogromnymi płótnami. Zapytany przeze mnie o gwasze, machnął na nie ręką i stwierdził, że odpadają: są za małe, a na oprawę „trzeba bajońskiej kasy”. Nie zraziło to jednak mamy, która wbiła sobie do głowy, że muszę zadebiutować tym, co najlepsze: „tęczowymi gwaszami w jednolitym stylu świadczącym o dojrzałości”. Uważała, może zresztą słusznie, że ją osiągnęłam niedługo po powrocie z Austrii na skutek ostrego ataku astmy, początkowo zdiagnozowanej jako gruźlica, co mnie „wybiło z normy”. Rzeczywiście. Nieskuteczne leki pompowały adrenalinę, nie uśmierzając duszności, więc rodzice wzywali pogotowie, które wiozło mnie pod namiot tlenowy. — Ale nad tym się nie rozwódź — pouczyła mnie mama — nie ma co budzić litości. — Porębskim wspomniałam jedynie, że do malowania farbami wodnymi skłoniło mnie uczulenie na olejne.
Usłyszawszy, że hol nie zostanie odmalowany i nikt nie będzie pilnował wystawy, Porębscy uznali, że szkoda na nią „Geomeros”, a brud na ścianie niech zasłonią duże płótna. Na wernisaż weszli z mamą akurat w chwili, gdy z jednego z obrazów ktoś zerwał kolaż: złocistą pierś bażanta. Przykleiłam ją do płótna po wystawie i w rok potem zabrałam obraz „Helmut opłakuje bażanta” do Anglii, gdzie latem 1970 roku otworzyła się w londyńskiej Woodstock Gallery moja pierwsza wystawa zagraniczna. Gwasze powróciły ze strychu Porębskich w głównym gmachu ASP do szuflady na Frascati i hibernowały na jej dnie do wiosny 2023, kiedy to przejrzała je Anna Kowalska - autorka kompletnego katalogu moich prac na papierze.
Wystawa z cyklu „Geomeros” w galerii Artemis, dedykowana Hannie i Mieczysławowi Porębskim, to pierwszy pokaz tych wczesnych gwaszy.