Po co nam świat, w którym nas nie ma? To pytanie zadaje Emil Bucki w swojej pracy dyplomowej, która przybiera format wielowarstwowej opowieści o życiu w postsowieckim pejzażu. Dryfując między upadłą utopią komunizmu a brutalną rzeczywistością wojny w Ukrainie, jej narracja nie koncentruje się na frontalnych opisach walk, tutaj wojna pojawia się w tle jako ciemna aura, która sączy się w spróchniałych ławkach i rodzinnych kolacjach.
Autor przygląda się światu pozornie zwykłych ludzi, ich codzienności, przyzwyczajeniom, rozpadającej się wspólnocie i gorzkiej pamięci o imperium - którego już nie ma, ale wciąż silnie trzyma w garści ludzką wyobraźnię.
Bucki nie mityzuje przeszłości, obnaża jej groteskę i sączące się rany. Ludzie uwięzieni w resentymentach, żywiący się wspomnieniami chleba po 20 kopiejek, są równocześnie ofiarami przemocy - tej zakorzenionej w języku, klasie i płci.
Cierpienie przeciągnięte przez dekady pojawia się w spojrzeniu, w beznadziejnym oczekiwaniu, w trzeszczącej huśtawce, w geście podania łapówki. Wystawa tworzy przestrzeń, w której głos artysty staje się pomostem między doświadczeniem prywatnym a zbiorowym. Między tym, co już minęło, a tym, co wciąż boli.
W świecie, w którym nas nie ma, jednostka zostaje zawieszona między cyniczną propagandą a duchową pustką. Cierpienie zaś nie jest heroiczne. Jest rozproszone, banalne, wpisane w skurcz żołądka po zjedzeniu słoniny z włosem.
Tożsamość? Nie ma jednego źródła, jest fragmentaryczna, splątana z językiem propagandy i kulturowym osamotnieniem. Głos kobiet miesza się z przemocą patriarchalnego porządku, który nie potrafi zapewnić niczego poza pustą dominacją.
But I was a star jest o zdemaskowaniu kulturowych naleciałości i strukturze opresji, która trwa bez wojny.
Kurator: Jakub Pojda