Cyryl Polaczek maluje różne pory dnia. Deszcz, burze, słońce. Pagórki, łąki, trawy, morski brzeg, wodę, niebo, kosmos. Liście, rośliny polne, łopian, mniszki, chwasty, żuki, pająki, złotooki, komary. Konie, krowy, ptaki, psy, węże, króliki, ryby, ludzi. Pewnie znalazłyby się jeszcze łosie, jelenie, sarny, dziki, lisy, borsuki, kuny, jenoty, wilki i rysie... O rzeczywistości i przeżyciach opowiada przede wszystkim malując krajobrazy. Krótko mówiąc – Cyryl Polaczek jest pejzażystą.
O ile wcześniej fauna, flora oraz krajobrazowe widoki stanowiły w malarstwie Polaczka raczej pojedyncze, wpółabstrakcyjne motywy w stylu gradientowego zachodu słońca (Piwo w Lipsku, 2018), roju muszek na tle nieba (bez tytułu, 2015), odciśniętych w farbie zlepionych rzepów łopianu lub gęstych, namalowanych „jak żywe” kwiatów, o tyle od kilku lat artysta do pejzaży podchodzi zdecydowanie bardziej kompleksowo. Dosłownie i w przenośni poszerza skalę. We współczesnym malarstwie figuratywnym takie podejście jest tyleż rzadkie, co śmiałe. Polaczek nie wykorzystuje bowiem motywów malarstwa krajobrazowego na potrzeby retro-stylizacji, estetycznej dekoracji lub aby zaczepić o nie jakąś ironiczną anegdotę. Artysta traktuje pejzaż na serio. Oczywiście z pełną świadomością historycznego ciężaru i powagi gatunku, jak również zdając sobie sprawę z poczucia lekkiej żenady, kiedy w kontekście współczesnych obrazów wypowiadamy na głos tak staroświeckie słowa jak „nokturn” bądź „marina”.
Prace Cyryla Polaczka uciekają od dokładnego odwzorowywania rzeczywistego krajobrazu. Rejestracja natury ustępuje w nich miejsca artystycznej wyobraźni autora. Wiatr „czesze” rozległe połacie traw, przy okazji rozwiewając znajdujące się na pierwszym planie zaczepione o grzebień włosy (Noc, 2023), złota rybka podczas burzy z piorunami i deszczu meteorytów wypływa na powierzchnię by spełnić nasze trzy życzenia (Śmieszna pogoda, 2022), natomiast na tle potężnie rozgwieżdżonego kosmicznego nieba żuk wtacza pod górę książki planetę lub – czego nie można wykluczyć – kulkę gnoju (Niebo, żuk i książka, 2024). Wyraźna w sztuce Polaczka poetyzacja pejzażu i świata przyrody budzi skojarzenia z romantycznymi kategoriami wzniosłości i transcendentalizmu, charakteryzującymi twórczość takich malarzy krajobrazu, jak Caspar David Friedrich, William Turner, Martin Johnson Heade, czy też dzieł botaników z przełomu XVIII i XIX wieku – Phlipa Reinagle i Petera Charlesa Hendersona.
Polaczek intencjonalnie sięga po te, wydawałoby się, przetarte konwencje estetyczne. Jego kompozycje uderzają skalą, monumentalnością układów, precyzją wykonania. Formę tych obrazów określa efektowna gra powietrza, barw i świateł wymieszanych razem w przedstawieniach żywiołów oraz niespotykanych zjawisk atmosferycznych i optycznych (Dziwna pogoda I, 2021, Dziwna pogoda II, 2021, Dzień i noc, 2022). Duża w tym zasługa niesamowitych umiejętności technicznych oraz brawury, z jaką artysta obchodzi się z materią farby – w przypadku zaprezentowanych na wystawie prac decydując się na szeroką i swobodną fakturę.
Jednak tym, co przesądza o niepowtarzalności oraz świeżości malarstwa Polaczka jest jego konceptualna oraz humorystyczna podszewka. Dzieła romantyków wypełniały skonfrontowane ze wzniosłością przepastnego krajobrazu bezimienne postacie ukazane w konwencji rückenfigur. Zastępowały one widzów, pozwalając im wejść bezpośrednio w przestrzeń obrazu i poczuć jedność z namalowaną sceną, a w dalszej kolejności – naturą w ogóle. Cyryl Polaczek podąża tym samym tropem, narzucając nam perspektywę POV – stajemy nad brzegiem targanego żywiołami morza, które połączone z niebem zdaje się nie mieć ani początku, ani końca. Jednak nierozsądnie byłoby sądzić, że współcześnie możliwe jest utrzymanie tak idealnie szczerego podejścia do świata. Będąc świadomym naiwności wpisanej w refleksje estetyczne sprzed wieków, a równocześnie pragnąc je w jakiś sposób uwierzytelnić, artysta sięga po humor. W sztuce Polaczka człowiek staje się tożsamy z otaczającą go rzeczywistością za sprawą odbicia promieni słonecznych w tarczy zegarka, syzyfowej pracy żuka gnojowego, znalezionego na plaży szkieletu ryby czy też zatopionych w wodzie niewielkich świecidełek. Tylko tyle i aż tyle.
Podobnie jest w przypadku Łąki (2024), swoistych „nenufarów” w dorobku artysty. W przeciwieństwie do starannie wypielęgnowanych ogrodów malowanych (i często uprawianych) przez impresjonistów, obraz Polaczka przedstawia wybujałe, majestatyczne, ale jednak pospolite, polne rośliny otulone babim latem. Przywodzi na myśl „bodiaki” i trawy chętnie przedstawiane przez mistrzów polskiego malarstwa pejzażowego takich jak Fałat, Chełmoński czy Stanisławski. Wydaje się, że przenosimy się w najwcześniejsze chwile narodzin świata lub wręcz przeciwnie – świat który znamy przeżywa swój ostatni moment. To zachwycająco dziwne uczucie wyzwalające równocześnie niepokój i ulgę. Do kogo należą pozostawione w gąszczu przedmioty – klucze, wisiorek, portfel?
Obrazy Cyryla Polaczka narzucają się widzom, uruchamiając cały ciąg skojarzeń oraz wspomnień. Ich metaforyczna skala (od kluczy do kosmosu, niczym w renesansowej hierarchii bytów) powoduje, że znaczą wszystko i nic. Najczęściej coś: samotność, smutek, spokój, nadzieję, małość i wielkość ludzkiej egzystencji. Patrząc na nie wdychamy jod i spoglądamy w gwiazdy.
Kurator: Janek Owczarek
Fotografia u góry: Cyryl Polaczek, Łąka (Meadow), 2024