„Circle of Life” to piosenka Eltona Johna z tekstem Tima Rice’a. Powstała z myślą o filmie „Król lew”. Słyszymy ją już w pierwszej scenie, w której widz ogląda idylliczną i trochę utopijną wizję świata zwierząt. Jest to uporządkowany, rządzony przez mądrego lwa Mufasę system, w którym nie ma miejsca na przypadkową i bezsensowną przemoc. Uosobieniem tej ostatniej staje się zły i zazdrosny brat króla, jego główny antagonista Skaza, który w wyniku spisku staje się samozwańczym władcą afrykańskiej sawanny.
Z kolei „The Order of Death”, utwór Public Image Limited (PIL) to fragment ścieżki dźwiękowej brytyjskiego horroru science-fiction pt. „Hardware” (jego alternatywny tytuł to „Mark 13“). Film opowiada historię młodej rzeźbiarki Jill, która zajmuje się metaloplastyką. Jej pracownia mieści się w ogromnym bloku mieszkalnym, będącym częścią postapokaliptycznego miasta. Jill otrzymuje od swojego chłopaka prezent, który okazuje się fragmentem morderczej maszyny, głową militarnego robota-zabójcy. Robot aktywuje się i rekonstruuje swoje ciało za pomocą rzeźb i złomu, znalezionych w pracowni. Wkrótce sprawi, że mieszkanie Jill, miejsce schronienia, przeobrazi się w śmiertelną pułapkę.
Te dwa dzieła popkultury dzieli forma, język i docelowy odbiorca. Łączy je zaś szczególne napięcie zrodzone z tej samej potrzeby porządkowania świata. To, co rodzi się na styku spójnej, dającej poczucie bezpieczeństwa opowieści i doświadczania świata poza opowieścią jako chaosu. W tak skonstruowaną rzeczywistość w każdej chwili może wtargnąć nieoczekiwane. I wcześniej czy później to zrobi, rozsadzając ten zbyt zwyczajny porządek życia. Już sama świadomość tego zagrożenia sprawia, że możemy w naszych opowieściach dostrzec szczelinę. Tym otworem, przez który, jak chce John Campbell, amerykański mitoznawca, wypływa energia kosmosu, jest poczucie niesamowitości. Nawet jeśli jest to niesamowitość wynikająca z samego faktu bycia żywym. Opowieść jawi się jako sen - sen, który staje się prywatnym mitem, i mit, który staje się zbiorowym snem.
Oba tytuły odnoszą się do dwuznacznego zapętlenia. Do życia, które nie robi nic, a mimo wszystko cały czas się wydarza. Jest procesem produkcji i akumulacji. Te historie są narracjami, które domagają się poznawczego domknięcia. Możliwe domknięcia: Życie jako turbo-horror. Życie jako ekstremalna rozkosz. I wreszcie życie jako życie. Te trzy szkoły magii: białej (życie jako radość), czarnej (życie jako cierpienie) i szarej (życie jako proces) opisał zresztą brytyjski okultysta Aleister Crowley. Wyboru, ale może też różnicy, nie ma, jest tylko głodne spojrzenie, które na trzy sposoby hipnotyzuje jeden i ten sam otwór.
Bartosz Zaskórski (ur. w 1987 we wsi Żytno) – rysuje, nagrywa słuchowiska, tworzy obiekty nawiązujące do horrorów z lat 80. Doktorant ASP Kraków (promotor dr hab. prof. ASP Dariusz Vasina). Od 2018 pracuje jako asystent na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, gdzie prowadzi autorską Pracownię Audio.
Wystawiał między innymi w CSW Zamek Ujazdowski, BWA Bielsko-Biała, BWA Tarnów, BWA Bunkier Sztuki w Krakowie, CAC w Wilnie, Plato w Ostrawie. Jego prace znajdują się w kolekcji CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie oraz Zachęty Sztuki Współczesnej w Szczecinie.
Jako muzyk działa pod nazwą Mchy i porosty, na ogół gra smutną, taneczną muzykę. Pod tą nazwą wydawał w Recognition Records, Brutaż, Transatlantyk, Kikimora Tapes czy Pointless Geometry. Nakładem wydawnictwa BDTA ukazały się kasety z jego słuchowiskami: Wsie (2015) oraz „I tedy okazało się, że umarłem” (2016). Jego najnowszy album zostanie wydany na labelu NOT NOT FUN.