W nowych pracach Bartłomieja Flisa wszystko dzieje się po raz pierwszy. Z jaja za chwilę wykluje się Pierwsze Pisklę. Spod topniejącego śniegu wyszły właśnie Pierwsze, kruche Pędy.
Między Pierwszymi Ludźmi wybuchła właśnie Pierwsza Kłótnia.
Pierwszy Dziki Koń dał się osiodłać.
Monumentalne w skali i formie obrazy Bartłomieja Flisa zaludniają postaci Tubylców Początków Świata. Ich wielkie, ubrudzone ziemią dłonie z czułością pielęgnują drobne rośliny, których plon żywić będzie kolejne pokolenia. Patrząc na “Roztopy” czy “Pole” odnieść można wrażenie, że ich bohaterami są ocaleńcy, ostańcy po globalnej apokalipsie, którzy dopiero uczą się Świata.
A przecież ta apokalipsa dzieje się co roku. Przecież cykl następujących po sobie pór roku, tak mocno zakorzeniony w polskiej kulturze ludowej i wysokiej to naturalna kolej rzeczy. I może właśnie dlatego Flis patrzy na to z taką nostalgią. Wychowany na wschodzie Polski artysta na własne oczy doświadcza nieodwracalnych procesów zachodzących na wsi. Najbardziej widoczną zmianą jest fizyczne oderwanie od ziemi. Naturalny jeszcze do niedawna widok pokrytych ciemną warstwą gleby dłoni osób pracujących na roli jest już tylko wspomnieniem, mitem. Postaci z jego obrazów zwrócone są ku ziemi właśnie, w niej szukając bezpieczeństwa. Jeśli spoglądają w górę, to po to, by z kształtu chmur czy lotu ptaka wyczytać, co przyniesie Przyszłość.
A Przyszłość jest Tej Wiosny wyjątkowo niepewna: nawet pierwsze pąki na drzewach nie oznaczają już Końca Zimy. Doprowadzony przez nas na krawędź katastrofy Świat, w którym pory roku zastąpione są następującymi jedna po drugiej anomaliami pogodowy nie jest tym samym, żyjącym we wszystkim znanym rytmie miejscem.
Tubylcy Początków Świata z wielką wdzięcznością patrzą na topniejące śniegi, cierpliwie czekając na Pierwszą Wiosnę, która może nigdy nie nadejść.
Monumentalne figury z obrazów Flisa czytać można jako przejaw fascynacji tym, co bezpowrotnie przemija i nadziei na to, że jednak nie jesteśmy Ostatnim Pokoleniem. Bezosobowi gignaci dopiero się formują, dopiero uczą się badać świat wokół siebie. Bardzo ostrożnie stawiają każdy krok, jakby w obawie, że ich wielkie stopy zniszczą rodzące się pod ziemią nowe życie. Każdy gest (“Jajko”, “Kanka”) pełen jest szacunku i ciekawości dla świata. Ich ruchy są tak delikatne, że są w stanie oswoić Pierwszego Konia. Co znamienne, jedynie drugi człowiek wywołuje o nich gniew (“Kłótnia”, “Brudne ręce”). Natura jest tylko sprzymierzeńcem, którego należy pielęgnować i chronić (“Kanka”, “Pole”).
W tym Pierwszym Świecie tylko bociany przypominają, że świat ma strukturę cykliczną, a nie linearną. Że każda wiosna tylko wydaje się Pierwsza.