Artur Żmijewski unika dosłowności, poszukuje raczej wizualnych przekaźników uniwersalnego kształtu, który byłby „świadkiem i symbolem własnej krzywdy”. Poprzez wyabstrahowanie wszelkiego rodzaju traum i śladów artysta przekazuje nam pewnego rodzaju kod przemocy, algorytm złego, możliwe do odczytania dla nas echa lęku. Artysta w swojej próbie zuniwersalizowania wizualnych skutków przemocy dziejącej się wokół nas, nie pomija kontekstu dewastacji natury, której niszczona i eksploatowana tkanka staje się „matrycą do szukania pewnej uniwersalnej formuły przemocy”.
Cała wystawa, będąc symboliczną formą przekazu, nie odrywa nas jednak od swojego głębokiego, społecznego sensu, którym dla artysty jest „samo rozważanie, pamiętanie przemocy i ciągłe przywoływanie jej skutków, żeby to nie umykało. Żeby ślady nie zostały zatarte”. W ten sposób my wszyscy, jako odbiorcy stajemy się kolejnymi świadkami, kolejnego świadectwa jeszcze jednej osoby. Jednak to doświadczenie tym razem nie ma być „zagadywane, lekceważone” czy traktowane jako następna wypowiedź na rozpoznany temat. To doświadczenie odbioru ma być próbą włączenia nas, poprzez medytację, do krwiobiegu wspólnoty pamięci: ciała, myśli, przedmiotów, natury. Pamięci pozwalającej na nowo rozpoznawać i nazywać starą przemoc. Jak pisze Artur Żmijewski w tekście do wystawy: „Przemoc się znaturalizowała, zuniwersalizowała. Zajmowanie się nią, na pewno jest zmaganiem się z własną bezradnością”. Między innymi o potrzebie uczestnictwa nas wszystkich w zmaganiach z traumą, która stresuje codzienny krajobraz, traktuje wystawa Artura Żmijewskiego „Miłe złego porządki”. W Galerii zobaczymy fotografie i multimedialny pokaz zdjęć, który w całej serii układa się w komunikat o niebezpiecznie znajomej treści.