Od dawna mieliśmy z Witkacym sobie coś do powiedzenia. Jest z pewnością iskra wspólnej duchowej energii oraz kontynuacja sztuki portretowania jako wnikania w istotę duszy samej z nieograniczoną możliwością osobistej formy jaką tworzy nasz umysł.
Głównie intrygowały mnie typy portretów Witkacego C, C+Co oraz portrety typu D i E. Kategorie opisywane w regulaminie Firmy Portretowej , w dzisiejszym świecie i czasie stały się historią. Obecnie zamawiającym w mojej firmie portretowej jest mój duch i jedyne moje nieporadności, wynikają tylko z moich ograniczeń organicznych mikro kwantowych procesów w moich komórkach, nad którymi i tak nie posiadam żadnego panowania. Dlatego w trakcie malowania wykluczyłem wszelkie środki narkotyczne, alkohol i tym podobne i niepodobne substancje, jako kompletnie nie przydatne.
Dwa lata temu byłem w pałacu w Grąbkowie oddalonym o kilka kilometrów o Słupska, w którym znajduje się duży zbiór portretów Witkacego.W trakcie oglądania kolekcji padła iskra inspiracji. Wróciłem do pracowni w Warszawie i natychmiast zacząłem pracę . Impuls był tak duży że, nie rozważałem nie kalkulowałem związanych z tym niebezpieczeństw. A takie przecież są na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło jedno spojrzenie na konkretny portret Witkacego Na jeden element który powodował nową formę. Portrety fruwały jak gołębie z kapelusza na scenie cyrkowej.
Andrzej Fogtt
Andrzej Fogtt urodzony w Poznaniu 9.X.1950r. Studia: Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Dyplom w 1974r. w pracowniach prof. Zdzisława Kępińskiego i prof. Magdaleny Abakanowicz. Brał udział w licznych wystawach m.in.: laureat VIII Festiwalu Sztuki w Zachęcie w 1979r., laureat Grand Prix Festiwalu Polskiego Malarstwa w Szczecinie w 1984r, reprezentował Polskę na 41 Biennale Sztuki w Wenecji w 1984r., brał udział w wystawach Polskiej Sztuki Współczesnej w Londynie w 1987r., w Maneżu w Moskwie 1987r., w Berlinie, w Arras we Francji 2007r, Polskiej Sztuki XX Wieku w Muzeum Narodowym we Wrocławiu w 1989r. Prezentował prace w licznych wystawach indywidualnych m.in. w Narodowej Galerii Sztuki „Zachęta”. W 2009 r. został odznaczony medalem Gloria Artis.
Andrzej Fogtt maluje portrety od zawsze. To jego żywioł i przeznaczenie. Lecz nie tworzy ich w formule „przyjętego zamówienia“. Fogtt jest bowiem portrecistą intymnym. Maluje bo chce. Fogtt szuka innych zdarzeń w malarstwie portretowym niż tylko podobieństwo. Jest artystą wolnym.
Jego portrety zwykle namalowane są w trakcie jednego posiedzenia, jednej szczęśliwej chwili, kilkoma ruchami pędzla, kreskami, albo grubym maźnięciem, położonym wbrew artystycznemu rozsądkowi, są fenomenalnym zjawiskiem jak owa definicja, która mówi, że obraz to proces przedstawiania, w którym byt nieustannie przechodzi w zjawisko i żadne pojęcie, nie zdoła uchwycić tej nierozróżnialności...
Dlatego Fogtt jest artystą totalnym. (…) Dzisiaj Andrzej Fogtt jest podwładnym wielkiego mistrza. A może jest odwrotnie, to jednak Witkacy jest podwładnym?
Dlaczego Fogtt maluje Witkacego, a ściślej jego portrety ? Na to pytanie nie można odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, gdyż doktrynalne „bo chcę“, nie zamyka wątpliwości, kryjących się w tym zasadniczym pytaniu. Trzeba się bowiem odnieść do całego życia i inklinacji artystycznych Andrzeja Fogtta. Od zawsze malował Polaków. To jego wielkie otoczenie. Żywioł. Nienasycony bezmiar sztuki, pochowanej w umysłach Rodaków.
A zatem mamy portrety przyjaciół, znanych osób z kręgu artystycznego świata: malarzy, poetów, pisarzy, filmowców, krytyków sztuki.(…) A zatem Fogtt maluje Witkacego. Dla potwierdzenia Prawdy. Nie jak Witkacy i nie pod Witkacego. Używa „czystej formy“. To uczciwe. Zgodne z recepturą malarską - albowiem jest w tej granicy, kompozycja abstrakcyjna, zaś pełna charakterystyka modelu – subiektywna.
Ponadto, podobnie jak Witkacy i u Fogtta „brak wszelkiej uwagi na wykonanie ubrań i akcesoriów“. Portrety Fogtta wykonywane są podczas jednego , albo kilku „posiedzeń“, oczywiście ich ilość nie przesądza o „dobroci wytworu“.
Fogtt nie skorzystał z legendarnej lekcji Witkacego, który niektóre swoje portrety malował pod wpływem alkoholu, czy środków odurzających. A następnie zapisywał je jak receptę apteczną na dole obrazu. W historii sztuki współczesnej znamy takie przypadki, choćby Arnulfa Rainera, fenomenalnego abstrakcjonisty, któremu czysta forma mieszała się z czystym odurzeniem. To nie zarzut. To inna lekcja wkraczania w obszary poznania. Dlatego, w przypadku Andrzeja Fogtta, możemy mówić o czymś bardzo świadomym. Że nie chodzi o naśladownictwo lecz kumpelstwo. My dwaj...
Jest taki obraz zatytułowany „My dwaj“. Witkacy i Fogtt. Sam początek ich wspólnej drogi. Witkacy mógłby krzyknąć wtedy: czy to tamten, już trochę znany (choć powierzchownie) gość, wylazł z ukrycia? Boże, co się stanie za chwilę?
My dwaj…(fragmenty), Tomasz Rudomino, Paryż lipiec 2020