Masz takie chłodne usta fal – powiedział mi podczas ostatniego spotkania. Potem odszedł na zawsze, jak ostatni pociąg relacji Sopot-Warszawa, jak pamiętna zielona noc i sierpniowy turnus. Twe ramiona łódź Magellana – mówił, kiedy spacerowaliśmy wzdłuż mojego wybrzeża. Piasek odliczał sekundy, minuty, godziny. Grał z wiatrem w oszukańczą grę. To było nieuchronne. Wiedzieliśmy, że skończy się nagle i boleśnie, ale i tak nie dowierzaliśmy. Woleliśmy czerpać garściami z tych wspólnych chwil. Byliśmy tak różni jak dwie krople wody. Dla niego życie to portowa knajpa, dla mnie ocean, ocean, ocean…
Mówiłam mu, że mam takie miejsca, w których rodzą się bursztyny, gdzie słońce dotyka moich wzburzeń i okrągłości. A człowiek opowiadał uczenie o owadach, lasach, eocenie i miliardach lat zamkniętych w złocistych kamieniach. Ludzie! Oni potrafili wymyślać takie piękne historie: o królach, pianistach, romantycznych pisarzach i tajemniczych komnatach. Przypadkowym zdarzeniom przypisywali ponadczasowe znaczenie. Żyli w pogoni za nadawaniem wszystkiemu sensu. Teraz odeszli i zostawili po sobie puste lobby hotelowe, sklepy z pamiątkami, smażalnie ryb i samotne porty. Parasole, klapki, leżaki, siatki na motyle, gazety. Dziś już nikt nie przeczyta, o czym donosił świat.
Ocieram jedną, samotną, słoną łzę. Zamknę to wspomnienie w szklanej szkatułce i będę nosić blisko serca, jak najdroższy brylant. Gdy wokół czuć już było zapach nadchodzącej katastrofy, w kieszeniach wibrowały alerty pogodowe i doskwierało 36 stopni w cieniu, on wszedł bosymi stopami w to miejsce, gdzie piasek zapada się pod ich ciężarem i powiedział: masz takie chłodne usta fal…
Kuratorka wystawy: Michalina Sablik