Tytuł wystawy jest zaczerpnięty z utworu Mother legendarnej grupy Pink Floyd. Pierwsze nuty piosenki w zderzeniu ze słowami wprowadzają rozdźwięk w umyśle, pobrzmiewają niepokojem w sercu. Dziecięcy zwrot ku matce, sięganie po opiekę w obliczu zagrożenia pełne jest tu niepewności. Wystawia nas na kruchość wobec zdarzeń losu, ataku bądź braku pomocy ze strony innych.
Dojmująca wrogość wojny czy matki?
Bliskość macierzyńska czy operacji wojennych?
Napięcie w wybranych obrazach Żychlińskiej rozgrywa się gdzieś pomiędzy konfliktami relacyjnymi a zbrojnymi. Sielskość koloru gumy balonowej zostaje zburzona dziecięcymi twarzami pełnymi trwogi. Ciepło i miękkość amarantowej macicy, marzycielskość nieba o wschodzie lub zachodzie słońca kontrastują z krwistym rozdarciem ciała. Ponoć, czerwony wieczór świadczy o “pogodnej pogodzie” następnego dnia, ale czy brak deszczu pozwoli wyrosnąć zielonej trawie, zakwitnąć nowym kwiatom?
Jaka pogoda ducha patrzy przez Ciebie, kiedy wpatrujesz się w te obrazy? Spójrz jeszcze raz.
Pogodzona ze światem i sobą postać leży w swojej ziemskiej mogile, jej duch, choćby i była ofiarą, największych zbrodni, pozostaje niezwyciężony, względem pogrążającego siebie w bestialstwie oprawcy.
Dręczyciel każdym ciosem wyróżnia dręczonego i dźwiga ponad siebie, a sam maleje, jakby z siebie tamtą wielkość dobywał, i staje się coraz bardziej bezsilnym nikczemnikiem, który zamierzonego celu nie może nigdy dosięgnąć. Tymczasem poddani okrucieństwu stają się nietykalni1
Wyłania się nagle jakaś nowa harmonia, świetliste, obłe kształty, nie(żywe) członki i heraklitejski ogień przemian, cykl życia-śmierci-życia, a nawet łagodność. Ostrze soczystej trawy, która się pnie, niczym nowe-wieczne, zwycięskie życie, sieć wszechobecnych połączeń, przędzonych nieustannie nici. Bukiet to pogrzebowy czy panny młodej w dniu zaślubin z fundamentalną wartością życia?
Widzę spoczywające ciało tej Drugiej - matki, babki, mnie, Ciebie, tego Drugiego ku któremu się zwracasz, z meandrami drobnych zmarszczek, wijącymi się po nim nekrofagami, emocjami płynącymi wytyczonymi przez nie kanalikami.
A gdyby jednak spadł deszcz? Rześka rosa ozdobiła połać? Szloch ukoił ból z trzewi, żałoba pozwoliła płynąć nurtowi życia, zielona poświata przywróciła nadzieję?
A gdybyś spojrzała/spojrzał jeszcze raz, co Ci się ukazuje? Jaki krajobraz wewnątrz-zewnętrzny, jak żyje pomiędzy Wami ta symbolika? Jaki jest jej puls, droga, barwa? Jaką formę oświetla światło? Jak rozbrzmiewa ta muzyka? Co w Tobie porusza? Ku czemu Cię zwraca?
tekst: Aleksandra Goleck