Portret zbiorowy czterech gwiazd polskiego kina dekady lat 70. – Wirgiliusza Grynia, Stefana Paski, Józefa Łodyńskiego i Bolesława Płotnickiego – wraz z wiernym konterfektem tego ostatniego (kat. 128) oraz podobizną aktora Witolda Dębickiego (kat. 127) na tle widocznego zza okna pejzażu, należą do pierwszego cyklu malarskiego Jerzego Dudy-Gracza „Motywy i portrety polskie“ z lat 1968-79. W 1975 roku, czasie powstania obrazów, zaledwie 34-letni artysta, zdążył już zyskać niemałą popularność i zaczął zbierać laury za swoje osiągnięcia – został, m.in. uhonorowany prestiżową Nagrodą Krytyki Artystycznej im. Cypriana Kamila Norwida i I Nagrodą na II Ogólnopolskiej Wystawie Satyry. Ceną sławy był jednak stawiany artyście przez bardziej „wyrafinowaną“ część publiczności zarzut o trywializację tematyki dzieł i szczególne upodobanie do przedstawiania w nich – często w formie demaskatorskiej i prześmiewczej – klasy robotniczej. Artysta, nie pozostając dłużnym swoim kontestatorom, włączył się w dyskusję z krytykami z typowym dla siebie poczuciem humoru występując gościnnie w telewizyjnej komedii Zawodowcy (reż. Feridun Erol). Jak donosił ówczesny magazyn „Film“ (nr 16, 20/1975), wykorzystano w niej „prace znanego malarza i grafika Jerzego Dudy-Gracza z Katowic“, wśród których najbardziej wyeksponowane zostały właśnie trzy omawiane portrety. Filmowym alter ego „chorego na Polskę“ częstochowianina jest tutaj początkujący malarz Julian Nowak (w tej roli Witold Dębicki) o znamiennym pseudonimie artystycznym „Duda-Gracz“, który zaprzyjaźnia się z grupą robotników z brygady budowlanej dowodzonej przez majstra Drobika (Bolesław Płotnicki). Imponuje im jako profesjonalista, utalentowany człowiek z „fachem w ręku“, umiejący utrwalić na swoich obrazach doskonale znaną, otaczającą ich rzeczywistość. Zaproszona na wystawę artysty ekipa murarska wydaje się jedyną grupą prawdziwie zainteresowaną sztuką. Kiedy robotnicy podziwiając na ścianach galerii swoje portrety mają nieodparte przeczucie „przejścia do historii“, tzw. śmietanka artystyczna całą swoją uwagę skupia na zdobyciu kolejnego kieliszka wernisażowego wina. Przemykający zaś między nimi znajomy Nowaka – Jerzy Duda-Gracz we własnej osobie – na jego koleżeńskie „co słychać?“, wzruszając ramionami odpowiada: „no wiesz, jak to u nas na prowincji“. Artysta znany był zresztą ze swej dumy bycia prowincjuszem i rzemieślnikiem:
Duda Gracz nie jest Don Kichotem, by porywał się na rzeczy z góry skazane na fiasko [...], a już na pewno nie jest niezorientowany w tym, co się dzieje w sztuce u nas i gdzie indziej [...]. I wszystko to wiedząc, pojawia się jak gdyby nigdy nic ze swoim malowaniem, ze swoim zawodostwem, rzemiosłem, ze swoim planem przerobu, czy jak tam też sam nazywa, czy inni nazywają. Ostentacyjnie nie chce być mądrzejszy od widza, co samo w sobie jest w naszych warunkach niezwykłością. Przybiera oczywiście maskę, stroi miny prostaczka, gdzie mu tam do wielkich – on urodził się w Częstochowie, a pracuje w Katowicach.
I ta codzienna praca przynosi dziełka niezwykle niewymuszone...
A. Skoczylas, wstęp do katalogu wystawy Laureaci nagrody krytyki im. Cypriana Kamila Norwida z lat 1967-1976

126
Jerzy DUDA-GRACZ (1941 Częstochowa - 2004 Łagów)

ZAWODOWCY, z cyklu MOTYWY I PORTRETY POLSKIE, 1975

olej, płyta
69 x 49 cm
sygn. l.d.: DUDA GRACZ 1975

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Portret zbiorowy czterech gwiazd polskiego kina dekady lat 70. – Wirgiliusza Grynia, Stefana Paski, Józefa Łodyńskiego i Bolesława Płotnickiego – wraz z wiernym konterfektem tego ostatniego (kat. 128) oraz podobizną aktora Witolda Dębickiego (kat. 127) na tle widocznego zza okna pejzażu, należą do pierwszego cyklu malarskiego Jerzego Dudy-Gracza „Motywy i portrety polskie“ z lat 1968-79. W 1975 roku, czasie powstania obrazów, zaledwie 34-letni artysta, zdążył już zyskać niemałą popularność i zaczął zbierać laury za swoje osiągnięcia – został, m.in. uhonorowany prestiżową Nagrodą Krytyki Artystycznej im. Cypriana Kamila Norwida i I Nagrodą na II Ogólnopolskiej Wystawie Satyry. Ceną sławy był jednak stawiany artyście przez bardziej „wyrafinowaną“ część publiczności zarzut o trywializację tematyki dzieł i szczególne upodobanie do przedstawiania w nich – często w formie demaskatorskiej i prześmiewczej – klasy robotniczej. Artysta, nie pozostając dłużnym swoim kontestatorom, włączył się w dyskusję z krytykami z typowym dla siebie poczuciem humoru występując gościnnie w telewizyjnej komedii Zawodowcy (reż. Feridun Erol). Jak donosił ówczesny magazyn „Film“ (nr 16, 20/1975), wykorzystano w niej „prace znanego malarza i grafika Jerzego Dudy-Gracza z Katowic“, wśród których najbardziej wyeksponowane zostały właśnie trzy omawiane portrety. Filmowym alter ego „chorego na Polskę“ częstochowianina jest tutaj początkujący malarz Julian Nowak (w tej roli Witold Dębicki) o znamiennym pseudonimie artystycznym „Duda-Gracz“, który zaprzyjaźnia się z grupą robotników z brygady budowlanej dowodzonej przez majstra Drobika (Bolesław Płotnicki). Imponuje im jako profesjonalista, utalentowany człowiek z „fachem w ręku“, umiejący utrwalić na swoich obrazach doskonale znaną, otaczającą ich rzeczywistość. Zaproszona na wystawę artysty ekipa murarska wydaje się jedyną grupą prawdziwie zainteresowaną sztuką. Kiedy robotnicy podziwiając na ścianach galerii swoje portrety mają nieodparte przeczucie „przejścia do historii“, tzw. śmietanka artystyczna całą swoją uwagę skupia na zdobyciu kolejnego kieliszka wernisażowego wina. Przemykający zaś między nimi znajomy Nowaka – Jerzy Duda-Gracz we własnej osobie – na jego koleżeńskie „co słychać?“, wzruszając ramionami odpowiada: „no wiesz, jak to u nas na prowincji“. Artysta znany był zresztą ze swej dumy bycia prowincjuszem i rzemieślnikiem:
Duda Gracz nie jest Don Kichotem, by porywał się na rzeczy z góry skazane na fiasko [...], a już na pewno nie jest niezorientowany w tym, co się dzieje w sztuce u nas i gdzie indziej [...]. I wszystko to wiedząc, pojawia się jak gdyby nigdy nic ze swoim malowaniem, ze swoim zawodostwem, rzemiosłem, ze swoim planem przerobu, czy jak tam też sam nazywa, czy inni nazywają. Ostentacyjnie nie chce być mądrzejszy od widza, co samo w sobie jest w naszych warunkach niezwykłością. Przybiera oczywiście maskę, stroi miny prostaczka, gdzie mu tam do wielkich – on urodził się w Częstochowie, a pracuje w Katowicach.
I ta codzienna praca przynosi dziełka niezwykle niewymuszone...
A. Skoczylas, wstęp do katalogu wystawy Laureaci nagrody krytyki im. Cypriana Kamila Norwida z lat 1967-1976