„W okresie powojennym twórczość Halickiej zaczyna przebiegać dwoma torami. Z jednej strony skupia się na czystym malarstwie: „Coraz bardziej przymuszałam się do malowania, biorąc pod uwagę wyłącznie problemy formy, koloru i walorów bez uciekania się do literatury, anegdoty czy ilustracyjności, tak wówczas będących w modzie”. Jednocześnie zainteresowanie dekoracją skłania ją do poszukiwania innych form wyrazu. Ze swoim doświadczeniem w projektowaniu tkanin oraz innego rodzaju wzornictwa w sposób naturalny przeszła artystka do komponowania małych obrazków – czasem trójwymiarowych – złożonych z najbardziej różno-rodnych materiałów: skrawków tkanin, guzików, papierów, drutu, piór itp. Ich pierwsza wystawa miała miejsce w Galerie d’Art de la Grande Maison du Blanc w 1925 roku, lecz sukces przypieczętowała na dobre wystawa w Galerie Georges Petit w 1930 roku. Wstęp do katalogu wystawy napisała zaprzyjaźniona z Halicką księżna Murat i ona też nadała prezentowanej serii ogólnie przyjętą nazwę „Romances Capitonnćes”. Były one wielokrotnie prezentowane na wystawach aż do końca lat trzydziestych, także w Londynie i Nowym Jorku.
Jest rzeczą godną podkreślenia, że te niewielkie prace, czarujące w swej prostocie, na granicy kim, nic tylko szybko zdobyty popularność publiczności, ale również spotkały się z zainteresowaniem specjalistów. Na przykład znany krytyk Tériade w swoich kronikach z 1930 roku, omawiając „Wytłaczane romanse” Halickiej, notował: Te Romanse nie są, jak można by przypuszczać, zwykłymi robótkami kobiecymi. Poetyckie walory, które wynikają z licznych pomysłów technicznych polegających na zabawnym zestawieniu materiałów, barw oraz wysublimowanych szczegółów, można umieścić na honorowym miejscu pośród tak obecnie modnych collages”. Ten sam autor po wizycie w galerii Georges Petit w 1932 roku zwraca uwagę na powrót zainteresowania stylem epoki przełomu wieków, będącym reakcją na geometryczną dyscyplinę takich stylów, jak kubizm i konstruktywizm, na stosowanie pewnych reguł i schematów krępujących swobodę twórczą. Jako jeden przykładów takiego zwrotu ku przeszłości cytuje twórczość Halickiej: „To przede wszystkim wystawa czarujących „Wytłaczanych Romansów” Halickiej, która świetnie rozumie, i to od kilku lat, duchową korzyść, jaką można wyciągnąć z użycia rzeczy niemodnych”.
(Mistrzowie Ecole de Paris – Alicja Halicka, Warszawa 2011, tekst Krzysztof Zagrodzki, wstęp Artur Winiarski, s. 27–29.)
collage, tkanina, koraliki, papier naklejony na płótno, 64 × 61 cm
sygn. p. d.: „Halicka”
„W okresie powojennym twórczość Halickiej zaczyna przebiegać dwoma torami. Z jednej strony skupia się na czystym malarstwie: „Coraz bardziej przymuszałam się do malowania, biorąc pod uwagę wyłącznie problemy formy, koloru i walorów bez uciekania się do literatury, anegdoty czy ilustracyjności, tak wówczas będących w modzie”. Jednocześnie zainteresowanie dekoracją skłania ją do poszukiwania innych form wyrazu. Ze swoim doświadczeniem w projektowaniu tkanin oraz innego rodzaju wzornictwa w sposób naturalny przeszła artystka do komponowania małych obrazków – czasem trójwymiarowych – złożonych z najbardziej różno-rodnych materiałów: skrawków tkanin, guzików, papierów, drutu, piór itp. Ich pierwsza wystawa miała miejsce w Galerie d’Art de la Grande Maison du Blanc w 1925 roku, lecz sukces przypieczętowała na dobre wystawa w Galerie Georges Petit w 1930 roku. Wstęp do katalogu wystawy napisała zaprzyjaźniona z Halicką księżna Murat i ona też nadała prezentowanej serii ogólnie przyjętą nazwę „Romances Capitonnćes”. Były one wielokrotnie prezentowane na wystawach aż do końca lat trzydziestych, także w Londynie i Nowym Jorku.
Jest rzeczą godną podkreślenia, że te niewielkie prace, czarujące w swej prostocie, na granicy kim, nic tylko szybko zdobyty popularność publiczności, ale również spotkały się z zainteresowaniem specjalistów. Na przykład znany krytyk Tériade w swoich kronikach z 1930 roku, omawiając „Wytłaczane romanse” Halickiej, notował: Te Romanse nie są, jak można by przypuszczać, zwykłymi robótkami kobiecymi. Poetyckie walory, które wynikają z licznych pomysłów technicznych polegających na zabawnym zestawieniu materiałów, barw oraz wysublimowanych szczegółów, można umieścić na honorowym miejscu pośród tak obecnie modnych collages”. Ten sam autor po wizycie w galerii Georges Petit w 1932 roku zwraca uwagę na powrót zainteresowania stylem epoki przełomu wieków, będącym reakcją na geometryczną dyscyplinę takich stylów, jak kubizm i konstruktywizm, na stosowanie pewnych reguł i schematów krępujących swobodę twórczą. Jako jeden przykładów takiego zwrotu ku przeszłości cytuje twórczość Halickiej: „To przede wszystkim wystawa czarujących „Wytłaczanych Romansów” Halickiej, która świetnie rozumie, i to od kilku lat, duchową korzyść, jaką można wyciągnąć z użycia rzeczy niemodnych”.
(Mistrzowie Ecole de Paris – Alicja Halicka, Warszawa 2011, tekst Krzysztof Zagrodzki, wstęp Artur Winiarski, s. 27–29.)