„Praca była prezentem Władysława Hasiora dla mojego Ojca. To był prezent ‘bez okazji’. Wszystkie nasze ‘hasiory’, należały do takich właśnie podarunków. Kiedy Ojciec jechał do Zakopanego (a swego czasu jeździł często: na plenery malarskie do Brzegów a potem do Teatru Witkacego) co któryś raz zabierał ‘obrazek dla Władka’. Wracał wtedy do domu z ‘czymś od Władka’ pod pachą. Panowie spotykali się w galerio-domu Hasiora, gadali o sztuce, komentowali rzeczywistość, opowiadali sobie nawzajem, co im w duszy gra i dlaczego w danym momencie robią / malują właśnie to. Na dwóch takich spotkaniach byłam. Ich rozmowy były fascynujące, bo choć wzajemnie się szanowali i podziwiali, mówili kompletnie różnymi językami, stąd ich dialog przypominał dwa równoległe monologi. Mam wrażenie że bardziej inspirowali się jako ludzie, niż jako artyści. Najbardziej zawsze iskrzyło między nimi, kiedy dochodziło do tematu warsztatu. Kiedy mój Tata poruszał kwestie techniki, Hasior szemrał pod nosem, uzupełniał szklanki i rozpoczynał wędrówki po pokoju. Natomiast kiedy ‘Władek’ zaczynał dowcipnie i drobiazgowo tłumaczyć znaczenie poszczególnych ‘farfocli’ na swoich kompozycjach, mój Ojciec mroczniał i powtarzał ‘no tak, no tak’. Hasior wieszał obrazy Ojca nad swoim łóżkiem. U nas w centralnym miejscu tzw. dużego pokoju w bloku wisiał sztandar z laleczką. Po jednym z takich spotkań Hasior sprezentował Tacie sztandar z autoportretem. Pamiętam że był już zapakowany, ‘żeby się nie upaprał’. Nie wiem skąd Hasior miał plakat Ojca. Potem Ojciec zabrał się za portret Hasiora ale już nie zdążył. Zamiast portretu namalował mu obraz epitafijny”. (Agata Duda-Gracz)
asamblaż, płyta, metal, papier, tkanina, tworzywo sztuczne
305 x 107 cm
sygn. dat. i opis. na odwrocie: 'Sztandar | Błękitnego | Mistrza | J. D. G. | 1991 | Hasior W.’
pochodzenie:
Kolekcja Jerzego Dudy - Gracza, prezent bezpośrednio od Władysława Hasiora
„Praca była prezentem Władysława Hasiora dla mojego Ojca. To był prezent ‘bez okazji’. Wszystkie nasze ‘hasiory’, należały do takich właśnie podarunków. Kiedy Ojciec jechał do Zakopanego (a swego czasu jeździł często: na plenery malarskie do Brzegów a potem do Teatru Witkacego) co któryś raz zabierał ‘obrazek dla Władka’. Wracał wtedy do domu z ‘czymś od Władka’ pod pachą. Panowie spotykali się w galerio-domu Hasiora, gadali o sztuce, komentowali rzeczywistość, opowiadali sobie nawzajem, co im w duszy gra i dlaczego w danym momencie robią / malują właśnie to. Na dwóch takich spotkaniach byłam. Ich rozmowy były fascynujące, bo choć wzajemnie się szanowali i podziwiali, mówili kompletnie różnymi językami, stąd ich dialog przypominał dwa równoległe monologi. Mam wrażenie że bardziej inspirowali się jako ludzie, niż jako artyści. Najbardziej zawsze iskrzyło między nimi, kiedy dochodziło do tematu warsztatu. Kiedy mój Tata poruszał kwestie techniki, Hasior szemrał pod nosem, uzupełniał szklanki i rozpoczynał wędrówki po pokoju. Natomiast kiedy ‘Władek’ zaczynał dowcipnie i drobiazgowo tłumaczyć znaczenie poszczególnych ‘farfocli’ na swoich kompozycjach, mój Ojciec mroczniał i powtarzał ‘no tak, no tak’. Hasior wieszał obrazy Ojca nad swoim łóżkiem. U nas w centralnym miejscu tzw. dużego pokoju w bloku wisiał sztandar z laleczką. Po jednym z takich spotkań Hasior sprezentował Tacie sztandar z autoportretem. Pamiętam że był już zapakowany, ‘żeby się nie upaprał’. Nie wiem skąd Hasior miał plakat Ojca. Potem Ojciec zabrał się za portret Hasiora ale już nie zdążył. Zamiast portretu namalował mu obraz epitafijny”. (Agata Duda-Gracz)