Urodziłem się w 1984 roku. Z wykształcenia jestem filozofem i jak dotąd formą mojej twórczej aktywności było pisanie (w 2019 roku opublikowałem książkę pt. „Niehistorie”, poza tym kilkanaście opowiadań w różnych czasopismach literackich). Pewnego razu, za sprawą snu, który nawiedził mnie w jedną z dusznych, gorączkowych nocy – śniło mi się, że stałem naprzeciw obrazu Bacona, a pokrywającą go w znacznej części rozległa płaszczyzna jasnoróżowego koloru, zasysała mnie do środka – obudziło się we mnie gwałtowne pragnienie malowania, któremu od tamtej pory nieustannie ulegam.
Malowanie to gra w intensywności. Ciągły eksperyment w poszukiwaniu najbardziej
stymulującej formy. Chodzi o to, żeby poczuć się bardziej żywym i ożywiać innych. O Obrazy,
które oddziałują na jakimś bardziej podstawowym, pierwotnym poziomie zmysłowości,
obrazy bez historii, które nie chcą nic mówić (chciałbym za to, żeby rozsadzał je milczący
krzyk). Po prostu istnieją i promieniują.
Malowanie nie jest formą ekspresji, nie pragnę niczego wyrazić, a już z pewnością nie siebie.
To raczej próba stworzenia czegoś poza sobą, czegoś co również posiada „moc” twórczą –
obraz jako maszyna produkująca wrażenia. Chodzi więc o to, żeby „zrobić wrażenie”, bardziej
w sensie dosłownym niż potocznym. Wrażenie, będące doświadczeniem samego pola
percepcji, za sprawą którego można „poczuć widzenie”
To pragnienie obrazów, które się w nas wdzierają. Omijają mózg i atakują bezpośrednio
układ nerwowy.
Zacząłem malować stosunkowo niedawno. Pewnego razu, za sprawą snu, który nawiedził
mnie w jedną z dusznych, gorączkowych nocy – śniło mi się, że stałem naprzeciw obrazu
Bacona, a pokrywającą go w znacznej części rozległa płaszczyzna jasnoróżowego koloru,
zasysała mnie do środka – obudziło się we mnie gwałtowne pragnienie malowania, któremu
od tamtej pory nieustannie ulegam.
olej na płótnie, 100 x 80 cm, sygn. tył
Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacjiUrodziłem się w 1984 roku. Z wykształcenia jestem filozofem i jak dotąd formą mojej twórczej aktywności było pisanie (w 2019 roku opublikowałem książkę pt. „Niehistorie”, poza tym kilkanaście opowiadań w różnych czasopismach literackich). Pewnego razu, za sprawą snu, który nawiedził mnie w jedną z dusznych, gorączkowych nocy – śniło mi się, że stałem naprzeciw obrazu Bacona, a pokrywającą go w znacznej części rozległa płaszczyzna jasnoróżowego koloru, zasysała mnie do środka – obudziło się we mnie gwałtowne pragnienie malowania, któremu od tamtej pory nieustannie ulegam.
Malowanie to gra w intensywności. Ciągły eksperyment w poszukiwaniu najbardziej
stymulującej formy. Chodzi o to, żeby poczuć się bardziej żywym i ożywiać innych. O Obrazy,
które oddziałują na jakimś bardziej podstawowym, pierwotnym poziomie zmysłowości,
obrazy bez historii, które nie chcą nic mówić (chciałbym za to, żeby rozsadzał je milczący
krzyk). Po prostu istnieją i promieniują.
Malowanie nie jest formą ekspresji, nie pragnę niczego wyrazić, a już z pewnością nie siebie.
To raczej próba stworzenia czegoś poza sobą, czegoś co również posiada „moc” twórczą –
obraz jako maszyna produkująca wrażenia. Chodzi więc o to, żeby „zrobić wrażenie”, bardziej
w sensie dosłownym niż potocznym. Wrażenie, będące doświadczeniem samego pola
percepcji, za sprawą którego można „poczuć widzenie”
To pragnienie obrazów, które się w nas wdzierają. Omijają mózg i atakują bezpośrednio
układ nerwowy.
Zacząłem malować stosunkowo niedawno. Pewnego razu, za sprawą snu, który nawiedził
mnie w jedną z dusznych, gorączkowych nocy – śniło mi się, że stałem naprzeciw obrazu
Bacona, a pokrywającą go w znacznej części rozległa płaszczyzna jasnoróżowego koloru,
zasysała mnie do środka – obudziło się we mnie gwałtowne pragnienie malowania, któremu
od tamtej pory nieustannie ulegam.