Chlebowski, syn podolskiego szlachcica, wychowany był w Odessie, a wykształcony w Akademii Petersburskiej, która go parokrotnie nagradzała, aż po wielki złoty medal i stypendium zagraniczne. Właściwie całe życie spędził poza krajem, pozostając szczerym polskim patriotą. W 1859 wyjechał do Monachium, a stąd do Paryża, gdzie pozostał do 1864 r. Uczył się u J. L. Gérômea. W 1864 sułtan Abdul-Azis powołał artystę do Konstantynopola i mianował malarzem nadwornym. Dla sułtana malował przede wszystkim sceny bitew tureckich, dla siebie - obrazki z życia codziennego, poszukiwane z uwagi na ówczesną modę orientalną.
W 1876 powrócił, obsypany złotem, do Paryża, gdzie postawił sobie rezydencję. Dalej malował sceny orientalne, np. haremowe, bardzo wysoko wówczas cenione. W 1881 powrócił do kraju i osiadł w Krakowie, w tym mateczniku z Pana Tadeusza, gdzie zwierzęta zmęczone życiem przychodzą złożyć swe kości" (jak napisał inny polski malarz tego czasu).
Bardzo precyzyjnie namalowany obraz, ze zręcznym oddaniem bladej, jakby wilgotnej atmosfery wczesnego poranku.
olej, płótno (dublowane) 60,5 × 40,3
sygnowany u dołu po prawej: "St. Chlebowski 1866"
Chlebowski, syn podolskiego szlachcica, wychowany był w Odessie, a wykształcony w Akademii Petersburskiej, która go parokrotnie nagradzała, aż po wielki złoty medal i stypendium zagraniczne. Właściwie całe życie spędził poza krajem, pozostając szczerym polskim patriotą. W 1859 wyjechał do Monachium, a stąd do Paryża, gdzie pozostał do 1864 r. Uczył się u J. L. Gérômea. W 1864 sułtan Abdul-Azis powołał artystę do Konstantynopola i mianował malarzem nadwornym. Dla sułtana malował przede wszystkim sceny bitew tureckich, dla siebie - obrazki z życia codziennego, poszukiwane z uwagi na ówczesną modę orientalną.
W 1876 powrócił, obsypany złotem, do Paryża, gdzie postawił sobie rezydencję. Dalej malował sceny orientalne, np. haremowe, bardzo wysoko wówczas cenione. W 1881 powrócił do kraju i osiadł w Krakowie, w tym mateczniku z Pana Tadeusza, gdzie zwierzęta zmęczone życiem przychodzą złożyć swe kości" (jak napisał inny polski malarz tego czasu).
Bardzo precyzyjnie namalowany obraz, ze zręcznym oddaniem bladej, jakby wilgotnej atmosfery wczesnego poranku.