Dorosłe i twórcze życie Józef Gielniak spędził w sanatorium przeciwgruźliczym „Bukowiec” koło Kowar. Przebywając tu, studiował w latach 1955-1958 u profesora wrocławskiej PWSSP Stanisława Dawskiego. Motyw choroby i sanatorium przewija się przez jego linorytniczą twórczość. Na II Ogólnopolskiej Wystawie Grafiki Artystycznej i Rysunku w 1959 w warszawskiej Zachęcie Gielniak pokazał m.in. „Sanatorium” I, II, III i IV. Fantastyczne kompozycje wywarły ogromne wrażenie na artystach i krytykach, w tym na komisji kwalifikacyjnej tejże wystawy, o czym donosił Gielniakowi inny wybitny grafik Jerzy Panek. W 1962 roku poeta Stanisław Grochowiak zastanawiał się nad fenomenem Gielniakowych sanatoriów: „Z jakiego świata są jego „Sanatoria”? Bajeczne jak Sanatorium w Saint Hilaire [...] Co widać z okna Sanatorium? [...] Tylko skrawek trawnika. Wystarczy on jednak do długich, pełnych zdumienia obserwacji, które przeniesione na płytę linoleum zamienią się w rozkołysaną wizję nie tylko trawy, ale wszelkich tkanek żywych, nerwów, włókien limfatycznych, ich nieustannego ruchu i przemijania” (Cyt. za: Panek – Gielniak. Życie, przyjaźń, sztuka. Korespondencja 1962-1972, oprac. E. Dzikowska, W. Wierzchowska, Warszawa 2005, s. 54, 56). W tym samym roku o kompozycjach Gielniaka na łamach „Współczesności” pisał Jerzy Stajuda: „Wspomnę tu jego Sanatorium V, jedno z najklasyczniejszych, a może i najpiękniejszą z dotychczas stworzonych prac Gielniaka. Obraz natury budowano na różne sposoby, z płaszczyzn, przestrzeni, kubów, światła, syntetyzując zestroje wrażeń optycznych, wzbogacając je o wiedzę o przedmiocie inną od optycznej. Gielniak przystępuje do zadania od innej strony. On nie upraszcza, nie syntetyzuje. Zaczyna budowę swego świata od wymyślania atomów” (Cyt. za: Panek – Gielniak..., dz. cyt., s. 56). W 1965 we „Współczesności”, tym razem w wywiadzie udzielonym Stajudzie, sam autor w poetyckich słowach przywoływał wizję: „Sanatorium V było dla mnie zresztą bardzo ważną pracą. Okoliczności pamiętam dokładnie. Długo chorowałem, wreszcie poczułem się lepiej. Mogłem wyjść do parku. Było pogodnie, ułożyłem się w trawie, »słuchałem jak rośnie«. I coś nagle stało się dziwnego. Stwierdziłem z zaskoczeniem, że trawa ogromnieje mi w oczach, staje się groźna, przesłania masyw budynku, że ten masyw ożywa nagle, że wszystko poczyna wchodzić w nieoczekiwane związki” (Cyt. za: Panek – Gielniak..., dz. cyt., s.18).
Dorosłe i twórcze życie Józef Gielniak spędził w sanatorium przeciwgruźliczym „Bukowiec” koło Kowar. Przebywając tu, studiował w latach 1955-1958 u profesora wrocławskiej PWSSP Stanisława Dawskiego. Motyw choroby i sanatorium przewija się przez jego linorytniczą twórczość. Na II Ogólnopolskiej Wystawie Grafiki Artystycznej i Rysunku w 1959 w warszawskiej Zachęcie Gielniak pokazał m.in. „Sanatorium” I, II, III i IV. Fantastyczne kompozycje wywarły ogromne wrażenie na artystach i krytykach, w tym na komisji kwalifikacyjnej tejże wystawy, o czym donosił Gielniakowi inny wybitny grafik Jerzy Panek. W 1962 roku poeta Stanisław Grochowiak zastanawiał się nad fenomenem Gielniakowych sanatoriów: „Z jakiego świata są jego „Sanatoria”? Bajeczne jak Sanatorium w Saint Hilaire [...] Co widać z okna Sanatorium? [...] Tylko skrawek trawnika. Wystarczy on jednak do długich, pełnych zdumienia obserwacji, które przeniesione na płytę linoleum zamienią się w rozkołysaną wizję nie tylko trawy, ale wszelkich tkanek żywych, nerwów, włókien limfatycznych, ich nieustannego ruchu i przemijania” (Cyt. za: Panek – Gielniak. Życie, przyjaźń, sztuka. Korespondencja 1962-1972, oprac. E. Dzikowska, W. Wierzchowska, Warszawa 2005, s. 54, 56). W tym samym roku o kompozycjach Gielniaka na łamach „Współczesności” pisał Jerzy Stajuda: „Wspomnę tu jego Sanatorium V, jedno z najklasyczniejszych, a może i najpiękniejszą z dotychczas stworzonych prac Gielniaka. Obraz natury budowano na różne sposoby, z płaszczyzn, przestrzeni, kubów, światła, syntetyzując zestroje wrażeń optycznych, wzbogacając je o wiedzę o przedmiocie inną od optycznej. Gielniak przystępuje do zadania od innej strony. On nie upraszcza, nie syntetyzuje. Zaczyna budowę swego świata od wymyślania atomów” (Cyt. za: Panek – Gielniak..., dz. cyt., s. 56). W 1965 we „Współczesności”, tym razem w wywiadzie udzielonym Stajudzie, sam autor w poetyckich słowach przywoływał wizję: „Sanatorium V było dla mnie zresztą bardzo ważną pracą. Okoliczności pamiętam dokładnie. Długo chorowałem, wreszcie poczułem się lepiej. Mogłem wyjść do parku. Było pogodnie, ułożyłem się w trawie, »słuchałem jak rośnie«. I coś nagle stało się dziwnego. Stwierdziłem z zaskoczeniem, że trawa ogromnieje mi w oczach, staje się groźna, przesłania masyw budynku, że ten masyw ożywa nagle, że wszystko poczyna wchodzić w nieoczekiwane związki” (Cyt. za: Panek – Gielniak..., dz. cyt., s.18).