Portretowany Stefan Glass (1895-1932) był matematykiem, filozofem, poetą i tłumaczem (z francuskiego przełożył, m.in. Symfonię pastoralną André Gide’a). Studiował we Lwowie, Pizie i Zurychu. Pracował na Politechnice Warszawskiej, a w 1925 uzyskał doktorat z filozofii na Uniwersytecie Wileńskim. Zajmował się, m.in. geometrią nieeuklidesową, co interesowało także Witkacego, poszukującego nowych koncepcji przestrzeni. W latach 1925-1932 Glass należał do bliskiego kręgu przyjaciół artysty, razem uczestniczyli w tzw. orgiach, tzn. spotkaniach towarzyskich połączonych z konsumpcją alkoholu i eksperymentami z zażywaniem narkotyków. Pod pseudonimem dr Dezydery Prokopowicz Glass napisał rozdział o eterze opublikowany w książce Witkacego poświęconej narkotykom (Nikotyna - Alkohol - Kokaina - Peyotl - Morfina - Eter + Appendix, Warszawa 1932).
Cierpiał na zaburzenia psychiczne, 27 X 1932 popełnił samobójstwo. Pośmiertnie wydano tom jego liryków Samotna udręka (1934).
Witkacy portretował go co najmniej 6 razy. Portret z 1 X 1930 r. ma obok sygnatury adnotację "T. Ds", co oznacza dość rzadko występujący w twórczości artysty typ D, który wg Regulaminu Firmy Portretowej "S. I. Witkiewicz" - podobnie jak typ C, wykonywany pod wpływem alkoholu i/lub narkotyków - zakładał subiektywną charakterystykę modela oraz "spotęgowania karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne niewykluczone". Ale - w odróżnieniu od typu C - osiągał to samo "bez żadnych sztucznych środków", choć dodanie literki "s" łagodzi założenia typu, tj. dopuszcza użycie niewielkich ilości substancji "wspomagających".
W przypadku tego portretu deformacja przejawia się głównie w osadzeniu realistycznie opracowanej głowy modela w abstrakcyjnym gwiaździstym tworze z przyczepionym doń serduszkiem. Inne adnotacje na portrecie oznaczają, że artysta w trakcie wykonywania go palił papierosy (P + P), a podwojenie tego symbolu w połączeniu z przekreślonym oznaczeniem miesiąca września świadczą, że portretowanie trwało dwa dni (30 IX - 1 X). "2w." może oznaczać "dwie wódki", a "ver." - veronal (środek uspokajający).
W latach 1924-1931 Witkacy kilkakrotnie portretował też Zofię, żonę Stefana Glassa, a także ich córkę Irenę oraz synów Jerzego i Ryszarda.
Opracowała dr Anna Żakiewicz, historyk sztuki, witkacolog: www.witkacy.hg.pl
Jak pisze w ekspertyzie p. dr Anna Żakiewicz, "w latach 1925-1932 Glass należał do bliskiego kręgu przyjaciół artysty, razem uczestniczyli w tzw. orgiach [...] połączonych z konsumpcją alkoholu i eksperymentami z zażywaniem narkotyków.
Pod pseudonimem dr Dezydery Prokopowicz Glass napisał rozdział o eterze opublikowany w książce Witkacego poświęconej narkotykom (Nikotyna - Alkohol - Kokaina - Peyotl - Morfina - Eter + Appendix, Warszawa 1932)".
...Zapoznałem się z eterem z okazji operacji, którą mi robiono, gdy miałem 7 lat. [...] W wieku lat 14-tu zabijanie owadów eterem podsunęło mi chęć spróbowania ponownie tego narkotyku. Napajając chustkę eterem przykładałem ją do nosa i wdychałem głęboko. Było lato. Siedziałem wśród zbóż, na osłonecznionym pagórku. [...]
I tu nastąpiła najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłem pod eterem i którą potem napróżno usiłowałem odnaleźć. Widziałem otaczające zboża, pagórek, słońce - ale nie ja to widziałem: jaźń znikła pozostała bezosobowa świadomość. W krótce potem stworzyłem bardzo konsekwentny logicznie system panteistyczny, gdzie ponad stanem idnywidualnej jaźni umieszczałem ponad osobowy świadomy byt.
[...] Odtąd eteryzowałem się coraz częściej. Maximum osiągnąłem jako uczeń 8-ej klasy. Lubiłem przechadzać się wieczorem po ponurych dzielnicach warszawskiego Powiśla z chustką pod nosem i flachą eteru w kieszeni. Eter nigdy nie dawał mi nawet śladów euforji: tylko dziwność i ponurość. W owych czasach byłem głęboko niespokojny i zrozpaczony (jak to często bywa we wczesnej młodości) i szukałem zapomnienia o sobie, o własnem nieszczęściu w nauce (studjowałem prawie bez przerwy) i w narkozie. Wytworzyła się we mnie jakby "seconde personnalité narcotique".
[...] Oto te resztki, które przechowała moja normalna świadomość: czas jest niejako zwolniony, zdaje się, że upływają niezmiernie długie okresy - a trwa to kilka lub kilkanaście sekund. Przestrzeń też olbrzymieje: most (Poniatowskiego) robił na mnie wrażenie czegoś nieskończenie wielkiego. Dzięki eterowi zacząłem rozumieć poezję symboliczną. Każda latarnia, pęknięcie płyty trotuaru, przechodzący pies, wszystko to było symbolem, koniecznością, miało nieskończenie głębokie znaczenie, było straszliwie ważne. Wszystko jest piękne i straszne; jakiś pagórek z jesiennemi drzewami, noc, zostawiły niezatarte wspomnienie niewypowiedzianej wielkości i tragicznego piękna - jak "Ulalume" Poe’go. Ta symboliczność, piękno i konieczność, to że wszystko rozwija się, jak wspaniała symfonja, przypomina doznawanie rzeczywistości w początkach schizofrenji. Wydaje się, że ma się zdolność przewidywania.
[...] To znowu przychodzi tak straszliwe, niemożliwe do zapamiętania, martwe przerażenie, taka samotność "kosmiczna", jaką przeżywa chyba tylko samobójca i o której zdaje się nikt, nigdy nie przyniósł wieści, bo znają ją tylko ci, co odchodzą. Są to stany poprzedzające omdlenie, spowodowane nadmiarem narkotyku. Pomyślałem w takiej chwili: "Gdybym mógł spamiętać to, co teraz czuję, to już nigdy nie mógłbym się śmiać".
[...] Wytwarzałem jakieś oczywiste rozumowania [...] Zapisałem je, odczytałem na trzeźwo - kompletna bzdura. Raz tylko napisałem niezły wiersz pod eterem:
Nie, ja nigdy, nigdy nie zapomnę,
Jakie Moce, światłe, przeogromne,
Morza Mocy drżały wokoło mnie.
- W chwili tej Bóg mówił do mnie.
Oceany słońc... otchłań słońca...
Jasność... jasność... jasność... bez końca!...
- Bo mój Bóg był wtenczas ze mną.
[...] No, ale wszak nie mam robić propagandy proeterowej. Przedstawię więc szkodliwość eteru, starając się wmówić ją sobie i innym z tą samą siłą przekonania, z jaką małżonkowie w chwili zawierania małżeństwa starają się wziąć na serjo przeświadczenie o tem, że chcą naprawdę i będą sobie nawzajem wierni.
Sądzę, iż jednym z głównych uroków - a zarazem jedną z najgłębszych szkód - narkotyku, nawet tak przykrego i nie dającego euforji - jak eter, (przynajmniej dla mnie) jest to, iż gwałci on niejako sanktuarjum duszy [...]
Eter to kłamca i to na krótką metę. Następnie podkreślam, że eter nie daje euforji, ani zapomnienia o rzeczywistych cierpieniach duszy, lecz przeciwnie - potęguje je, a potem po wytrzeźwieniu, następuje bardzo przykry »katzenjammer«.
Zauważyłem też, iż działa on fatalnie na płuca...
...Szalenie ciekawe z Glassem. Ja go do przyjaźni więcej nie dopuszczę. On jest ciekawy, bo mówi o sobie to, czego nikt o sobie nie mówi. Jaki ja bym był ciekawy, gdybym się tak rozpuścił jak on...
List Witkacego do żony z dn. 15 III 1932
pastel, papier zielonkawo-beżowy
64,5 x 48,5 cm
sygn. ukośnie p.d.: 1930 IX [IX przekreślone] | Witkacy (T. Ds); - napis p.g.: [P+P+2w+ver.] | 1/X
Portret pochodzi z kolekcji rodziny portretowanego
W końcu lat 80. XX w. portret został zlokalizowany w zbiorach prywatnych, skatalogowany i opublikowany w:
- Stanisław Ignacy Witkiewicz 1885-1930. Katalog dzieł malarskich, oprac. Irena Jakimowicz przy współpracy Anny Żakiewicz, Muzeum Narodowe, Warszawa 1990, s. 115, nr kat. I 1303.
Portretowany Stefan Glass (1895-1932) był matematykiem, filozofem, poetą i tłumaczem (z francuskiego przełożył, m.in. Symfonię pastoralną André Gide’a). Studiował we Lwowie, Pizie i Zurychu. Pracował na Politechnice Warszawskiej, a w 1925 uzyskał doktorat z filozofii na Uniwersytecie Wileńskim. Zajmował się, m.in. geometrią nieeuklidesową, co interesowało także Witkacego, poszukującego nowych koncepcji przestrzeni. W latach 1925-1932 Glass należał do bliskiego kręgu przyjaciół artysty, razem uczestniczyli w tzw. orgiach, tzn. spotkaniach towarzyskich połączonych z konsumpcją alkoholu i eksperymentami z zażywaniem narkotyków. Pod pseudonimem dr Dezydery Prokopowicz Glass napisał rozdział o eterze opublikowany w książce Witkacego poświęconej narkotykom (Nikotyna - Alkohol - Kokaina - Peyotl - Morfina - Eter + Appendix, Warszawa 1932).
Cierpiał na zaburzenia psychiczne, 27 X 1932 popełnił samobójstwo. Pośmiertnie wydano tom jego liryków Samotna udręka (1934).
Witkacy portretował go co najmniej 6 razy. Portret z 1 X 1930 r. ma obok sygnatury adnotację "T. Ds", co oznacza dość rzadko występujący w twórczości artysty typ D, który wg Regulaminu Firmy Portretowej "S. I. Witkiewicz" - podobnie jak typ C, wykonywany pod wpływem alkoholu i/lub narkotyków - zakładał subiektywną charakterystykę modela oraz "spotęgowania karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne niewykluczone". Ale - w odróżnieniu od typu C - osiągał to samo "bez żadnych sztucznych środków", choć dodanie literki "s" łagodzi założenia typu, tj. dopuszcza użycie niewielkich ilości substancji "wspomagających".
W przypadku tego portretu deformacja przejawia się głównie w osadzeniu realistycznie opracowanej głowy modela w abstrakcyjnym gwiaździstym tworze z przyczepionym doń serduszkiem. Inne adnotacje na portrecie oznaczają, że artysta w trakcie wykonywania go palił papierosy (P + P), a podwojenie tego symbolu w połączeniu z przekreślonym oznaczeniem miesiąca września świadczą, że portretowanie trwało dwa dni (30 IX - 1 X). "2w." może oznaczać "dwie wódki", a "ver." - veronal (środek uspokajający).
W latach 1924-1931 Witkacy kilkakrotnie portretował też Zofię, żonę Stefana Glassa, a także ich córkę Irenę oraz synów Jerzego i Ryszarda.
Opracowała dr Anna Żakiewicz, historyk sztuki, witkacolog: www.witkacy.hg.pl
Jak pisze w ekspertyzie p. dr Anna Żakiewicz, "w latach 1925-1932 Glass należał do bliskiego kręgu przyjaciół artysty, razem uczestniczyli w tzw. orgiach [...] połączonych z konsumpcją alkoholu i eksperymentami z zażywaniem narkotyków.
Pod pseudonimem dr Dezydery Prokopowicz Glass napisał rozdział o eterze opublikowany w książce Witkacego poświęconej narkotykom (Nikotyna - Alkohol - Kokaina - Peyotl - Morfina - Eter + Appendix, Warszawa 1932)".
...Zapoznałem się z eterem z okazji operacji, którą mi robiono, gdy miałem 7 lat. [...] W wieku lat 14-tu zabijanie owadów eterem podsunęło mi chęć spróbowania ponownie tego narkotyku. Napajając chustkę eterem przykładałem ją do nosa i wdychałem głęboko. Było lato. Siedziałem wśród zbóż, na osłonecznionym pagórku. [...]
I tu nastąpiła najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłem pod eterem i którą potem napróżno usiłowałem odnaleźć. Widziałem otaczające zboża, pagórek, słońce - ale nie ja to widziałem: jaźń znikła pozostała bezosobowa świadomość. W krótce potem stworzyłem bardzo konsekwentny logicznie system panteistyczny, gdzie ponad stanem idnywidualnej jaźni umieszczałem ponad osobowy świadomy byt.
[...] Odtąd eteryzowałem się coraz częściej. Maximum osiągnąłem jako uczeń 8-ej klasy. Lubiłem przechadzać się wieczorem po ponurych dzielnicach warszawskiego Powiśla z chustką pod nosem i flachą eteru w kieszeni. Eter nigdy nie dawał mi nawet śladów euforji: tylko dziwność i ponurość. W owych czasach byłem głęboko niespokojny i zrozpaczony (jak to często bywa we wczesnej młodości) i szukałem zapomnienia o sobie, o własnem nieszczęściu w nauce (studjowałem prawie bez przerwy) i w narkozie. Wytworzyła się we mnie jakby "seconde personnalité narcotique".
[...] Oto te resztki, które przechowała moja normalna świadomość: czas jest niejako zwolniony, zdaje się, że upływają niezmiernie długie okresy - a trwa to kilka lub kilkanaście sekund. Przestrzeń też olbrzymieje: most (Poniatowskiego) robił na mnie wrażenie czegoś nieskończenie wielkiego. Dzięki eterowi zacząłem rozumieć poezję symboliczną. Każda latarnia, pęknięcie płyty trotuaru, przechodzący pies, wszystko to było symbolem, koniecznością, miało nieskończenie głębokie znaczenie, było straszliwie ważne. Wszystko jest piękne i straszne; jakiś pagórek z jesiennemi drzewami, noc, zostawiły niezatarte wspomnienie niewypowiedzianej wielkości i tragicznego piękna - jak "Ulalume" Poe’go. Ta symboliczność, piękno i konieczność, to że wszystko rozwija się, jak wspaniała symfonja, przypomina doznawanie rzeczywistości w początkach schizofrenji. Wydaje się, że ma się zdolność przewidywania.
[...] To znowu przychodzi tak straszliwe, niemożliwe do zapamiętania, martwe przerażenie, taka samotność "kosmiczna", jaką przeżywa chyba tylko samobójca i o której zdaje się nikt, nigdy nie przyniósł wieści, bo znają ją tylko ci, co odchodzą. Są to stany poprzedzające omdlenie, spowodowane nadmiarem narkotyku. Pomyślałem w takiej chwili: "Gdybym mógł spamiętać to, co teraz czuję, to już nigdy nie mógłbym się śmiać".
[...] Wytwarzałem jakieś oczywiste rozumowania [...] Zapisałem je, odczytałem na trzeźwo - kompletna bzdura. Raz tylko napisałem niezły wiersz pod eterem:
Nie, ja nigdy, nigdy nie zapomnę,
Jakie Moce, światłe, przeogromne,
Morza Mocy drżały wokoło mnie.
- W chwili tej Bóg mówił do mnie.
Oceany słońc... otchłań słońca...
Jasność... jasność... jasność... bez końca!...
- Bo mój Bóg był wtenczas ze mną.
[...] No, ale wszak nie mam robić propagandy proeterowej. Przedstawię więc szkodliwość eteru, starając się wmówić ją sobie i innym z tą samą siłą przekonania, z jaką małżonkowie w chwili zawierania małżeństwa starają się wziąć na serjo przeświadczenie o tem, że chcą naprawdę i będą sobie nawzajem wierni.
Sądzę, iż jednym z głównych uroków - a zarazem jedną z najgłębszych szkód - narkotyku, nawet tak przykrego i nie dającego euforji - jak eter, (przynajmniej dla mnie) jest to, iż gwałci on niejako sanktuarjum duszy [...]
Eter to kłamca i to na krótką metę. Następnie podkreślam, że eter nie daje euforji, ani zapomnienia o rzeczywistych cierpieniach duszy, lecz przeciwnie - potęguje je, a potem po wytrzeźwieniu, następuje bardzo przykry »katzenjammer«.
Zauważyłem też, iż działa on fatalnie na płuca...
...Szalenie ciekawe z Glassem. Ja go do przyjaźni więcej nie dopuszczę. On jest ciekawy, bo mówi o sobie to, czego nikt o sobie nie mówi. Jaki ja bym był ciekawy, gdybym się tak rozpuścił jak on...
List Witkacego do żony z dn. 15 III 1932