Pochodzenie:
– kolekcja prywatna, Polska
Obraz zostanie uwzględniony w katalogu raisonné dzieł malarskich Olgi Boznańskiej przygotowywanym przez Urszulę Kozakowską-Zauchę (Muzeum Narodowe w Krakowie) oraz Ewę Bobrowską-Jakubowską.
„Co malowałam w tych latach w Paryżu? To samo, co dzisiaj. Przede wszystkim portrety. Żywy człowiek jest zawsze dla mnie ciekawszy, aniżeli te wszystkie kombinowane książki i karafki.”
Olga Boznańska, cyt. za: Junius, U Olgi Boznańskiej w Paryżu, „Tygodnik Ilustrowany” 1938, nr 42, s. 806.
„Malarz, który nie jest „urodzonym psychologiem”, czyli człowiekiem intuicyjnie wyczuwającym wartości psychiczne, nie zdoła nigdy wyjść poza granicę tworzenia w portrecie plastycznych, formalnie wiernych podobizn i rzutowania w nim co najwyżej własnego temperamentu. Otóż Olga Boznańska posiada właśnie niezmiernie czuły aparat odkrywania melodii dusz… Nie „rezonuje” ona, nie zastanawia się na stanowiskiem społecznym modela, nie pyta kto stoi przed nią – poeta, bankier, czy polityk – lecz podchodzi jakby na palcach do „komnaty wewnętrznej” portretowanego, aby zasłyszaną tam melodią, rytmem najtajniejszym duszy, którego nie mąci już zgiełk codziennego dramatu istnienia – nasycić zjawę malarską swego dzieła, swą nieustanną, a zawsze nową, zawsze odkrywczą o człowieku opowieść”.
Z. L. Z., U plastyków [wystawa w Salon de la Société nationale des beaux-arts], „Kurier Warszawski” 1927, nr 214 (wydanie wieczorne), s. 2.
Jadwiga Klementyna z Sanguszków Sapieżyna (1830 Kraków – 1918 tamże) – córka księcia herbu Pogoń Litewska, Władysława Hieronima Sanguszko oraz księżnej Izabeli Marii z Lubomirskich Sanguszkowej herbu Drużyna. W wieku dwudziestu dwóch lat poślubiła księcia Adama Stanisława Sapiehę (1828-1903), do którego majątku należał Zamek w Krasiczynie znajdujący się w rękach rodu Sapiehów od 1944 roku. Adam i Jadwiga doczekali się szóstki własnego potomstwa, w tym syna Adama Stefana Sapiehy (1867 – 1951), późniejszego biskupa diecezjalnego krakowskiego. W wyniku wieloletniego romansu męża Jadwigi Sapieżyny z jej młodszą siostrą Heleną narodziła się dwójka dzieci. Dziewczynka została oddana na wychowanie do Francji, chłopca zaś, Jana Piotra Sapiehę (1865-1954) księżna postanowiła uznać i wychować jak swojego potomka. W roku śmierci Jadwigi Sapieżyny ukazały się drukiem w Krakowie wspomnienia poświęcone osobie księżnej, w których o. Czesław Bogdalski pisał: „…rozwijały się w niej przedziwne zalety, lecz ponad wszystkiemi górowała pełna uroku skromność. Nawet gdy już w świat weszła, powiew światowy nie zwarzył nigdy jej zmysłu skromności. Był w niej tak, jak mi to opowiadał jeszcze w latach ośmdziesiątych ubiegłego stulecia sam książę Adam jej małżonek, - jakiś zmysł trafny i zdrowy, który przenikał wszystkie jej czyny.” (Cz. Bogdalski, „Jadwiga ze Sanguszków księżna Adamowa Sapieżyna. Wspomnienie pośmiertne”, Kraków 1918, s. 5).
Postać wyprostowana w typie portretu reprezentacyjnego, ściśle wypełniająca kadr, strój skromny, ożywiony jedynie złotymi kolczykami w uszach, wzrok śmiały i pewnie utkwiony przed siebie – tak widziała księżnę Jadwigę z Sanguszków Sapieżynę Olga Boznańska podczas pierwszych sesji portretowych. Wizerunek ten jest dobrym przykładem realizacji, konwencji malarskiej, za którą artystka była tak ceniona przez krytykę artystyczną: „Obraz choć sprawia wrażenie rozmytego i jest utrzymany w neutralnych niuansach, uderza niezwykłą siłą psychologiczną. To prawdziwy wyczyn: nadać wymiar psychologiczny malarstwu o nieostrych formach, lubującemu się w neutralnych tonach.” (R. Chabrié-Tomaszewicz, L’Art polonaise à Paris. […] II. Les artistes polonais [Salon de la Société nationale des beaux-arts], „La Pologne politique, économique, littéraire et artistique” 1920, półr. I, s. 393). „Wszystkie tu formy jakby rozwiane, w ponurej szarudze; plastyczna wypukłość bryły zaciera się, a sama tylko twarz z największą dyskrecją, ale i siłą jawi swój wyraz. Są to portrety wytworne, w wielkim stylu pojęte, w kolorycie oszczędnym a wykwintnym, opartym na zharmonizowaniu najmniej spodziewanych kontrastów.” (A. Basler, Salon paryski, „Sztuka” (Paryż) 1904, nr 2, s. 96). Boznańska sportretowała księżną ponownie w 1910 roku. Portret ów znajduje się obecnie zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie (olej, płótno, 118 x 96 cm, sygn. i dat. p. g.: "Olga Boznańska 1910”, nr inw.: MNK II-b-2296). Co znamienne, naznaczony upływem czasu wizerunek osiemdziesięcioletniej wówczas Jadwigi diametralnie różni się w wyrazie od oferowanego na aukcji portretu. Uleciała siła i duma bijąca z wcześniejszej podobizny, a jej miejsce zajęły potulność i dobrotliwość. Były to również subiektywne odczucia samej malarki względem pozującej modelki: „[…] portret jest już bardzo zaawansowany, wygląda bardzo interesująco. Księżna jak biedne, małe, chore kurczątko”. (z korespondencji artystki do Ludwika Pugeta z dn. 14.10.1910 r., cyt. za: H. Blum, „Olga Boznańska”, Warszawa, 1974, s. 72). Również pod względem formalnym wcześniejszy portret malowany jest bardziej swobodnie, śmiałymi pociągnięciami pędzla, co nadaje większej ekspresji przedstawieniu.
olej, tektura, 70,5 × 48 cm w świetle oprawy
Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacjiPochodzenie:
– kolekcja prywatna, Polska
Obraz zostanie uwzględniony w katalogu raisonné dzieł malarskich Olgi Boznańskiej przygotowywanym przez Urszulę Kozakowską-Zauchę (Muzeum Narodowe w Krakowie) oraz Ewę Bobrowską-Jakubowską.
„Co malowałam w tych latach w Paryżu? To samo, co dzisiaj. Przede wszystkim portrety. Żywy człowiek jest zawsze dla mnie ciekawszy, aniżeli te wszystkie kombinowane książki i karafki.”
Olga Boznańska, cyt. za: Junius, U Olgi Boznańskiej w Paryżu, „Tygodnik Ilustrowany” 1938, nr 42, s. 806.
„Malarz, który nie jest „urodzonym psychologiem”, czyli człowiekiem intuicyjnie wyczuwającym wartości psychiczne, nie zdoła nigdy wyjść poza granicę tworzenia w portrecie plastycznych, formalnie wiernych podobizn i rzutowania w nim co najwyżej własnego temperamentu. Otóż Olga Boznańska posiada właśnie niezmiernie czuły aparat odkrywania melodii dusz… Nie „rezonuje” ona, nie zastanawia się na stanowiskiem społecznym modela, nie pyta kto stoi przed nią – poeta, bankier, czy polityk – lecz podchodzi jakby na palcach do „komnaty wewnętrznej” portretowanego, aby zasłyszaną tam melodią, rytmem najtajniejszym duszy, którego nie mąci już zgiełk codziennego dramatu istnienia – nasycić zjawę malarską swego dzieła, swą nieustanną, a zawsze nową, zawsze odkrywczą o człowieku opowieść”.
Z. L. Z., U plastyków [wystawa w Salon de la Société nationale des beaux-arts], „Kurier Warszawski” 1927, nr 214 (wydanie wieczorne), s. 2.
Jadwiga Klementyna z Sanguszków Sapieżyna (1830 Kraków – 1918 tamże) – córka księcia herbu Pogoń Litewska, Władysława Hieronima Sanguszko oraz księżnej Izabeli Marii z Lubomirskich Sanguszkowej herbu Drużyna. W wieku dwudziestu dwóch lat poślubiła księcia Adama Stanisława Sapiehę (1828-1903), do którego majątku należał Zamek w Krasiczynie znajdujący się w rękach rodu Sapiehów od 1944 roku. Adam i Jadwiga doczekali się szóstki własnego potomstwa, w tym syna Adama Stefana Sapiehy (1867 – 1951), późniejszego biskupa diecezjalnego krakowskiego. W wyniku wieloletniego romansu męża Jadwigi Sapieżyny z jej młodszą siostrą Heleną narodziła się dwójka dzieci. Dziewczynka została oddana na wychowanie do Francji, chłopca zaś, Jana Piotra Sapiehę (1865-1954) księżna postanowiła uznać i wychować jak swojego potomka. W roku śmierci Jadwigi Sapieżyny ukazały się drukiem w Krakowie wspomnienia poświęcone osobie księżnej, w których o. Czesław Bogdalski pisał: „…rozwijały się w niej przedziwne zalety, lecz ponad wszystkiemi górowała pełna uroku skromność. Nawet gdy już w świat weszła, powiew światowy nie zwarzył nigdy jej zmysłu skromności. Był w niej tak, jak mi to opowiadał jeszcze w latach ośmdziesiątych ubiegłego stulecia sam książę Adam jej małżonek, - jakiś zmysł trafny i zdrowy, który przenikał wszystkie jej czyny.” (Cz. Bogdalski, „Jadwiga ze Sanguszków księżna Adamowa Sapieżyna. Wspomnienie pośmiertne”, Kraków 1918, s. 5).
Postać wyprostowana w typie portretu reprezentacyjnego, ściśle wypełniająca kadr, strój skromny, ożywiony jedynie złotymi kolczykami w uszach, wzrok śmiały i pewnie utkwiony przed siebie – tak widziała księżnę Jadwigę z Sanguszków Sapieżynę Olga Boznańska podczas pierwszych sesji portretowych. Wizerunek ten jest dobrym przykładem realizacji, konwencji malarskiej, za którą artystka była tak ceniona przez krytykę artystyczną: „Obraz choć sprawia wrażenie rozmytego i jest utrzymany w neutralnych niuansach, uderza niezwykłą siłą psychologiczną. To prawdziwy wyczyn: nadać wymiar psychologiczny malarstwu o nieostrych formach, lubującemu się w neutralnych tonach.” (R. Chabrié-Tomaszewicz, L’Art polonaise à Paris. […] II. Les artistes polonais [Salon de la Société nationale des beaux-arts], „La Pologne politique, économique, littéraire et artistique” 1920, półr. I, s. 393). „Wszystkie tu formy jakby rozwiane, w ponurej szarudze; plastyczna wypukłość bryły zaciera się, a sama tylko twarz z największą dyskrecją, ale i siłą jawi swój wyraz. Są to portrety wytworne, w wielkim stylu pojęte, w kolorycie oszczędnym a wykwintnym, opartym na zharmonizowaniu najmniej spodziewanych kontrastów.” (A. Basler, Salon paryski, „Sztuka” (Paryż) 1904, nr 2, s. 96). Boznańska sportretowała księżną ponownie w 1910 roku. Portret ów znajduje się obecnie zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie (olej, płótno, 118 x 96 cm, sygn. i dat. p. g.: "Olga Boznańska 1910”, nr inw.: MNK II-b-2296). Co znamienne, naznaczony upływem czasu wizerunek osiemdziesięcioletniej wówczas Jadwigi diametralnie różni się w wyrazie od oferowanego na aukcji portretu. Uleciała siła i duma bijąca z wcześniejszej podobizny, a jej miejsce zajęły potulność i dobrotliwość. Były to również subiektywne odczucia samej malarki względem pozującej modelki: „[…] portret jest już bardzo zaawansowany, wygląda bardzo interesująco. Księżna jak biedne, małe, chore kurczątko”. (z korespondencji artystki do Ludwika Pugeta z dn. 14.10.1910 r., cyt. za: H. Blum, „Olga Boznańska”, Warszawa, 1974, s. 72). Również pod względem formalnym wcześniejszy portret malowany jest bardziej swobodnie, śmiałymi pociągnięciami pędzla, co nadaje większej ekspresji przedstawieniu.