Alfons Karpiński był genialnym portrecistą kobiet. Zafascynowany ową złożonością natury kobiecej, malował piękne paryżanki, znane aktorki czy wykwintne damy z niezwykłą subtelnością i wrażliwością. Pasja i talent malarza zostały zauważone przez krytykę i docenione przez ówczesne damy. Stał się malarzem, któremu kobiety najchętniej pozowały. To właśnie za owe niezwykłe portrety kobiece został nagrodzony w postępowym Instytucie Propagandy Sztuki w 1937 r. Kobiety na obrazach Karpińskiego to „nie ta typowo polska kobieta Matejki, dostojnie rozważna, dźwigająca z godnością czar swej cnoty, lub ta z bolesną zadumą Grottgera, nie ta o wychudzonych, długich linjach Wyspiańskiego, lub stylizowana święta Mehoffera, nie rozszalała namiętnością Podkowińskiego, lub leniwa w przepychu bujnego ciała Żmurki, marmurowo zimna Czachorskiego, posągowa, a zawsze niemal tragiczna Malczewskiego, anemiczna, wydelikacona Axentowicza, chlubiąca się swym ciałem, na którem tak czarodziejskie stwarza symfonje kolorystyczne Weiss, nie cicha, zadumana, mieszczańsko -pokorna Hoffmana, nawet nie elegancko wystrojona, efektownie pozująca, najskrupulatniej na wszystkie sposoby wymalowana, Szańkowskiego. Progenitura kobiety Karpińskiego sięga Paryża — jest w prostej linji koleżanką przeważnie tych z nad Sekwany, które zalatują ostrą wonią perfum, czasem szminki, które czuć zacisznym buduarem, gdzie jest miejsce tylko na dwoje — w oczach których znać kuszące zapowiedzi. Tylko od tych swoich koleżanek jest... z konieczności, bardziej powściągliwa, pozuje przeważnie do połowy, pięknie ubrana a nie, jak tamte, często tylko w pończoszkach. Prawie się czuje, że nie może wysiedzieć tak cnotliwie-spokojnie, strzela więc podkrążonemi oczyma i rozchyla tylko nakarminowane usta, po których błąka się jakaś obietnica zakazana. Wszystko jedno, czy to jest modelka czy tzw. dama z towarzystwa. Bo tkwi w Karpińskim, nawet wtedy, kiedy maluje osoby z towarzystwa, jakaś chęć, świadomie czy podświadomie, do odkrywania, domyślania się w kobiecie więcej kokieterii niż duszy, więcej ukrytej namiętności, niż spokoju.” „Schroeder”, 1927/28, s. 302–304., [cyt. za:] Alfons Karpiński 1875–1961, katalog wystawy, Muzeum Okręgowe w Sandomierzu, Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, Sandomierz 2001, s. 22–23

070
Alfons KARPIŃSKI (1875 - 1961)

Portret damy w kapeluszu, 1924 r.

olej, tektura, 55 × 46 cm w świetle oprawy
sygn. i dat. p. d.: a.karpiński/Kraków V 1924 r.

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Alfons Karpiński był genialnym portrecistą kobiet. Zafascynowany ową złożonością natury kobiecej, malował piękne paryżanki, znane aktorki czy wykwintne damy z niezwykłą subtelnością i wrażliwością. Pasja i talent malarza zostały zauważone przez krytykę i docenione przez ówczesne damy. Stał się malarzem, któremu kobiety najchętniej pozowały. To właśnie za owe niezwykłe portrety kobiece został nagrodzony w postępowym Instytucie Propagandy Sztuki w 1937 r. Kobiety na obrazach Karpińskiego to „nie ta typowo polska kobieta Matejki, dostojnie rozważna, dźwigająca z godnością czar swej cnoty, lub ta z bolesną zadumą Grottgera, nie ta o wychudzonych, długich linjach Wyspiańskiego, lub stylizowana święta Mehoffera, nie rozszalała namiętnością Podkowińskiego, lub leniwa w przepychu bujnego ciała Żmurki, marmurowo zimna Czachorskiego, posągowa, a zawsze niemal tragiczna Malczewskiego, anemiczna, wydelikacona Axentowicza, chlubiąca się swym ciałem, na którem tak czarodziejskie stwarza symfonje kolorystyczne Weiss, nie cicha, zadumana, mieszczańsko -pokorna Hoffmana, nawet nie elegancko wystrojona, efektownie pozująca, najskrupulatniej na wszystkie sposoby wymalowana, Szańkowskiego. Progenitura kobiety Karpińskiego sięga Paryża — jest w prostej linji koleżanką przeważnie tych z nad Sekwany, które zalatują ostrą wonią perfum, czasem szminki, które czuć zacisznym buduarem, gdzie jest miejsce tylko na dwoje — w oczach których znać kuszące zapowiedzi. Tylko od tych swoich koleżanek jest... z konieczności, bardziej powściągliwa, pozuje przeważnie do połowy, pięknie ubrana a nie, jak tamte, często tylko w pończoszkach. Prawie się czuje, że nie może wysiedzieć tak cnotliwie-spokojnie, strzela więc podkrążonemi oczyma i rozchyla tylko nakarminowane usta, po których błąka się jakaś obietnica zakazana. Wszystko jedno, czy to jest modelka czy tzw. dama z towarzystwa. Bo tkwi w Karpińskim, nawet wtedy, kiedy maluje osoby z towarzystwa, jakaś chęć, świadomie czy podświadomie, do odkrywania, domyślania się w kobiecie więcej kokieterii niż duszy, więcej ukrytej namiętności, niż spokoju.” „Schroeder”, 1927/28, s. 302–304., [cyt. za:] Alfons Karpiński 1875–1961, katalog wystawy, Muzeum Okręgowe w Sandomierzu, Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, Sandomierz 2001, s. 22–23