Do obrazu jest dołączona ekspertyza dr Anny Żakiewicz z maja 2023 r.

Regulamin Firmy przewidywał specjalną kategorię portretów dziecięcych będących połączeniem typów B i E, gdyż – zdaniem artysty „z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy“ do wykonania. Był to bowiem „rodzaj charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury (...) stosunek do modela obiektywny“. W praktyce były to portrety przypominające zdjęcia do dokumentów, pozwalających potwierdzić tożsamość osoby. Zdarzało się jednak, że portretowane dziecko siedziało i pozowało spokojnie, nie sprawiając kłopotu, zasługiwało więc na „dorosły“ typ B.

Taki był właśnie z pewnością chłopiec sportretowany w lutym 1937 roku. Spokojnie patrzy wprost na widza nieruchomym wzrokiem niebieskich oczu. Jest gładko uczesany, ma starannie przystrzyżoną w połowie czoła grzywkę, ubrany w koszulę w pionowe białe paski z kołnierzykiem wyłożonym na beżowy bezrękawnik – prawdopodobnie w ukośną kratę zaznaczoną szkicowo, by nie odrywać uwagi od poważnej twarzy małego dżentelmena. Chłopiec siedzi za stołem, na którym znajduje się szkicowo potraktowany podłużny półmisek z rdzawymi i jaskrawo zielonymi kulkami – owocami. Rekwizyt ten jest charakterystyczny dla dziecięcych wizerunków wykonywanych przez Witkacego. Artysta często obiecywał portretowanym dzieciom, że zawartość półmiska otrzymają w nagrodę za grzeczne pozowanie.

Podpis – skrót drugiego imienia i pełne nazwisko – świadczy, że portret był oficjalnym dziełem Firmy, gdyż na wizerunkach mniej formalnych, wykonywanych dla przyjaciół i bliskich znajomych artysta na ogół używał artystycznego pseudonimu Witkacy. Honoraria za typ B wynosiły w latach 20. XX w. 250 zł, co stanowiło ekwiwalent przyzwoitej miesięcznej pensji, w latach 30. z powodu kryzysu ekonomicznego artysta musiał obniżyć tę kwotę i wykonywał portrety za 50 zł, a niekiedy i taniej. Dodatkowe adnotacje na portrecie informują o niepaleniu papierosów (NP) oraz niepiciu alkoholu (NTI). Skrót „herb“ to oczywiście herbata, którą Witkacy uważał za napój wzmacniający i pokrzepiał się nią będąc zmęczony.

W lutym 1937 roku artysta przebywał w Warszawie, gdzie zatrzymał się w mieszkaniu żony Jadwigi przy ul. Brackiej 23. W tym czasie artysta pochłonięty był swoją pracą filozoficzną, pisał duży tekst analizujący poglądy brytyjskiego filozofa i matematyka Alfreda Whiteheada. Portretów wykonywał stosunkowo niewiele, tylko tyle, by móc wywiązać się z aktualnych zobowiązań finansowych. Widać w nich zresztą ówczesne zainteresowania ich autora – twarze modeli są na ogół poważne, starannie opracowane, a powiększone oczy patrzą na widza nieruchomym, jakby szklanym wzrokiem sprawiając wrażenie istot pochłoniętych ponadczasowymi problemami.

Nieznany dotąd portret poważnego chłopca to jedyne dzieło artysty stworzone w lutym 1937 roku i jako takie uzupełnia lukę w naszej wiedzy o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu.
Za ekspertyzą dr Anny Żakiewicz

67
Stanisław Ignacy Witkiewicz WITKACY (1885 Warszawa -1939 Jeziory na Polesiu)

PORTRET CHŁOPCA, II 1937

pastel, papier brązowy
68,5 x 48 cm (w świetle oprawy)
sygn. l.d.: Ign Witkiewicz (T.B) NP NTI ; p.d.: herb 1937 II

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Do obrazu jest dołączona ekspertyza dr Anny Żakiewicz z maja 2023 r.

Regulamin Firmy przewidywał specjalną kategorię portretów dziecięcych będących połączeniem typów B i E, gdyż – zdaniem artysty „z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy“ do wykonania. Był to bowiem „rodzaj charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury (...) stosunek do modela obiektywny“. W praktyce były to portrety przypominające zdjęcia do dokumentów, pozwalających potwierdzić tożsamość osoby. Zdarzało się jednak, że portretowane dziecko siedziało i pozowało spokojnie, nie sprawiając kłopotu, zasługiwało więc na „dorosły“ typ B.

Taki był właśnie z pewnością chłopiec sportretowany w lutym 1937 roku. Spokojnie patrzy wprost na widza nieruchomym wzrokiem niebieskich oczu. Jest gładko uczesany, ma starannie przystrzyżoną w połowie czoła grzywkę, ubrany w koszulę w pionowe białe paski z kołnierzykiem wyłożonym na beżowy bezrękawnik – prawdopodobnie w ukośną kratę zaznaczoną szkicowo, by nie odrywać uwagi od poważnej twarzy małego dżentelmena. Chłopiec siedzi za stołem, na którym znajduje się szkicowo potraktowany podłużny półmisek z rdzawymi i jaskrawo zielonymi kulkami – owocami. Rekwizyt ten jest charakterystyczny dla dziecięcych wizerunków wykonywanych przez Witkacego. Artysta często obiecywał portretowanym dzieciom, że zawartość półmiska otrzymają w nagrodę za grzeczne pozowanie.

Podpis – skrót drugiego imienia i pełne nazwisko – świadczy, że portret był oficjalnym dziełem Firmy, gdyż na wizerunkach mniej formalnych, wykonywanych dla przyjaciół i bliskich znajomych artysta na ogół używał artystycznego pseudonimu Witkacy. Honoraria za typ B wynosiły w latach 20. XX w. 250 zł, co stanowiło ekwiwalent przyzwoitej miesięcznej pensji, w latach 30. z powodu kryzysu ekonomicznego artysta musiał obniżyć tę kwotę i wykonywał portrety za 50 zł, a niekiedy i taniej. Dodatkowe adnotacje na portrecie informują o niepaleniu papierosów (NP) oraz niepiciu alkoholu (NTI). Skrót „herb“ to oczywiście herbata, którą Witkacy uważał za napój wzmacniający i pokrzepiał się nią będąc zmęczony.

W lutym 1937 roku artysta przebywał w Warszawie, gdzie zatrzymał się w mieszkaniu żony Jadwigi przy ul. Brackiej 23. W tym czasie artysta pochłonięty był swoją pracą filozoficzną, pisał duży tekst analizujący poglądy brytyjskiego filozofa i matematyka Alfreda Whiteheada. Portretów wykonywał stosunkowo niewiele, tylko tyle, by móc wywiązać się z aktualnych zobowiązań finansowych. Widać w nich zresztą ówczesne zainteresowania ich autora – twarze modeli są na ogół poważne, starannie opracowane, a powiększone oczy patrzą na widza nieruchomym, jakby szklanym wzrokiem sprawiając wrażenie istot pochłoniętych ponadczasowymi problemami.

Nieznany dotąd portret poważnego chłopca to jedyne dzieło artysty stworzone w lutym 1937 roku i jako takie uzupełnia lukę w naszej wiedzy o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu.
Za ekspertyzą dr Anny Żakiewicz