na odwrocie nalepka z wystawy w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie z opisem pracy oraz pieczęcią: „Wystawa w 50-tą rocznicę śmierci Jana Stanisławskiego, rok 195”. Na odwrocie również naklejka inwentarzowa Muzeum Narodowego w Warszawie. Na płótnie ołówkiem napis: „mal. Jan Stanisławski”

Wystawiany:
Jan Stanisławski i jego szkoła. Wystawa w pięćdziesięciolecie śmierci Artysty, Towarzystwo Przyjacioł Sztuk Pięknych w Krakowie, marzec-kwiecień 1957 r.

„Z pejzażystów przede wszystkim pomówić musimy o Stanisławskim. Ten niewymowny niegdyś poeta zmierzchów, sadów ukraińskich, widziadlanych grusz i jabłoni, świecących w mroku białością pni i wyciągniętych, niby ręce błagalnie, rozłożyście pokręcone gałęzie; ten Boecklinowski prawie ożywiacz świata wód i roślin, jakże różne i jak wymowne umiejący nadawać fizjonomie swym mistycznym szeregom czarnych topól nad wodą i swym dziewannom; ten śmiałek, (..); ten władca całej gamy tonów, barw i świateł – wyjawia się, zwłaszcza w ostatnich czasach, jako kapitalny syntetyk nie wahający się poświęcić wszystkich szczegółów dla osiągnięcia bądź epickiej dali i szerokości, bądź niesłychanie intensywnych feerii świetlnych, w których mógłby rywalizować z Klaudiuszem Monet, mimo zupełnie różnych dróg, jakimi obaj są. Syntezą, zresztą, jest całokształt twórczości Stanisławskiego, aż dziw! Całe te szeregi drobnych rozmiarów obrazków, będących niekiedy pozornie notacją tylko pewnych szczegółów i momentów, zostawiają w duszy widza nie wspomnienie sumy poszczególnych wrażeń, lecz jednolitą wizję czy to bezbrzeża stepowego, czy jakiegoś morza światłości, czy wielkiego, obejmującego wszystko zmierzchu widzialności. Świadczy to o zdolności Stanisławskiego do tego, co jedynie należałoby nazwać symbolizowaniem, to jest, do zamykania w pojedynczym szczególe przeczucia całej natury. Te drobne obrazki są wielkimi oknami na przyrodę.”
Z. Przesmycki („Miriam”), Sztuki plastyczne, „Chimera” 1901, nr 1, s. 166–167

15
Jan STANISŁAWSKI (1860 - 1907)

Pejzaż z Podola, lata 1898-1900

olej, płótno, 24,5 × 38,4 cm

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

na odwrocie nalepka z wystawy w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie z opisem pracy oraz pieczęcią: „Wystawa w 50-tą rocznicę śmierci Jana Stanisławskiego, rok 195”. Na odwrocie również naklejka inwentarzowa Muzeum Narodowego w Warszawie. Na płótnie ołówkiem napis: „mal. Jan Stanisławski”

Wystawiany:
Jan Stanisławski i jego szkoła. Wystawa w pięćdziesięciolecie śmierci Artysty, Towarzystwo Przyjacioł Sztuk Pięknych w Krakowie, marzec-kwiecień 1957 r.

„Z pejzażystów przede wszystkim pomówić musimy o Stanisławskim. Ten niewymowny niegdyś poeta zmierzchów, sadów ukraińskich, widziadlanych grusz i jabłoni, świecących w mroku białością pni i wyciągniętych, niby ręce błagalnie, rozłożyście pokręcone gałęzie; ten Boecklinowski prawie ożywiacz świata wód i roślin, jakże różne i jak wymowne umiejący nadawać fizjonomie swym mistycznym szeregom czarnych topól nad wodą i swym dziewannom; ten śmiałek, (..); ten władca całej gamy tonów, barw i świateł – wyjawia się, zwłaszcza w ostatnich czasach, jako kapitalny syntetyk nie wahający się poświęcić wszystkich szczegółów dla osiągnięcia bądź epickiej dali i szerokości, bądź niesłychanie intensywnych feerii świetlnych, w których mógłby rywalizować z Klaudiuszem Monet, mimo zupełnie różnych dróg, jakimi obaj są. Syntezą, zresztą, jest całokształt twórczości Stanisławskiego, aż dziw! Całe te szeregi drobnych rozmiarów obrazków, będących niekiedy pozornie notacją tylko pewnych szczegółów i momentów, zostawiają w duszy widza nie wspomnienie sumy poszczególnych wrażeń, lecz jednolitą wizję czy to bezbrzeża stepowego, czy jakiegoś morza światłości, czy wielkiego, obejmującego wszystko zmierzchu widzialności. Świadczy to o zdolności Stanisławskiego do tego, co jedynie należałoby nazwać symbolizowaniem, to jest, do zamykania w pojedynczym szczególe przeczucia całej natury. Te drobne obrazki są wielkimi oknami na przyrodę.”
Z. Przesmycki („Miriam”), Sztuki plastyczne, „Chimera” 1901, nr 1, s. 166–167