Całe moje dzieciństwo i dorosłość ocierałem się o podmiejskie działki pełne tajemniczych roślin, pomysłowej mikroarchitektury i nieodzownych żeliwnych wanien na wodę. Zazdrościłem mieszkańcom i użytkownikom tych ogródków; za osłoną krzewów i żywopłotów toczyło się inne, tajemnicze, lepsze życie. Los chciał, że w głodnych latach 80-tych, zostaliśmy zaproszeni przez moją teściową, do spędzenia całych wakacji w jej mieszkaniu w Grudziądzu, w starej kamienicy czynszowej. Jako że nie chciałem rezygnować z malowania, uciekałem z przepełnionego mieszkania do podmiejskiego ogródka działkowego, gdzie przy dużym zainteresowaniu ze strony much, os i komarów, stworzyłem zaimprowizowane atelier. Działka była nieduża, sztaluga plenerowa, a i tak nie mieściłem się na skrawkach wolnej, nieuprawionej przestrzeni. Czułem się tam tak klaustrofobicznie, że po kilku sesjach wróciłem do mieszkania, gdzie został mi przydzielony obszerny kąt pod oknem.
Natomiast ten obraz nie jest moim wspomnieniem, reminiscencją tego miejsca. Przyśnił się on mojej żonie, Majeczce – od czasu do czasu dzieli się ze mną swoimi najciekawszymi snami i łaskawie użycza praw autorskich do nich – i najważniejszy w tym jej sennym obrazie był duży, rudy lis na leżaku. Bez tego lisa, obraz i sen nie miały wg Majeczki sensu. A resztę mogłem sobie zakomponować, jak chciałem. No więc jest fantazyjna altanka, gdzie na żelaznym łóżku można przespać latem najbardziej upalne noce. Jest szklarenka, jak pamiętam, pełna ogórków i pomidorów. Dynia-agresor jak zwykle napada i podbija najbliższą okolicę. Kury już pogdakiwały w innym, lepszym świecie, a króliczków nie było jeszcze w Bożych planach. Ale reszta się zgadza. A malarz jest od tego, żeby wszystko przypomnieć, poplątać, zamieszać i chlapnąć na białe, czyste, gładko zagruntowane płótno.
Jacek Yerka

165
Jacek YERKA (ur. 1952, Toruń)

NOC NA DZIAŁCE, 2022

akryl, płótno
81 x 70 cm
sygn. p.d.: YERKA 22
sygn. na odwr. na dolnej listwie krosna: AKRYL 2022 JACEK YERKA >> NOC NA DZIAŁCE <<

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Całe moje dzieciństwo i dorosłość ocierałem się o podmiejskie działki pełne tajemniczych roślin, pomysłowej mikroarchitektury i nieodzownych żeliwnych wanien na wodę. Zazdrościłem mieszkańcom i użytkownikom tych ogródków; za osłoną krzewów i żywopłotów toczyło się inne, tajemnicze, lepsze życie. Los chciał, że w głodnych latach 80-tych, zostaliśmy zaproszeni przez moją teściową, do spędzenia całych wakacji w jej mieszkaniu w Grudziądzu, w starej kamienicy czynszowej. Jako że nie chciałem rezygnować z malowania, uciekałem z przepełnionego mieszkania do podmiejskiego ogródka działkowego, gdzie przy dużym zainteresowaniu ze strony much, os i komarów, stworzyłem zaimprowizowane atelier. Działka była nieduża, sztaluga plenerowa, a i tak nie mieściłem się na skrawkach wolnej, nieuprawionej przestrzeni. Czułem się tam tak klaustrofobicznie, że po kilku sesjach wróciłem do mieszkania, gdzie został mi przydzielony obszerny kąt pod oknem.
Natomiast ten obraz nie jest moim wspomnieniem, reminiscencją tego miejsca. Przyśnił się on mojej żonie, Majeczce – od czasu do czasu dzieli się ze mną swoimi najciekawszymi snami i łaskawie użycza praw autorskich do nich – i najważniejszy w tym jej sennym obrazie był duży, rudy lis na leżaku. Bez tego lisa, obraz i sen nie miały wg Majeczki sensu. A resztę mogłem sobie zakomponować, jak chciałem. No więc jest fantazyjna altanka, gdzie na żelaznym łóżku można przespać latem najbardziej upalne noce. Jest szklarenka, jak pamiętam, pełna ogórków i pomidorów. Dynia-agresor jak zwykle napada i podbija najbliższą okolicę. Kury już pogdakiwały w innym, lepszym świecie, a króliczków nie było jeszcze w Bożych planach. Ale reszta się zgadza. A malarz jest od tego, żeby wszystko przypomnieć, poplątać, zamieszać i chlapnąć na białe, czyste, gładko zagruntowane płótno.
Jacek Yerka