Motyw macierzyństwa pojawił się u Meli Muter już w okresie bretońskim i towarzyszył jej przez całą twórczość. Jej płótna dalekie są od cukierkowych przedstawień radosnych dzieci w objęciach uśmiechniętych matek. Zapewne wpływ na to miały zarówno wspomnienia dość szorstkich relacji z matką, jak i własne doświadczenia macierzyńskie. Zuzanna Klingsland (matka artystki) była wobec dzieci surowa i wymagająca. Po śmierci jedynego syna pogrążyła się w wielkim bólu, zamykając się na relacje z córkami. Mela starała się być jak najlepszą matką dla jedynego syna – Andrzeja, jednak macierzyństwo to nieustanne wyrzeczenia. Chęć zachowania autonomii sprawiła, że malarka czasami nawet na kilka miesięcy zostawiała syna z ojcem. Andrzej Mutermilch był chorowitym dzieckiem, u którego zdiagnozowano gruźlicę kości. Zapewne choroba ta miała wpływ na jego śmierć w wieku 24 lat. Te trudne doświadczenia musiały mieć wpływ na wydźwięk jej płócien. Muter znana była również ze swoich lewicowych poglądów i zaangażowania w sprawy społeczne. Używała malarstwa jako oręża. Płótnami skłaniała widzów do refleksji nad trudami życia i otworzenia się na ludzkie cierpienia. Karolina Prewęcka w książce zatytułowanej Mela Muter. Gorączka życia pisze:Matki Muter często wydają się zmęczone codzienną troską o byt i dzieci. Traktują je jak obowiązek. Nie znajdują radości w karmieniu naturalnym. Ich odsłonięte piersi nie nabrzmiewają pokarmem. Są wychudzone, zmięte, obwisłe. Dzieci w ich ramionach czy usadowione na kolanach nie są uśmiechniętymi albo słodko śpiącymi bobasami. Mają zastygnięte w powadze twarze, podobne do oblicz opiekunek. Przychodzi na myśl ustawienie i wymowa postaci w przedstawieniach typu Pieta, na których Matka Boska trzyma na kolanach Syna zdjętego z Krzyża – symbol miłości splecionej z niewyobrażalnym bólem.

Wszystko, o czym pisze Prewęcka, widać również w prezentowanym obrazie. Mela Muter z wielką szczerością obnaża prawdę o macierzyństwie. Modelka nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z widzem. Pogrążona jest we własnych myślach i troskach codziennego życia. Ma ich na pewno wiele, na co wskazuje otaczający ją wianek dzieci. Cała scena została przez artystkę umiejscowiona w otwartej przestrzeni nadrzecznego pejzażu z południa Francji. Mimo słonecznego dnia, obraz ma zdecydowanie melancholijny wydźwięk. Całość malowana jest w charakterystycznym dla Muter stylu z widocznymi, drobnymi pociągnięciami pędzla.

70
Mela (Mutermilch Maria Melania) MUTER (1876 Warszawa - 1967 Paryż)

MACIERZYŃSTWO

olej, sklejka naklejona na sklejkę
92,2 x 72,3 cm

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Motyw macierzyństwa pojawił się u Meli Muter już w okresie bretońskim i towarzyszył jej przez całą twórczość. Jej płótna dalekie są od cukierkowych przedstawień radosnych dzieci w objęciach uśmiechniętych matek. Zapewne wpływ na to miały zarówno wspomnienia dość szorstkich relacji z matką, jak i własne doświadczenia macierzyńskie. Zuzanna Klingsland (matka artystki) była wobec dzieci surowa i wymagająca. Po śmierci jedynego syna pogrążyła się w wielkim bólu, zamykając się na relacje z córkami. Mela starała się być jak najlepszą matką dla jedynego syna – Andrzeja, jednak macierzyństwo to nieustanne wyrzeczenia. Chęć zachowania autonomii sprawiła, że malarka czasami nawet na kilka miesięcy zostawiała syna z ojcem. Andrzej Mutermilch był chorowitym dzieckiem, u którego zdiagnozowano gruźlicę kości. Zapewne choroba ta miała wpływ na jego śmierć w wieku 24 lat. Te trudne doświadczenia musiały mieć wpływ na wydźwięk jej płócien. Muter znana była również ze swoich lewicowych poglądów i zaangażowania w sprawy społeczne. Używała malarstwa jako oręża. Płótnami skłaniała widzów do refleksji nad trudami życia i otworzenia się na ludzkie cierpienia. Karolina Prewęcka w książce zatytułowanej Mela Muter. Gorączka życia pisze:Matki Muter często wydają się zmęczone codzienną troską o byt i dzieci. Traktują je jak obowiązek. Nie znajdują radości w karmieniu naturalnym. Ich odsłonięte piersi nie nabrzmiewają pokarmem. Są wychudzone, zmięte, obwisłe. Dzieci w ich ramionach czy usadowione na kolanach nie są uśmiechniętymi albo słodko śpiącymi bobasami. Mają zastygnięte w powadze twarze, podobne do oblicz opiekunek. Przychodzi na myśl ustawienie i wymowa postaci w przedstawieniach typu Pieta, na których Matka Boska trzyma na kolanach Syna zdjętego z Krzyża – symbol miłości splecionej z niewyobrażalnym bólem.

Wszystko, o czym pisze Prewęcka, widać również w prezentowanym obrazie. Mela Muter z wielką szczerością obnaża prawdę o macierzyństwie. Modelka nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z widzem. Pogrążona jest we własnych myślach i troskach codziennego życia. Ma ich na pewno wiele, na co wskazuje otaczający ją wianek dzieci. Cała scena została przez artystkę umiejscowiona w otwartej przestrzeni nadrzecznego pejzażu z południa Francji. Mimo słonecznego dnia, obraz ma zdecydowanie melancholijny wydźwięk. Całość malowana jest w charakterystycznym dla Muter stylu z widocznymi, drobnymi pociągnięciami pędzla.