Prezentowana akwarela należy do cyklu kompozycji ilustrujących Trylogię Henryka Sienkiewicza. Juliusz Kossak pracował nad nimi od roku 1884. Najwięcej, bo aż kilkanaście akwarel, było ilustracjami do Ogniem i mieczem, do pozostałych tomów artysta namalował tylko kilka obrazów: do Potopu – Kmicicową kompanię i Kmicica z Oleńką na kuligu (kilkakrotnie w latach 1885-1887); a do Pana Wołodyjowskiego jedynie Basię i Azję.
Porównaj: K. Olszański, Juliusz Kossak, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s. 78, repr. 562, 563.
Sanie gnały jak wicher. Dzień był jasny, mroźny. Śnieg migotał, jakby kto nań iskry sypał; z białych dachów chat podobnych do kup śnieżnych strzelały wysokimi kolumnami dymy różowe. Stada wron polatywały przed saniami wśród bezlistnych drzew przydrożnych z krakaniem donośnym.
O dwie staje za Wodoktami wpadli na szeroką drogę, w ciemny bór, który stał głuchy, sędziwy i cichy, jakby spał pod obfitą okiścią.
Drzewa, migotając w oczach, zdawały się uciekać gdzieś w tył za sanie, a oni lecieli coraz prędzej i prędzej, jak gdyby rumaki skrzydła miały. Od takiej jazdy głowa się zawraca i upojenie ogarnia, więc ogarnęło i pannę Aleksandrę. Przechyliwszy się w tył, zamknęła oczy, całkiem pędowi się oddając. Poczuła słodką niemoc i zdało jej się, że ten bojarzyn orszański porwał ją i pędzi wichrem, a ona, mdlejąca, nie ma siły się oprzeć ani krzyknąć...
I lecą, lecą coraz szybciej... Oleńka czuje, że obejmują ją jakieś ręce... czuje wreszcie na wargach jakoby pieczęć rozpaloną i palącą... oczy się jej nie chcą odemknąć, jakoby w śnie. I lecą – lecą! Senną pannę zbudził dopiero głos pytający:
– Miłujeszże mnie?
Otworzyła oczy:
– Jako duszę własną!
– A ja na śmierć i żywot!
Znowu soboli kołpak Kmicica pochylił się nad kunim Oleńki. Sama teraz nie wiedziała, co ją upaja więcej: pocałunki czy ta jazda zaczarowana?
I lecieli dalej, a ciągle borem, borem! Drzewa uciekały w tył całymi pułkami. Śnieg szumiał, konie parskały,
a oni byli szczęśliwi.
– Chciałbym do końca świata tak jechać! – zawołał Kmicic.
– Co my czynimy? To grzech! - szepnęła Oleńka.
– Jaki tam grzech! Daj jeszcze grzeszyć.
Henryk Sienkiewicz, Potop, t. I, rozdział III
akwarela, papier
37 x 54,5 cm
po prawej u dołu napis ręką Wojciecha Kossaka: akwarelę tę uważam za oryginał | Ojca mojego WKossak
Na odwr. (na oprawie) nalepka ze stemplem i odręcznie wpisanym tekstem: PREZYDIUM RADY NARODOWEJ | [...] KRAKOWIE | WYDZIAŁ KULTURY | MIEJSKI KONSERWATOR ZABYTKÓW | KC. K. WZ/50/64/57 | „Kmicic z Oleńką“ – akwa- | rela. Wym. 0,37 x 0,55. Podpis | Wojciech Kossak stwierdzają- | cy, że jest to praca ojca. | /.../ [podpis nieczytelny]
Przybliżone wymiary obrazu w ramie: 89 x 108 cm.
Prezentowana akwarela należy do cyklu kompozycji ilustrujących Trylogię Henryka Sienkiewicza. Juliusz Kossak pracował nad nimi od roku 1884. Najwięcej, bo aż kilkanaście akwarel, było ilustracjami do Ogniem i mieczem, do pozostałych tomów artysta namalował tylko kilka obrazów: do Potopu – Kmicicową kompanię i Kmicica z Oleńką na kuligu (kilkakrotnie w latach 1885-1887); a do Pana Wołodyjowskiego jedynie Basię i Azję.
Porównaj: K. Olszański, Juliusz Kossak, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s. 78, repr. 562, 563.
Sanie gnały jak wicher. Dzień był jasny, mroźny. Śnieg migotał, jakby kto nań iskry sypał; z białych dachów chat podobnych do kup śnieżnych strzelały wysokimi kolumnami dymy różowe. Stada wron polatywały przed saniami wśród bezlistnych drzew przydrożnych z krakaniem donośnym.
O dwie staje za Wodoktami wpadli na szeroką drogę, w ciemny bór, który stał głuchy, sędziwy i cichy, jakby spał pod obfitą okiścią.
Drzewa, migotając w oczach, zdawały się uciekać gdzieś w tył za sanie, a oni lecieli coraz prędzej i prędzej, jak gdyby rumaki skrzydła miały. Od takiej jazdy głowa się zawraca i upojenie ogarnia, więc ogarnęło i pannę Aleksandrę. Przechyliwszy się w tył, zamknęła oczy, całkiem pędowi się oddając. Poczuła słodką niemoc i zdało jej się, że ten bojarzyn orszański porwał ją i pędzi wichrem, a ona, mdlejąca, nie ma siły się oprzeć ani krzyknąć...
I lecą, lecą coraz szybciej... Oleńka czuje, że obejmują ją jakieś ręce... czuje wreszcie na wargach jakoby pieczęć rozpaloną i palącą... oczy się jej nie chcą odemknąć, jakoby w śnie. I lecą – lecą! Senną pannę zbudził dopiero głos pytający:
– Miłujeszże mnie?
Otworzyła oczy:
– Jako duszę własną!
– A ja na śmierć i żywot!
Znowu soboli kołpak Kmicica pochylił się nad kunim Oleńki. Sama teraz nie wiedziała, co ją upaja więcej: pocałunki czy ta jazda zaczarowana?
I lecieli dalej, a ciągle borem, borem! Drzewa uciekały w tył całymi pułkami. Śnieg szumiał, konie parskały,
a oni byli szczęśliwi.
– Chciałbym do końca świata tak jechać! – zawołał Kmicic.
– Co my czynimy? To grzech! - szepnęła Oleńka.
– Jaki tam grzech! Daj jeszcze grzeszyć.
Henryk Sienkiewicz, Potop, t. I, rozdział III