"Z pejzażystów przede wszystkim pomówić musimy o Stanisławskim. Ten niewymowny niegdyś poeta zmierzchów, sadów ukraińskich, widziadlanych grusz i jabłoni, świecących w mroku białością pni i wyciągniętych, niby ręce błagalnie, rozłożyście pokręcone gałęzie; ten Boecklinowski prawie ożywiacz świata wód i roślin, jakże różne i jak wymowne umiejący nadawać fizjonomie swym mistycznym szeregom czarnych topól nad wodą i swym dziewannom; ten śmiałek, (..); ten władca całej gamy tonów, barw i świateł - wyjawia się, zwłaszcza w ostatnich czasach, jako kapitalny syntetyk nie wahający się poświęcić wszystkich szczegółów dla osiągnięcia bądź epickiej dali i szerokości, bądź niesłychanie intensywnych feerii świetlnych, w których mógłby rywalizować z Klaudiuszem Monet, mimo zupełnie różnych dróg, jakimi obaj są. Syntezą, zresztą, jest całokształt twórczości Stanisławskiego, aż dziw! Całe te szeregi drobnych rozmiarów obrazków, będących niekiedy pozornie notacją tylko pewnych szczegółów i momentów, zostawiają w duszy widza nie wspomnienie sumy poszczególnych wrażeń, lecz jednolitą wizję czy to bezbrzeża stepowego, czy jakiegoś morza światłości, czy wielkiego, obejmującego wszystko zmierzchu widzialności. Świadczy to o zdolności Stanisławskiego do tego, co jedynie należałoby nazwać symbolizowaniem, to jest, do zamykania w pojedynczym szczególe przeczucia całej natury. Te drobne obrazki są wielkimi oknami na przyrodę."
Miriam Przesmycki, "Sztuki Plastyczne", w: "Chimera", nr 1 styczeń 1901, s. 166-167
olej, deska, 21,7 × 30,3 cm
na odwrocie pieczęć: JAN STANISŁAWSKI / ZE SPUŚCIZNY / POŚMIERTNEJ / Janina Stanisławska, obok nr 121 (stempel fioletowym tuszem) oraz potwierdzenie autentyczności autorstwa Kazimierza Buczkowskiego 22 lutego 1943 r.
Pochodzenie:
Kolekcja Janiny Stanisławskiej
"Z pejzażystów przede wszystkim pomówić musimy o Stanisławskim. Ten niewymowny niegdyś poeta zmierzchów, sadów ukraińskich, widziadlanych grusz i jabłoni, świecących w mroku białością pni i wyciągniętych, niby ręce błagalnie, rozłożyście pokręcone gałęzie; ten Boecklinowski prawie ożywiacz świata wód i roślin, jakże różne i jak wymowne umiejący nadawać fizjonomie swym mistycznym szeregom czarnych topól nad wodą i swym dziewannom; ten śmiałek, (..); ten władca całej gamy tonów, barw i świateł - wyjawia się, zwłaszcza w ostatnich czasach, jako kapitalny syntetyk nie wahający się poświęcić wszystkich szczegółów dla osiągnięcia bądź epickiej dali i szerokości, bądź niesłychanie intensywnych feerii świetlnych, w których mógłby rywalizować z Klaudiuszem Monet, mimo zupełnie różnych dróg, jakimi obaj są. Syntezą, zresztą, jest całokształt twórczości Stanisławskiego, aż dziw! Całe te szeregi drobnych rozmiarów obrazków, będących niekiedy pozornie notacją tylko pewnych szczegółów i momentów, zostawiają w duszy widza nie wspomnienie sumy poszczególnych wrażeń, lecz jednolitą wizję czy to bezbrzeża stepowego, czy jakiegoś morza światłości, czy wielkiego, obejmującego wszystko zmierzchu widzialności. Świadczy to o zdolności Stanisławskiego do tego, co jedynie należałoby nazwać symbolizowaniem, to jest, do zamykania w pojedynczym szczególe przeczucia całej natury. Te drobne obrazki są wielkimi oknami na przyrodę."
Miriam Przesmycki, "Sztuki Plastyczne", w: "Chimera", nr 1 styczeń 1901, s. 166-167