Studiował w krakowskiej ASP, do której powrócił na wiele lat jako pedagog. Od młodzieńczych lat pasjonował się sztuką okresu Młodej Polski, z której czerpał twórcze impulsy i inspiracje. Działał również jako scenograf i konserwator. W latach 1970. w swym malarstwie prowadził twórczy dialog ze sztuką polską przełomu XIX i XX wieku, z obrazami Witolda Wojtkiewicza, Alfonsa Karpińskiego i Wojciecha Weissa, doceniając ich walory dekoracyjne i wyrazowe. Artysta zasymilował postawę mistrzów wczesnego ekspresjonizmu i symbolizmu; naturę pojmował w sposób panteistyczny, jako rzeczywistość nasyconą pierwiastkiem duchowym, zaś człowieka postrzegał jako byt rozdarty między ślepymi siłami biologii a światem transcendentnym. Stąd ulubiona przez Maciejewskiego formuła ironicznej groteski. W prezentowanym obrazie artysta powraca do swych młodopolskich fascynacji. Siedzący na łące, niczym na tronie, naburmuszony malec odsyła nas do królewien i królewiczów z obrazów Wojtkiewicza przyodzianych w wykwintne dworskie stroje, kapryśnych, posmutniałych, zatopionych w świecie marzeń. Tu i tam ta sama, źle skrywana chęć odbierania hołdów, ta sama poza nieprzystępności i wyniosłości, to samo zagubienie w mikrokosmosie traw i kwiatów, rachitycznych roślin tęskniących za słońcem; tu i tam zmatowiała, wąska gama barw ewokujących nastrój melancholii.
Akryl, płótno, 61,3 x 41
Sygn. l. d. Zb Maciejewski
Na odwrociu napis: "Zbysław Marek / Maciejewski / 02 III 15861/ 85 Kr
Studiował w krakowskiej ASP, do której powrócił na wiele lat jako pedagog. Od młodzieńczych lat pasjonował się sztuką okresu Młodej Polski, z której czerpał twórcze impulsy i inspiracje. Działał również jako scenograf i konserwator. W latach 1970. w swym malarstwie prowadził twórczy dialog ze sztuką polską przełomu XIX i XX wieku, z obrazami Witolda Wojtkiewicza, Alfonsa Karpińskiego i Wojciecha Weissa, doceniając ich walory dekoracyjne i wyrazowe. Artysta zasymilował postawę mistrzów wczesnego ekspresjonizmu i symbolizmu; naturę pojmował w sposób panteistyczny, jako rzeczywistość nasyconą pierwiastkiem duchowym, zaś człowieka postrzegał jako byt rozdarty między ślepymi siłami biologii a światem transcendentnym. Stąd ulubiona przez Maciejewskiego formuła ironicznej groteski. W prezentowanym obrazie artysta powraca do swych młodopolskich fascynacji. Siedzący na łące, niczym na tronie, naburmuszony malec odsyła nas do królewien i królewiczów z obrazów Wojtkiewicza przyodzianych w wykwintne dworskie stroje, kapryśnych, posmutniałych, zatopionych w świecie marzeń. Tu i tam ta sama, źle skrywana chęć odbierania hołdów, ta sama poza nieprzystępności i wyniosłości, to samo zagubienie w mikrokosmosie traw i kwiatów, rachitycznych roślin tęskniących za słońcem; tu i tam zmatowiała, wąska gama barw ewokujących nastrój melancholii.