Pomiędzy jesienią 2005 a latem 2007 roku przechowywałem na moim maleńkim balkonie stertę brudnych naczyń. Wyjąłem je ze zlewu do miski i wystawiłem na zewnątrz. Nie chciało mi się ich zmywać, więc usunąłem problem sprzed oczu. (Prawdę mówiąc nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy tak łatwo poradziłem sobie w życiu.) Pod koniec 2005 roku spadł śnieg i szczelnie przykrył naczynia. Zrobiłem zdjęcie śnieżnej zaspy, a następnej zimy - na początku 2007 roku - kolejne. Problem z brudnymi garami na balkonie rozwiązał się sam. Któregoś dnia w południe, latem 2007 roku, obudziło mnie stukanie w szybę. Zdziwiłem się, a nawet przestraszyłem, bo mieszkam na ostatnim, czwartym piętrze. Rankiem robotnicy postawili rusztowanie i teraz jeden z nich gapił się z zewnątrz na mnie leżącego w rozgrzebanej pościeli. (Pożałowałem wtedy, że nie używam zasłonek ani żaluzji.) Wstałem i otworzyłem okno. Robotnik poprosił mnie, żebym zabrał miskę z naczyniami. Okazało się, że administratorzy budynku postanowili wymienić lokatorom balkony, bo groziły zawaleniem. Niestety, nowy balkon jest tak wąski, że miska się na nim nie zmieściła.
2 fotografie barwne - dyptyk, papier, Lambda Print, 60 x 40 cm; opis autorski do fotografii; wydruk autorski, nakład: 1/4 + 1 a.p.
Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacjiPomiędzy jesienią 2005 a latem 2007 roku przechowywałem na moim maleńkim balkonie stertę brudnych naczyń. Wyjąłem je ze zlewu do miski i wystawiłem na zewnątrz. Nie chciało mi się ich zmywać, więc usunąłem problem sprzed oczu. (Prawdę mówiąc nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy tak łatwo poradziłem sobie w życiu.) Pod koniec 2005 roku spadł śnieg i szczelnie przykrył naczynia. Zrobiłem zdjęcie śnieżnej zaspy, a następnej zimy - na początku 2007 roku - kolejne. Problem z brudnymi garami na balkonie rozwiązał się sam. Któregoś dnia w południe, latem 2007 roku, obudziło mnie stukanie w szybę. Zdziwiłem się, a nawet przestraszyłem, bo mieszkam na ostatnim, czwartym piętrze. Rankiem robotnicy postawili rusztowanie i teraz jeden z nich gapił się z zewnątrz na mnie leżącego w rozgrzebanej pościeli. (Pożałowałem wtedy, że nie używam zasłonek ani żaluzji.) Wstałem i otworzyłem okno. Robotnik poprosił mnie, żebym zabrał miskę z naczyniami. Okazało się, że administratorzy budynku postanowili wymienić lokatorom balkony, bo groziły zawaleniem. Niestety, nowy balkon jest tak wąski, że miska się na nim nie zmieściła.