Pomiędzy jesienią 2005 a latem 2007 roku przechowywałem na moim maleńkim balkonie stertę brudnych naczyń. Wyjąłem je ze zlewu do miski i wystawiłem na zewnątrz. Nie chciało mi się ich zmywać, więc usunąłem problem sprzed oczu. (Prawdę mówiąc nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy tak łatwo poradziłem sobie w życiu.) Pod koniec 2005 roku spadł śnieg i szczelnie przykrył naczynia. Zrobiłem zdjęcie śnieżnej zaspy, a następnej zimy - na początku 2007 roku - kolejne. Problem z brudnymi garami na balkonie rozwiązał się sam. Któregoś dnia w południe, latem 2007 roku, obudziło mnie stukanie w szybę. Zdziwiłem się, a nawet przestraszyłem, bo mieszkam na ostatnim, czwartym piętrze. Rankiem robotnicy postawili rusztowanie i teraz jeden z nich gapił się z zewnątrz na mnie leżącego w rozgrzebanej pościeli. (Pożałowałem wtedy, że nie używam zasłonek ani żaluzji.) Wstałem i otworzyłem okno. Robotnik poprosił mnie, żebym zabrał miskę z naczyniami. Okazało się, że administratorzy budynku postanowili wymienić lokatorom balkony, bo groziły zawaleniem. Niestety, nowy balkon jest tak wąski, że miska się na nim nie zmieściła.

363
Daniel RUMIANCEW (ur. 1970 Stalowa Wola)

Brudne naczynia na moim balkonie, 2005/2007

2 fotografie barwne - dyptyk, papier, Lambda Print, 60 x 40 cm; opis autorski do fotografii; wydruk autorski, nakład: 1/4 + 1 a.p.

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Pomiędzy jesienią 2005 a latem 2007 roku przechowywałem na moim maleńkim balkonie stertę brudnych naczyń. Wyjąłem je ze zlewu do miski i wystawiłem na zewnątrz. Nie chciało mi się ich zmywać, więc usunąłem problem sprzed oczu. (Prawdę mówiąc nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy tak łatwo poradziłem sobie w życiu.) Pod koniec 2005 roku spadł śnieg i szczelnie przykrył naczynia. Zrobiłem zdjęcie śnieżnej zaspy, a następnej zimy - na początku 2007 roku - kolejne. Problem z brudnymi garami na balkonie rozwiązał się sam. Któregoś dnia w południe, latem 2007 roku, obudziło mnie stukanie w szybę. Zdziwiłem się, a nawet przestraszyłem, bo mieszkam na ostatnim, czwartym piętrze. Rankiem robotnicy postawili rusztowanie i teraz jeden z nich gapił się z zewnątrz na mnie leżącego w rozgrzebanej pościeli. (Pożałowałem wtedy, że nie używam zasłonek ani żaluzji.) Wstałem i otworzyłem okno. Robotnik poprosił mnie, żebym zabrał miskę z naczyniami. Okazało się, że administratorzy budynku postanowili wymienić lokatorom balkony, bo groziły zawaleniem. Niestety, nowy balkon jest tak wąski, że miska się na nim nie zmieściła.