Pochodzące z początku lat 90. przedstawienie zwierzęcopodobnej figury jest jednym z rzadko spotykanych w dorobku Zdzisława Beksińskiego, samodzielnie występujących motywów animalistycznych. W widowiskowych pejzażach metafizycznych, które przyniosły artyście w latach 70. wielki rozgłos, zwierzęta nie grały pierwszoplanowej roli, będąc zawsze elementem szerszej narracji. Wychudzone konie, złowieszcze kruki, czy szczerzące kły wilki współtworzyły dramaturgię sennych wizji i wzmacniały agresywność przekazu. Z biegiem lat, w miarę ograniczania ilości rekwizytów i zawężania przestrzeni kompozycji, zdemonizowani przedstawiciele fauny, podobnie jak i upiorne ludzkie postaci, przestali brać udział w „teatrze grozy“, stając się jedynymi bohaterami obrazów. Znamiennej transformacji uległ także sposób traktowania malarskiego tworzywa. Artysta tak objaśniał swą twórczą ewolucję:

Idę w kierunku większego uproszczenia tła, a równocześnie znacznej deformacji postaci, które są namalowane bez tzw. światłocienia naturalistycznego. Właściwie chodzi mi o stworzenie jakiejś własnej formy. Chodzi o to, żeby na pierwszy rzut oka było widoczne, że jest to obraz zrobiony przeze mnie. (Liczba jego 66, Beksiński w rozmowie z. C.A. Skrobałą, „Dziennik Polski“ nr 298-1, 28 XII 1995)

Syntetycznie ujęty i wyabstrahowany z nieokreślonego tła wizerunek czworonożnego zwierzęcia wpisuje się doskonale w nurt przemian, jakim uległo malarstwo „fotografa wizji“ skłaniającego się coraz bardziej w kierunku wysublimowanej abstrakcji. Jego geometryzująca forma stanowi czytelne nawiązanie do wczesnych rysunków przedstawiających krowy i byki, a także do tworzonych na początku lat 60. zoomorficznych rzeźb. Jest w końcu świadectwem ciągłego samodoskonalenia się twórcy i jego wyzwolenia od ukształtowanego w latach 70. wizerunku obsesjonata śmierci „obdzierającego ludzi ze skóry“. Uważnie śledzący dorobek Mistrza z Sanoka kolekcjonerzy z pewnością dostrzegą w nim wyjątkowe dzieło noszące znamiona powrotu do awangardowych fascynacji, od których zaczynał swoją przygodę ze sztuką.

116
Zdzisław BEKSIŃSKI (1929 Sanok - 2005 Warszawa)

BEZ TYTUŁU, 1994

olej, płyta
88,5 x 91 cm
sygn. na odwr. na płycie: BEKSIŃSKI 94
powyżej l.g.: ST, p.g.: N. [w kólku]

Kup abonament Wykup abonament, aby zobaczyć więcej informacji

Pochodzące z początku lat 90. przedstawienie zwierzęcopodobnej figury jest jednym z rzadko spotykanych w dorobku Zdzisława Beksińskiego, samodzielnie występujących motywów animalistycznych. W widowiskowych pejzażach metafizycznych, które przyniosły artyście w latach 70. wielki rozgłos, zwierzęta nie grały pierwszoplanowej roli, będąc zawsze elementem szerszej narracji. Wychudzone konie, złowieszcze kruki, czy szczerzące kły wilki współtworzyły dramaturgię sennych wizji i wzmacniały agresywność przekazu. Z biegiem lat, w miarę ograniczania ilości rekwizytów i zawężania przestrzeni kompozycji, zdemonizowani przedstawiciele fauny, podobnie jak i upiorne ludzkie postaci, przestali brać udział w „teatrze grozy“, stając się jedynymi bohaterami obrazów. Znamiennej transformacji uległ także sposób traktowania malarskiego tworzywa. Artysta tak objaśniał swą twórczą ewolucję:

Idę w kierunku większego uproszczenia tła, a równocześnie znacznej deformacji postaci, które są namalowane bez tzw. światłocienia naturalistycznego. Właściwie chodzi mi o stworzenie jakiejś własnej formy. Chodzi o to, żeby na pierwszy rzut oka było widoczne, że jest to obraz zrobiony przeze mnie. (Liczba jego 66, Beksiński w rozmowie z. C.A. Skrobałą, „Dziennik Polski“ nr 298-1, 28 XII 1995)

Syntetycznie ujęty i wyabstrahowany z nieokreślonego tła wizerunek czworonożnego zwierzęcia wpisuje się doskonale w nurt przemian, jakim uległo malarstwo „fotografa wizji“ skłaniającego się coraz bardziej w kierunku wysublimowanej abstrakcji. Jego geometryzująca forma stanowi czytelne nawiązanie do wczesnych rysunków przedstawiających krowy i byki, a także do tworzonych na początku lat 60. zoomorficznych rzeźb. Jest w końcu świadectwem ciągłego samodoskonalenia się twórcy i jego wyzwolenia od ukształtowanego w latach 70. wizerunku obsesjonata śmierci „obdzierającego ludzi ze skóry“. Uważnie śledzący dorobek Mistrza z Sanoka kolekcjonerzy z pewnością dostrzegą w nim wyjątkowe dzieło noszące znamiona powrotu do awangardowych fascynacji, od których zaczynał swoją przygodę ze sztuką.