Obraz reprodukowany i opisany:
– Strona internetowa Dmochowski Gallery NET (Wirtualne Muzeum), Sala 11.
Pochodzące z początku lat 90. przedstawienie zawieszonego w nieokreślonej przestrzeni obiektu przypominającego skorodowaną i wygiętą – używając nazewnictwa samego autora – „blachę – nie blachę“ – jest uderzająco podobne do ostatniego, ukończonego tuż przed tragiczną śmiercią, obrazu Mistrza. Pokazuje tym samym rezultat malarskich poszukiwań, jakie zajmowały go w ostatnich kilkunastu latach twórczości. Widowiskowe, bogate w szczegóły „metafizyczne pejzaże“ ustąpiły wówczas miejsca syntetycznym formom o budowanej subtelnymi przejściami tonalnymi, przejrzystej architektonice. Ta warsztatowa wirtuozeria wprowadzała trzeci wymiar do płaszczyzny obrazu zacierając granicę między malarstwem a rzeźbą – dziedziną, w której artysta tworzył jeszcze w czasach sanockich. Mimo poświęcenia się „fotografowaniu wizji“ za pomocą pędzla i farb w kolejnych latach, fascynacja możliwościami tego medium nigdy nie wygasła: Rzeźbę porzuciłem nie dlatego, żebym tak chciał, tylko dlatego, że życie mnie do tego zmusiło, bo nie było szansy utworzenia w mieszkaniu pracowni rzeźbiarskiej, która jest straszliwie brudna. Nie mówiąc o tym, że rzeźby są ciężkie i duże i trzeba je gdzieś zmagazynować, a w bloku nie ma na to miejsca. (...) Działalność rzeźbiarza wymaga jednak pewnej tężyzny fizycznej. Parokrotnie miałem na to cholerną ochotę (...) Natomiast być może te obrazy są jakby próbą zastąpienia jednego przez drugie, tzn. rzeźby przez malarstwo. Nie wykluczam, że tak jest. Ja nie widzę tego podziału na tyle wyraźnie jak ktoś z boku, bo to jest takie oglądanie własnego ucha bez użycia lustra. [fragment wywiadu ze Zdzisławem Beksińskim, „Impresje“ 1999, nr 6, s. 2-3]
W katalogu październikowej aukcji, obok zredukowanego do jednego motywu, ujmującego rzeźbiarskim modelunkiem dzieła, znalazły się także dwa obrazy ze słynnej kolekcji japońskiej noszące reminiscencje okresu fantastycznego (poz. 15 i 16). To stylistyczne zróżnicowanie jest prawdziwą gratką dla kolekcjonerów i wielbicieli sztuki „Beksa“ – zarówno tych poszukujących w niej szokujących treści jak i czystych wrażeń estetycznych.
olej, płyta
92 x 88 cm
sygn. na odwr. na płycie: BEKSIŃSKI | 1992
p.g.: N [w kółku]
Obraz reprodukowany i opisany:
– Strona internetowa Dmochowski Gallery NET (Wirtualne Muzeum), Sala 11.
Pochodzące z początku lat 90. przedstawienie zawieszonego w nieokreślonej przestrzeni obiektu przypominającego skorodowaną i wygiętą – używając nazewnictwa samego autora – „blachę – nie blachę“ – jest uderzająco podobne do ostatniego, ukończonego tuż przed tragiczną śmiercią, obrazu Mistrza. Pokazuje tym samym rezultat malarskich poszukiwań, jakie zajmowały go w ostatnich kilkunastu latach twórczości. Widowiskowe, bogate w szczegóły „metafizyczne pejzaże“ ustąpiły wówczas miejsca syntetycznym formom o budowanej subtelnymi przejściami tonalnymi, przejrzystej architektonice. Ta warsztatowa wirtuozeria wprowadzała trzeci wymiar do płaszczyzny obrazu zacierając granicę między malarstwem a rzeźbą – dziedziną, w której artysta tworzył jeszcze w czasach sanockich. Mimo poświęcenia się „fotografowaniu wizji“ za pomocą pędzla i farb w kolejnych latach, fascynacja możliwościami tego medium nigdy nie wygasła: Rzeźbę porzuciłem nie dlatego, żebym tak chciał, tylko dlatego, że życie mnie do tego zmusiło, bo nie było szansy utworzenia w mieszkaniu pracowni rzeźbiarskiej, która jest straszliwie brudna. Nie mówiąc o tym, że rzeźby są ciężkie i duże i trzeba je gdzieś zmagazynować, a w bloku nie ma na to miejsca. (...) Działalność rzeźbiarza wymaga jednak pewnej tężyzny fizycznej. Parokrotnie miałem na to cholerną ochotę (...) Natomiast być może te obrazy są jakby próbą zastąpienia jednego przez drugie, tzn. rzeźby przez malarstwo. Nie wykluczam, że tak jest. Ja nie widzę tego podziału na tyle wyraźnie jak ktoś z boku, bo to jest takie oglądanie własnego ucha bez użycia lustra. [fragment wywiadu ze Zdzisławem Beksińskim, „Impresje“ 1999, nr 6, s. 2-3]
W katalogu październikowej aukcji, obok zredukowanego do jednego motywu, ujmującego rzeźbiarskim modelunkiem dzieła, znalazły się także dwa obrazy ze słynnej kolekcji japońskiej noszące reminiscencje okresu fantastycznego (poz. 15 i 16). To stylistyczne zróżnicowanie jest prawdziwą gratką dla kolekcjonerów i wielbicieli sztuki „Beksa“ – zarówno tych poszukujących w niej szokujących treści jak i czystych wrażeń estetycznych.